R 10. LVI

1.2K 184 31
                                    

Wszystko nagle zwolniło. Nie dochodziło do mnie praktycznie nic, słyszałem jedynie dudnienie mojego własnego serca. Jakbym znajdował się głęboko pod wodą i nie mógł się z niej wynurzyć. Mogłem jedynie obserwować, ale też to co widziałem, wydawało się.. rozmazane. Ali wydawała się być tak samo przerażona jak ja. Jej zapach.. wyczuwałem go.. znałem bardzo dobrze. Sama niedowierzała, że tak to się właśnie skończy. Wszystko, cała sielanka znikła przez cholernych łowców. Całe szczęście, radość, spokój.. jeszcze kilka godzin temu nikt by się tego nie spodziewał, a teraz.. został jedynie strach.

Mogliśmy jedynie przyglądać się najgorszemu. Basim wciąż trzymał nas za nadgarstki, nie drgnął nawet o milimetr, tylko obserwował. Wyraz jego twarzy też się nie zmienił, był.. spokojny, zadziwiająco spokojny, jakby nie działo się nic złego. W sumie, on nie jest wtajemniczony, nie wie, że Ryland to wilkołak, nie wie, że teraz jeśli nie uda mu się uciec to zginie, a łowcy oraz tutejsi mieszkańcy obiorą sobie kolejny cel, jego rodzinę i możliwe, że również jego przyjaciół. 

Jednak z drugiej strony, powinien odczuć choć minimalne przerażenie. Był w końcu bliskim przyjacielem jego wuja, nawet jego samego. Sam go ostrzegał, że proszek łowców zwykle zabija przeciętnego człowieka. Nie okazywał przy tym żadnych emocji, choć według jego toku rozumowania, przyglądał się właśnie śmierci znajomej mu osoby. 

Nie było to teraz najważniejsze. Jedyne co się teraz liczyło to Ryland. Jeśli nie padnie przez ten cholerny proszek łowców, to powinien być w stanie sam uciec. Miał dostatecznie dużo miejsca by wyminąć ludzi i pognać prosto w las, o ile by się tam udał. Znając go będzie szukał mnie.. dlatego powinienem zacząć działać, nie narażać go jeszcze bardziej. Łowcy nie będą się powstrzymywać, nie ważne, że pełno jest zwykłych ludzi wokół.. jednak to w pewnym stopniu dotknie Rylanda, znał tych ludzi, wychowywał się tu i nie chciał, by ktokolwiek został przez niego ranny. 

Dlaczego w takiej właśnie chwili jestem całkowicie bezużyteczny?! Nie mogę mu w żaden sposób pomóc.. jestem zbyt słaby.. a gdybym spróbował się do niego dostać, szybko zostałbym złapany przez jakiegoś łowce co tylko pogorszyłoby sytuacje Rylanda...

To nie może być przecież koniec.. nie chce, nie teraz. W końcu zaznałem szczęścia.. zaczynam otwierać się na drugą osobę, czuć do niego z każdym dniem coraz więcej.. nie chce tego tracić.. Łzy same zaczynały gromadzić się w moich oczach, sama myśl o tym, że zostanę znów sam, bez Rylanda.. mojego przeznaczonego.. mojego alfy.. musiałem coś zrobić. To się na tym nie skończy, nie tak.. 

Chciałem się wyrwać, ruszyć prosto do niego. Bez żadnego planu, ani nawet tworzącego się pomysłu. Jeśli to ma być jego koniec, to będzie i mój.. 

Niestety zostałem powstrzymany. Nie przez żelazny chwyt Basima, nie przez tłum który domagał się sprawiedliwości czy też łowców którzy chcieli nas wytępić. Powstrzymał mnie krzyk, głośny,  nienaturalny, wręcz przerażający krzyk, spowodowany bólem. Tłum ucichł, i patrzył się z przerażeniem na leżącego na ziemi i krzyczącego z bólu Rylanda. Nie zmienił się. Wił się na ziemi i krzyczał... mój alfa cierpiał. On.. nawet jak przez przypadek się przypalił w kuchni, strącił olbrzymi kocioł na swoją nogę, czy też spadł ze schodów to jedynie postękiwał cicho, twierdząc, że on jako alfa, nie powinien okazywać bólu.. a teraz.. teraz nie mógł tego powstrzymać. 

Tylko dlaczego się nie zmienił? Maerin pomylił proszek czy Ryland miał na tyle silną wole, by opierać się temu przekleństwu? Nie.. to nie miało nic wspólnego z siłą woli. Mówił mi to przecież. Nie ważne jaki wilk, stary czy młody, opanowany w takim stopniu, że potrafi przyjąć formę hybrydalną.. nie jest w stanie oprzeć się sile tego proszku. Więc.. co go blokuje? 

Mieszaniec |ABO|Where stories live. Discover now