R 2. V

1.8K 191 15
                                    

Obudziłem się obolały. Całe ciało bolało mnie tak jakbym został przygnieciony koniem i to kilka razy. Wciąż czułem żar w płucach, oczach, gardle i nosie a na języku wciąż miałem ten dziwny kwaśny liść. Nie mogłem go wypluć ani otworzyć ust. Były czymś zablokowane. Kiedy próbowałem wypchnąć liść językiem poczułem swoje zęby które stały się inne, dłuższe, ostrzejsze. 

Nie mogłem się poruszyć, nogi oraz ręce miałem ciasno związane.. chyba. Zamrugałem ze zdziwienia. Nie widziałem przed sobą swoich nóg ani rąk tylko łapy z bardzo jasnym futrem. Drgnąłem tak gwałtownie że uderzyłem łbem o stalowe pręty. Dopiero teraz do mnie dotarło że znajdowałem się w małej klatce. Była okryta dziurawym kocem przez który widziałem pomarańczowe liście. 

To nie mogła być prawda. To był na pewno jakiś dziwny sen jeden z tych które wydają się nadzwyczaj realistyczne. Pewnie była to wina tego liścia który miałem na języku. Profesor opowiadał mi nieraz swoje historie za młodu, jego eksperymenty z dziwnymi grzybami i liśćmi przez które kończył w naprawdę dziwnych miejscach. Raz nawet wydawało mu się że był żabą i przez cały dzień skakał po kamieniach nad rzeką i próbował łapać owady językiem. 

Więc może jest to jakiś głupi psikus mojego umysłu? Najemnicy mnie naćpali a mózg postanowił wykorzystać sytuacje i postawić mnie przed moją nową traumą jaką był wilk. Zamiast zmierzyć się z nim twarzą w twarz postanowił po prostu zmienić mnie w jednego z nich żebym poczuł się jak one. Tylko po co? Jaki był tego sens? To nie zmieni faktu że się ich po prostu boje, nie zacznę ich z dnia na dzień kochać a przede wszystkim nie zapomnę tego strasznego widoku. Wciąż widzę jak wbijał swoje kły w Luka, jak nim szarpał a na koniec rzucił jakby wszystko sobie wcześniej zaplanował. Wątpię żeby to zrobił z premedytacją, zwierzęta niby są inteligentne ale nie aż tak. Tak to musiało być inaczej jakbym miał to wytłumaczyć? 

Drgnąłem, ponownie uderzając głową o pręty, a raczej moja klatka drgnęła. Ktoś podniósł koc. Jasne światło na chwile mnie oślepiło. Kiedy chciałem się rozejrzeć ktoś uderzył w klatkę która znowu zaczęła się bujać.

-Przestań skomleć kundlu! -Celował do mnie z kuszy, nie tej wielkiej która znajdowała się na jego plecach tylko z mniejszej która mogłaby zostać umocowana na ręce. Był to jeden z najemników Maerina który się do mnie w ogóle nie odzywał. W obozie kiedy miałem wolny czas obserwowałem niektórych najemników i ten wydawał się spokojnym i bardzo opanowanym mężczyzną. Jak widać pierwsze wrażenia są mylne. -Powiedziałem przestań! -Wrzasnął ponownie. 

Zastanawiałem się co miałem przestać. Nie panowałem teraz nad sobą i jak wydawałem jakieś odgłosy to ich nie kontrolowałem.

-On cię nie rozumie. -Rozpoznałem głos staruszka. Znalazłem go szybko, trzymał dużą kuszę na kolanach z nałożonym bełtem który wycelowany był prosto we mnie.  -W swoich wilczych postaciach tracą zdolność rozumienia ludzkiej mowy. Podobnie mają z czytaniem ludzkiego pisma. Czasami udaje im się rozczytać piktogramy ale rzadko.

-Nie obchodzi mnie to czy ten kundel rozumie czy nie. Ma się zamknąć! -Zaczął walić w moją klatkę przez co w końcu usłyszałem jak żałośnie piszczałem.  -Robi to specjalnie!

-Może dlatego że go stresujesz. 

-Stresuje?! Ten kundel jest cholernie niebezpieczny i to ja go stresuje?!

 -Uspokój się. Dojedziemy do kościoła i się wszystkiego dowiemy. 

-Czego chcesz się dowiedzieć? Wszystko jest jasne jak na dłoni. To przez tego gnojka Luke walczy teraz o życie o ile nie dołączył już do Jedynego.

-Nie wiemy tego. Może dzieciak nie wiedział czym jest a może po prostu myślał że jesteśmy głupi. Dowiemy się tego w kościele. -Powtórzył powoli ostatnie jakby chciał dać do zrozumienia najemnikowi by już nie poruszał tego tematu.

Mieszaniec |ABO|Where stories live. Discover now