R 7. XLII

1.6K 162 10
                                    

Nie minęło dużo czasu aż Gburek zaczął działać. Zaraz po tym jak dowiedzieliśmy się, że w okolicy mogą kręcić się łowcy, ruszyliśmy prosto do domu. To znaczy zostałem tam zaciągnięty niemal natychmiastowo. Gburek nie chciał sprawdzać swojego szczęścia. Już i tak wystarczająco rzucał się w oczy. Nie chciał sprowadzić na swoją rodzinę niepotrzebnych kłopotów. A to, że mężczyzną na portrecie który pokazał nam Basim był profesor, mogło oznaczać, że grupa łowców mogła mnie znać i z łatwością rozpoznać. Co prawda, taki łowca musiałby podejść naprawdę blisko mnie, nie zbudzać mojego a tym bardziej Gburka podejrzeń i ściągnąć ze mnie czapkę oraz szalik by dało się zobaczyć moją twarz, ale to nie zmienia faktu, że ryzyko było bardzo duże.

W tym wszystkim była jedna dobra informacja. Profesor żył. Jeśli wierzyć słowom Basima, a raczej jego ludzi, to był poniżany. Traktować tak tego człowieka to zbrodnia. Może mało wiedziałem czym tak naprawdę się zajmował, dlaczego miał ten tytuł, ale był dobrym człowiekiem i to mi w zupełności wystarczało. Wzbudza szacunek u wszystkich, łatwo nawiązuje przyjaźnie, pomaga.. No i jest dosyć sławny. To niemożliwe by był jednym z nas, wilkołakiem. W końcu który wilkołak narażałby się wynajmując łowców do pomocy? Lasy powinny być na niego najbezpieczniejszym miejscem. Chociaż, to by tłumaczyło jego zainteresowanie moją osobą. Może on wiedział kim tak naprawdę jestem i tylko czekał aż mu to powiem. Pewnie nie wiedział, że sam nie wiem kim jestem. W sumie, nie mam teraz co gdybać nad tym tematem. Jak zwykle mogę wyolbrzymić problem, dowiem się jak z nim porozmawiam. Pytanie brzmiało, jak to zrobić? Przecież sam go nie uratuje. A Gburka o to prosić nie mogę. To znaczy mogę i wiem, że by się zgodził.. i właśnie z tego względu nie mogę. Nie chce go narażać na niebezpieczeństwo, ani jego rodziny. Musze znaleźć inny sposób. 

Gdy tylko weszliśmy do domu Gburek powiedział wszystko swojemu wujowi. Podejrzewałem, że było to jedno z jego zabezpieczeń by nie pozwolić mi wyjść poza obręb tego domu. Jego wuj słuchał uważnie, przytakiwał i zachowywał się w miarę spokojnie jak na niego. Był lekko zdziwiony tym, że łowcy byli w pobliżu. Bardziej był zszokowany słysząc kogo oni mieli w niewoli, przynajmniej czysto teoretycznie. Dopóki nie zobaczę tego mężczyzny na własne oczy nie mogę stwierdzić z całą pewnością, że jest to profesor we własnej osobie. Chociaż portret był naprawdę dokładny, każdy najmniejszy szczegół jego twarzy był na nim przedstawiony. Jakby prawdziwa twarz profesora została uwięziona na papierze. Ktokolwiek go narysował miał prawdziwy talent, albo był jakimś szarlatanem który posługuje się magią. 

-..Basim nie podał żadnych powodów dlaczego ci łowcy są w pobliżu. -Skończył mówić a jego wuj wciąż przytakiwał. Jego górna warga co chwila się ruszała jakby chciał w końcu coś powiedzieć, ale nie wiedział dokładnie co. 

-Pewnie uspokoić wicehrabiego. -W końcu udało mu się wypowiedzieć kilka słów. -Już wcześniej Marlow był przeciwny idei łowców a teraz po naszej skardze oraz niedawnych wydarzeniach w wiosce Cavea ma wystarczające powody by zakazać im całkowitego wstępu na jego ziemie. 

-To i tak mało, jedno miejsce..

-Nie jedno. Posiada sporo ziem. W dodatku jest w bardzo dobrych relacjach z obecnie panującym. Chodzą słuchy, że planuje wydać swoją córkę za jednego z synów panującego.. a to może napsuć krwi łowcom. Dlatego zgaduje, że przybyli załagodzić sytuacje. Pokażą schwytaną bestie -spojrzał na mnie -z pozoru niewinnego, uroczego a tak naprawdę brutalną, bezlitosną.. bezduszną bestie. 

-I dlatego trzymają tego profesorka w niewoli? Mogli by już z nim wejść do Fogtown i tu pokazać przedstawienie jak się przemienia. -Warknął głośno. 

-To też jest dziwne. Gdyby był tym wilkołakiem nie musieliby się kryć po jakiś jaskiniach. Może jest to wabik? -Zaczął drapać się po brodzie. -Dobrze byłoby mieć pewność czy profesor Rathma Revon jest faktycznie wilkołakiem czy tylko człowiekiem. -Oparł się o oparcie krzesła i skrzyżował ręce na piersi. Chwile mu się przyglądałem, czy to możliwe, że on też znał profesora? Ryland powiedział wyłącznie jego nazwisko.  Nie byłoby to wcale takie dziwne w końcu profesor sporo podróżował. -Jesteś pewien, że nie pomyliłeś go z nikim innym? 

Mieszaniec |ABO|जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें