R 5. XXIX

1.4K 160 9
                                    

Trwał drugi dzień rui Saeviego. Miałem nadzieje, że minie tak samo spokojnie jak pierwszy. Większość czasu spaliśmy, kiedy się przebudzał widziałem, że walczy z bólem. Znajdowały się momenty w których chciał się przejść, zwykle szliśmy w stronę źródła by się napoić świeżą wodą no i opłukać sklejone futro. Zwykle towarzyszył nam któryś z jego braci, Ryland nie zmieniał postaci, bo jak podsłuchałem, obawiali się, że mógł ulec jego zapachowi. Ja trochę w to wierzyłem, w końcu jak spędzał moją ruje to kontrolował się jedynie za pomocą jakiś ziół. 

Nie powiem, byłem zaskoczony ich współpracą. Dzielili się obowiązkami i byli w miarę spokojni. Ryland kiedy tłumaczył mi zachowania alf, mówił, że zwykle w grupach w których jest ich sporo jest bardzo duże napięcie, gdyż każdy chce rządzić a mało który chce słuchać. A tu tego nie widziałem. Może dlatego, że wszystkim zależało na czyimś bezpieczeństwie. Często wychodzili na patrole czy w okolicach jaskini nie pojawili się jacyś ludzie, przy okazji również polowali i na szczęście, bliźniacy mieli w swoich torbach noże. Mięso które nam dawali do jedzenia było surowe, ale przynajmniej wypatroszone, przez co wydawało się odrobinę przyjemniejsze. 

Saevi leżał teraz na moich łapach i cicho skomlał, że chce alfy. Raczej nie mówił na poważnie, wszystko było spowodowane bólem i tą dziwną chcicą.. zapewne ja, podczas ostatniej pełni również tak stękałem.. tylko nie mówiłem, że chce alfy tylko.. nie. Na pewno go nie wzywałem.. mogłem jedynie wzywać Jedynego, by dał mi siłę. 

Niestety, Ari przez ten czas się nie znalazł. Arnvid jak się o tym dowiedział, postanowił go poszukać, choć jego brat i Ryland byli przeciwni. Gdybym umiał się normalnie zmieniać, poprosiłbym by go poszukał. Chciałem wiedzieć, po co i dlaczego to zrobił... no a zwłaszcza chciałem, żeby był bezpieczny. Arnvid go nie znalazł. Powiedział, że zapach omegi w pewnym momencie gdzieś znikł. Przeszukał cały teren, i znalazł pewne ślady. Ale nie należały one do omegi tylko do alfy. I właśnie w tamtej chwili odpuścił. Nie był pewny czy na pewno tamten alfa zabrał Ariego. Poza tym, nie zamierzał się dla niego aż tak narażać, był obcym omegą który sam podjął taką decyzje i musiał liczyć się z konsekwencjami. W takim wypadku, nie rozumiałem po co w ogóle za nim pobiegł.. może łudził się, że zdoła go znaleźć szybciej. W głębi serca miałem nadzieje, że wilkołak który znalazł Ariego był kimś dla niego ważnym.. i będzie dla niego dobry.. chociaż obawiałem się równie mocno, że to tylko życzenie naiwnego dzieciaka.

Spojrzałem na alfy. Ryland siedział po lewej, Hreidar na środku a Arnvid po prawej. Skupiłem się na swoim alfie, sprawdzał czy wilcza trawa nadaję się do sproszkowania. Po jego lewej stronie znajdowały się moje ubrania. Miał szczęście, że je poskładał pierwszego dnia. Jak się w nocy okazało, służyły mu jako poduszki.. że on się nie brzydzi mojego zapachu, w sensie zapachu potu. Te ciuchy mi przeszkadzały, bo były całe przepocone a on wydawał się zadowolony. Przeszukał je nawet, znalazł scyzoryk który dostałem od jego kuzynki, sakwę z pieniędzmi, oraz woreczek z nasionami które miałem kupić. Dobrze, że podczas ucieczki nic nie zgubiłem, szczerze, kiedy zgodziłem się na pomoc Arnviemu zapomniałem o nich.  

-Ryland.. mam do ciebie pytanie. -Spojrzałem na Arnviego. W końcu ktoś zaczął rozmowę. Jak oni mogli siedzieć godziny, patrzeć na siebie i w ogóle nie wypowiedzieć ani słowa? Mnie ta denerwowała a oni najwidoczniej dobrze się czuli.

-Pytaj. 

-Aaron to twój przeznaczony tak? -Zmieniłem zdanie, zdecydowanie lepiej było jak trzymali gęby zamknięte. Jak zamierzali o mnie rozmawiać to przynajmniej mogli wyjść z tej części jaskini. A to, że większość w wilczej formie nie rozumie co mówią ci w ludzkiej nie oznacza, że można ich przy nich obgadywać. Dobrze, że nikt nie wiedział, że ja ich rozumiem. Jeśli Ryland palnie coś głupiego, będzie miał przechlapane. 

Mieszaniec |ABO|Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon