R 2. XI

1.9K 192 21
                                    

Obserwowanie zdziwionego Gburka po jakimś czasie mnie znudziło. Siedział z częściowo otwartą paszczą i próbował połączyć fakty w jedno. Tylko niby jakie fakty? Co ja takiego zaskakującego powiedziałem? Zaprzeczyłem abym miał jakąś tam ruje.. jak miałbym ją niby mieć skoro byłem człowiekiem a nie jakimś zwierzęciem. A jeśli dziwił się że nie mam nic wspólnego ze swoim ojcem.. cóż nie wszyscy przecież mają. Niektórzy wdają się całkowicie w swoje matki.. jeśli miałbym wybierać wolałbym nie wdawać się w żadnego z moich rodziców.

-Co jest niby takie niemożliwe?! -Warknąłem na niego. Gburek dalej nie reagował.. przynajmniej nie ciałem bo zapach stał się inny, cięższy i nieprzyjemny. 

Może myślał że ktoś inny jest moim ojcem? To niebyło by wcale takie niemożliwe. W końcu które dziecko kurwy może wiedzieć kto jest tak naprawdę jego ojcem. A to że moja matka spotykała się w ten czas z Edem tylko skrzyżowało nasze losy i tak czy chciał czy nie stał się moim ojcem.

Jeśli miałem być ze sobą szczery nie obchodziło mnie kto naprawdę miał takie szczęście by zapłodnić prostytutkę. Ktokolwiek by to był i tak był łajdakiem który musiał płacić kilka miedziaków za to by kobieta rozłożyła przed nim nogi... chociaż lepsza ta wersja niż by ją do tego zmusił siłą.

-Gburek! Mówię do ciebie! -Warknąłem ponownie. Wilk zareagował na swoje imię, zamrugał kilka razy ale dalej wydawał się być mocno zdziwionym.

-Miałeś... -zaczął powoli, wydawało mi się że zabrakło mu śliny w gardle. -..podczas.. Miałeś jakiś kontakt z innymi wilkołakami? Podczas krwawego księżyca... 

-Co? Nie. -Odpowiedziałem mu szybko. Jakbym miał jakikolwiek kontakt z innym osobnikiem takim jak on pewnie by mnie na świecie już nie było. Jestem z tych przesądnych osób, które jak widzą księżyc na niebie a zwłaszcza krwisty wracaj do domu i usiłują zasnąć by żadna Mara nie pokazała się w progu. 

Usłyszałem cichy pomruk. Wstał i zaczął krążyć koło ogniska. Co jakiś czas spoglądał na mnie i machał przecząco głową. Nie sądziłem że wilk może się załamać moją historią. Spojrzałem na wejście, nie kłamał zaczęło padać i to porządnie. 

-Gburek! -Złotooki stanął w miejscu i spojrzał na mnie. -Możesz mi zatem wytłumaczyć to wszystko?! 

-Nie wiem jak... to niemożliwe.. 

-Co jest takiego niemożliwego?! 

-Ty. -Powiedział starając się zachować spokój. 

-Lepiej się wytłumacz albo znowu cię zdzielę łapą.  -Gburek się zastanawiał, mam nadzieje że na poważnie wziął moją delikatną groźbę. Podszedł do mnie i usiadł obok. 

-Zastanów się jeszcze... może byłeś znajdą? Przygarnęli cię z dobroci.. -przerwał kiedy wybuchnąłem śmiechem.

Moi rodzice mieli mnie przyjąć z dobroci serca? Oni trzymali mnie w domu tylko dlatego że bali się co ludzie mogli powiedzieć. Już i tak krzywo na nich patrzyli przez to ile dzieci moja matka urodziła i ile pochowała. 

-Czyli to jest mało... prawdopodobne.. 

-Możesz w końcu powiedzieć o co ci tak naprawdę chodzi. Zaczynasz mnie denerwować. 

-O ciebie. Ty nie powinieneś w ogóle istnieć! -Walnąłem go łapą na tyle mocno że przekręciłem mu pysk. Spojrzał na mnie z gniewnym grymasem.

-Jeżeli jestem dla ciebie aż tak wielką pomyłką.. to żegnam. -Wstałem z miejsca i ruszyłem w stronę wyjścia. Nie powinienem istnieć.. co za dupek. Nic mnie nie powstrzyma przed wyjściem na zewnątrz... zamarłem w miejscu kiedy usłyszałem grzmot. Musiał się pojawić właśnie teraz? Zadrżałem.. ale nie zamierzałem się wycofać. Nie jestem aż takim tchórzem. Przed wyjściem na zewnątrz zatrzymał mnie Gburek. Chwycił mnie za skórę na karku i wrócił z powrotem na leże. 

Mieszaniec |ABO|حيث تعيش القصص. اكتشف الآن