R 11. LXII

1.3K 178 8
                                    

Wspaniale było powrócić do wilczej formy po tak długim czasie. Prawie zapomniałem jak to już jest. Kolory, zapachy nawet dotyk.. wszystko stało się inne, intensywniejsze. Gdy tylko się przemieniłem, miałem ochotę wybiec z jaskini i pognać przed siebie w las. W sumie tak zrobiłem, tylko poczekałem aż Gburek spakuje nasze ubrania i również się przemieni. W końcu musiałem się upewnić, że poskłada przynajmniej moje ubrania. Nie rozumiał co mówię, ale po moich sapaniach zapewne się orientował, że robi coś źle. Mogłem pomyśleć wcześniej i sam je poskładać, ale gdy tylko je z siebie zrzuciłem zacząłem się trząść jak osika. No i pewien palant ciągle się na mnie gapił. Nawet się z tym nie krył. Przynajmniej nie musiałem mu tłumaczyć, za co dostał po łbie.

Bieganie po lesie było całkiem przyjemne. Gburek dołączył do mnie po krótkiej chwili, głównie się mi przyglądał jak wszystkim na nowo się ekscytuje. Udało nam się natrafić na ślady królika, dzięki czemu zostałem wtajemniczony w sztukę polowania. Szczerze, nie zrozumiałem żadnego słowa, które Gburek do mnie mówił. Nie wiem skąd on brał te wszystkie mądrości, albo co zjadł przed podróżą. On po samym zapachu potrafił ocenić kiedy i skąd zwierz przyszedł, jaki czas się tu znajdował i w którą stronę się udał. Dalej uważam, że się ze mnie nabijał, ale pewnym nie mogłem być. Dzięki jego nosowi udało się odnaleźć zwierzę. Zaproponował mi, bym to ja spróbował go złapać, ale już widziałem jak go doganiam. Musiał sam upolować królika, przez krótką chwile obserwowałem jak go ściga. Potem znikł mi z oczu i wrócił po minucie z jeszcze ciepłym zwierzęciem w pysku.

Położył go przede mną. Biedne małe stworzonko. Miał pecha, że na nas trafił. W nagrodę poklepałem Gburka po głowie, co nie było takie proste w wilczej postaci. Nie zamierzałem teraz jeść tego królika, mogliśmy go zostawić na później i go przypiec, albo zjeść jak naprawdę będziemy głodni. Bez słów podniósł go i podszedł do torby. Patrzyłem i niedowierzałem jak wrzuca go do środka. Nie musiał długo czekać na moją reakcje. Ugryzłem go w ogon i kazałem go wyciągnąć by nie zabrudził naszych ubrań krwią. Skończyło się na tym, że owinął go w swoją koszulę i spodnie. Cóż najważniejsze, że nie użył moich.

Gdy skończyliśmy się wygłupiać, Ryland zaprowadził nas do tunelu. Znowu miałem lekkie obawy, że wszystko się nagle zawali, ale ruszyłem za nim. Jakby nie patrzeć, przecisnąłem się wcześniej przez ciaśniejszą dziurę, i też się mogła zawalić. Jednak wtedy nie zwracałem na to uwagi, w końcu byłem napędzany strachem. Gburek był idealnym taranem. To co pająkom udało się odbudować po naszej ostatniej wizycie, zostało przez niego zniszczone. Na szczęście żadnych pajęczaków nie musiałem oglądać, oraz nie było nic do odblokowywania. Cała droga przebiegła przyjemnie.. chociaż była by przyjemniejsza, gdyby nie te pajęczyny. Nie mam nic do pająków, ale..

Wydostaliśmy się z pajęczego tunelu. Musiałem się dwukrotnie wytrzepać. Gdy zrobiłem to za pierwszym razem, to wszystko do mnie wróciło z nadmiarem. Gburek stał blisko mnie i wpadł na ten sam pomysł. Gdy go pogoniłem otrzepałem się ponownie. Już wolnym krokiem szliśmy w kierunku jego dawnego domu.

Obserwowałem okolice. Byłem tu raz. Wciąż mi się tu bardzo podobało. Śniegu nie było już widać, a cała okolica powoli wracała do życia. Wystarczyłoby tylko zrobić jakąś ścieżkę, obłożyć po obu stronach kamieniami.. chociaż to tylko małe widzimisię. Po kilkunastu minutach powolnego spaceru naszym oczom ukazał się dawny dom Rylanda. Dalej wyglądał wspaniale, chociaż potrzebował porządnej renowacji.

-Wszystko gra? -Spojrzałem na Rylanda, nagle stanął w miejscu. Otarłem się o jego bok. Mogłem się domyślić, że znowu będzie odrobine posępny.

-Jak najbardziej. -Mruknął o dziwo spokojnie, bez żadnej nutki smutku w głosie. -Po prostu się dziwie..

-Czym?

Mieszaniec |ABO|Where stories live. Discover now