R 8. XLIV

1.4K 180 15
                                    

Tak jak plan zakładał, zabrałem torbę z ciuchami Gburka i ruszyłem w wyznaczone przez niego miejsce, bym na niego poczekał. Tym miejscem była rzeka którą szliśmy wcześniej. Profesor starał się wyciągnąć ze mnie jakieś informacje, co się właściwie dzieje. Rozumiałem jego niepokój i zdenerwowanie, ale nie potrafiłem mu teraz odpowiedzieć na żadne pytanie. Zbyt mocno skupiałem się na otaczających nas zapachach i dźwiękach. Nie chciałem by ktoś nas zaskoczył, czy to łowca który poluje na mnie oraz profesora, łowczy z miast czy też bestia która zaatakowała Morgana. Po głowie wciąż chodziło mi pytanie, dlaczego zaatakował wyłącznie jego? Nie chodziło o to, że był zwykłym człowiekiem, wtedy profesora również by zranił. Może dlatego, że nosił ubrania łowców.. wiem jedno. Rylandowi na pewno się ta historia nie spodoba, o ile w ogóle w nią uwierzy.  

Do rzeki dotarliśmy bardzo szybko. Głównie przeze mnie bo ciągnąłem profesora. Nie wyczuwałem żadnych nowych zapachów, okolica wydawała się bezpieczna. Teraz musiałem czekać na Rylanda, aż zgubi pościg i będziemy mogli wrócić do domu. Spojrzałem na profesora, usiadł na dużym kamieniu i zaczął masować swoje stopy. Całe poranione i zmarznięte. Gdybym mógł oddałbym mu rzeczy Rylanda, nawet przez chwile miałem taki pomysł, ale zdałem sobie sprawę, że ten wygląd pomoże mu jak i wilkołakom. Kiedy zobaczą profesora w takim stanie łatwiej uwierzą w okrucieństwo łowców, a jakby pojawił się w ciepłych ubraniach mógłby być lekki problem. Czułem się okropnie wykorzystując go w ten sposób. 

-Aaron. -Profesor machnął na mnie ręką. Podszedłem do niego a ten uśmiechnął się szeroko. -Możemy teraz porozmawiać? 

-Przepraszam profesorze.. jeszcze nie. Jak będziemy w bezpiecznym miejscu. -Położyłem dłoń na jego ramieniu. -Musimy poczekać na jedną osobę. 

-Kogo dokładnie? 

-Mojego.. partnera. -Gburka nie było w okolicy, a nawet jakby był to jest jeszcze w wilczej postaci więc na pewno by mnie nie zrozumiał. I dobrze, szybko tego słowa nie powtórzę.  

Po kilku minutach wyczułem jego zapach, z każdą minutą stawał się coraz intensywniejszy. Nim się zorientowałem wyskoczył zza krzaków. Czarna zwierzyna o przepięknych złotych oczach. Spojrzałem na profesora. Wydawał się lekko wystraszony, ale ten blask w oczach dawał mi do zrozumienia, że jest bardzo zaintrygowany. Ryland podszedł do mnie, obwąchał dotykając mojej skóry mokrym nosem. Gdy upewnił się, że wszystko ze mną w porządku przemienił się. 

Profesor aż wstał zafascynowany przemianą. Nie odrywał od niego wzroku, nawet nie mrugał by nic mu nie umknęło. Ja za pierwszym razem omal nie zwróciłem zawartości żołądka a profesor jakby mógł to by zapewne to uwiecznił. Spojrzałem na Rylanda i już wiedziałem, że jego część planu też nie przebiegła tak jak ustaliliśmy. Miał dużą ciętą ranę na swoim prawym boku jak i nodze. 

-Chcesz mi coś powiedzieć? -Wypaliliśmy obydwoje. Patrzyliśmy na siebie lekko zdenerwowani. Wskazałem na niego dłonią, pozwalając mu w ten sposób zacząć. 

-Pobiegło za mną czterech łowców, nie pięciu. -Powiedział spokojnie, choć czułem w jego głosie zdenerwowanie i troskę. Podszedł do mnie i znowu zaczął sprawdzać czy nic mi się nie stało. Chwycił moje dłonie po czym mi je pokazał, jakbym nie wiedział, że mam tam powbijane wiele drzazg z rozwalonego kija. -Miałeś nic nie robić jak ktoś zostanie.

-Nie wyczułem tamtego łowcy. -Przyglądał mi się podejrzliwe. -Kiedy podszedłem do jaskini.. zobaczyłem go, ale nie śmierdział tak jak tamci. Trzymał w dłoniach nóż. Myślałem, że chce zabić profesora. Wywabiłem go na zewnątrz kamieniem a potem zdzieliłem po łbie najgrubszym kijem. Zabrałem mu bronie.. uwolniłem profesora.. 

-Miałeś nic nie robić. 

-Ty miałeś nie wdawać się w bezpośrednie starcia. -Dotknąłem jego rany, ciało miał wciąż gorące, jakby wewnątrz niego płonął pożar. -Mam uwierzyć, że łowca dogonił wilka i zdołał zadać mu takie cięcie? Czy może to po prostu bełt tak dziwacznie się zakręcił? 

Mieszaniec |ABO|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz