R 7. XXXIX

1.5K 194 15
                                    

To opowiadanie ma już ponad 2k głosów oraz blisko 10k wyświetleń. Chciałbym wszystkim podziękować za dawanie głosów i komentowanie. Dzięki wielkie moje wilcze mordy :3

Chociaż śnieg ciągle sypał życie w wiosce w ogóle nie zamarło, czasami miałem wrażenie, że śnieg tylko pomaga w rozkwitaniu życia społecznego. Jedni szukają sympatyków w tych którzy równie mocno jak oni przeklinają na niego, inni pomagają starszym w odśnieżeniu ścieżki bądź zrzuceniu śniegu z dachu oraz rąbaniu drwa a kolejni świetnie się bawią rzucając z ukrycia śnieżkami. Jak byłem młodszy należałem do tej ostatniej grupy i moim najczęstszym celem byli strażnicy. Byli idealnymi celami a trochę ruchu im nie zaszkodzi. Przez te wszystkie lata nic się nie zmieniło, właśnie wracałem z polowania i dostrzegłem grupę dzieciaków które planowało obrzucać śnieżkami śpiącego strażnika. Podejrzewam, że chcieli również rzucić kilka we mnie, ale w ostatniej chwili się powstrzymali. Dostrzegli, że ich zauważyłem.

Kiedyś uwielbiałem strzelać z łuku. Było w tym coś relaksującego i satysfakcjonującego kiedy strzała dosięgała mojego celu, było jeszcze lepiej, kiedy natychmiastowo go zabijała. Jak opuściłem Fogtown polowanie stało się odrobine trudniejsze. W wilczej postaci musiałem uczyć się wszystkiego od nowa i to w dodatku sam musiałem do wszystkiego dojść. Normalnie ojcowie uczą polowania, ja miałem tylko przebłyski tego co mój na ten temat mówił. Kiedy dotarłem do pierwszego stada byłem małym pośmiewiskiem. Dorosły alfa który ledwo co poluje. Często słyszałem, jak taki zapewni jedzenia swojej rodzinie? Czego on nauczy swoje dzieci? Omega a nie alfa. Byli tacy którzy chcieli przekazać jakąś wiedze, i to właśnie dzięki nim załapałem co powinienem robić. I z każdym dniem byłem coraz lepszy. A teraz musiałem wrócić do polowania z łukiem.. to już nie było to samo co polowanie jako wilk. Traciłem pewnego rodzaju radość z tego. Jednak dla samej radości nie będę ryzykował.

Przeszedłem obok kuźni Lowella, miałem zacząć u niego prace w połowie przyszłego miesiąca. Przyjął na czeladnika pewnego chłopaka z miasta tylko dlatego, że jego ojciec pociągnął za kilka sznurków. Teraz Lowell cierpiał, gdyż dzieciak nie potrafił nic zrobić, nawet machać młotkiem. Słyszałem, że pierwszego dnia młotek wyśliznął się chłopakowi z ręki i uderzył nim Lowella w twarz, omal nie stracił przez to oka. I tak jak mu się z daleka przyglądam, miał potężne limo. Gdyby był wilkołakiem nie miałby go dłużej niż pięć godzin. Miał naprawdę dużo szczęścia, albo bardzo dużo pecha, że musiał dalej trzymać tego chłopaka u siebie. Mam nadzieje, że przeżyje do czasu aż zacznę u niego pracę.

Wszedłem na teren należący do wuja. Kierowałem się w stronę głównego domu, ale ciągle przyglądałem się temu mniejszemu. Coś nie dawało mi spokoju. Rzuciłem upolowanego dzika w śnieg. Wszedłem do niego. Pusto. Codziennie tu przychodziłem, sprawdzałem o co chodziło mojemu wilkowi. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Ściany stabilne, gdy się rozpalało palenisko wszędzie było ciepło. Nie znajdowało się tu nic niebezpiecznego, nie było żadnych obcych zapachów. Drzwi były stabilne, zamki działały. Zrzuciłem śnieg z dachu i sprawdziłem czy wszystko było z nim w porządku. Byłoby prościej gdyby mój wilk mógł mi powiedzieć o co dokładnie mu chodzi, dlaczego uważa, że Aaron nie będzie tu bezpieczny. Może po prostu chciał, żeby spędzał więcej czasu z moją rodziną? By zobaczył, że istnieją normalne, szczęśliwe pary i my również będziemy mogli takie stworzyć. Nie. Mój wilk nie był aż tak przebiegły by coś takiego wykombinować. Cóż, może jutro mnie olśni i zobaczę powód dla którego nie możemy tu zamieszkać.

Poszedłem do dzika i wszedłem do środka. Krzyknąłem głośno, że wróciłem. W domu był tylko Aaron, reszta załatwiała swoje sprawy. Wuj z ciotką zajmowali się sklepem a Ali znowu siedziała w gospodzie. Coś planowała, ale nie chciała powiedzieć co. Chyba nie chciała zapeszyć. Aaron natomiast leżał w łóżku, to był drugi dzień pełni. Tego dnia powinien przechodzić najsilniejsze bóle i chcice na kontakt ze swoim alfą, czyli ze mną. Ja miałem łatwiej, energię która mnie rozpierała mogłem wyładować na pracy fizycznej. Czasami jednak musiałem też się zaspokoić, ale nie czułem bólu tak jak mój omega.

Mieszaniec |ABO|Where stories live. Discover now