R 11. LXIII

1.7K 174 16
                                    

Czas mijał nam powoli. Postanowiliśmy spędzić w tym miejscu o jeden dzień więcej niż Gburek zakładał. Niby zwykły las, ale naprawdę było co zwiedzać. Głównie przez wspomnienia Rylanda. Sam się dziwił, że tak dużo utkwiło mu w pamięci. Jak przechodziliśmy koło jednej kłody opowiedział, jak to bawił się z bratem i ojcem w coś w rodzaju berka. Raz się schował w kłodzie, a ojciec próbował go wyciągnąć, pech chciał, że był za duży na nią, no i utknął. Ale tylko na kilka chwil. Nawet po upływie tylu lat wciąż widoczne były jego ślady. Odrobine przypominały te Rylanda.. cóż w końcu był to jego ojciec.

Pokazał mi również gdzie co rośnie. Jego matka uprawiała wiele roślin i to nie tylko w pobliżu domu. Oczywiście na nie było jeszcze za wcześnie, ale chciał się tym pochwalić. Pokazał wszystkie krzaki jagód o których pamiętał, ule z których jego matka czerpała miód. Kazał mi wyobrazić sobie jeden ul, 'bo kiedyś tam był', ale jego durny brat nieumyślnie go strącił i uciekał przed pszczołami aż do jeziora. Im częściej opowiadał o wygłupach jakie robił z bratem, tym większy miałem szacunek do jego rodziców. Tyle cierpliwości ile musieli mieć.. 

Najwięcej czasu spędziliśmy przy jeziorze Ascen. Gdy tylko je zobaczyłem wiedziałem, dlaczego Ryland je tak lubił. Było przepiękne, nie tak duże jak sobie wyobrażałem, ale i tak wielkie. Szybko zauważyliśmy kaczki, na które Ryland miał wielką ochotę. Jednak na tamtą chwilę mógł o nich jedynie pomarzyć lub wąchać na odległość. Raz był blisko by jedną złapać, ale niestety mu się nie udało. Kaczka zanurkowała i odpłynęła mu koło nosa. Gdyby miał łuk, byłoby mu zdecydowanie łatwiej.

Wykąpaliśmy się w jeziorze, ponurkowaliśmy.. a raczej Ryland to robił i mnie ciągnął, gdyż moje umiejętności pływania dalej były na żałosnym poziomie. Kiedy byliśmy wymęczeni odpoczywaliśmy pod drzewem. Leżeliśmy tuż obok siebie i jedyne co robiliśmy to patrzeliśmy w korony drzew. Obserwowaliśmy przelatujące ptaki, i kołyszące na wietrze liście. Tak jak w poprzednich charakterystycznych miejscach, tak i to miało swoje historię. Chyba najbardziej mnie przeraziło jak uczył się pływać. Ojciec zabrał go nad jezioro jak miał niecałe trzy lata, podniósł i rzucił nim najdalej jak tylko mógł i czekał, aż młody wróci na brzeg. Ryland to wspominał dobrze, wręcz się z tego śmiał. Mnie natomiast ogarnęło przerażenie. Nawet mu zagroziłem, że jeśli kiedykolwiek spróbuje zrobić to naszemu potomkowi to zrobię mu krzywdę. Zareagował tak jak zwykle na moje groźby, zwykłym śmiechem. Dupek, ja akurat nie żartowałem. 

Jego matka również uczyła go pływania. Metodą którą rozumiałem. Weszła z nim do jeziora, odpływała kawałek i obserwowała młodego z bezpiecznej odległości. Oczywiście Ryland bronił ojca twierdząc, że jakby coś było nie tak, to staruszek by wskoczył do wody i by go wyciągnął. Niby tak, ale nie zamierzałem pokazać ani grama zrozumienia. Jeszcze to wykorzysta w przyszłości na moją niekorzyść. Podobno brat również dołożył się do edukacji Rylanda. Choć jak twierdził, umiał już pływać po skutecznej metodzie ojca, tak przyjął pomoc od brata w doskonaleniu swojej nowej umiejętności. Raven wziął go na swój grzbiet, popłynął na sam środek jeziora i go tam zostawił. Ryland dostał ode mnie po łbie. Tak profilaktycznie jakby i tej metody chciał użyć. 

Przez te kilka dni widzieliśmy dość często wilczyce. Chodziła powoli, ale chodziła. Dostała ode mnie jeszcze trochę jedzenia, choć Ryland uważał, że powinna sobie już sama poradzić z polowaniem. Ja wolałem jej pomóc, by doszła w pełni do siebie. Jak Ryland zostawiał mnie by zapolować tak ona dotrzymywała mi towarzystwa, choć może to za dużo powiedziane. Po prostu była w pobliżu i mnie obserwowała. Ja natomiast chodziłem po okolicy i zbierałem co mi wpadało w łapy, zwykle to były jagody. Zadziwiające, że po kilku dniach byłem już tak pewny w tej okolicy. Może do końca nie wiedziałem gdzie co jest, ale kierowałem się zapachem. 

Mieszaniec |ABO|Where stories live. Discover now