Rozdział 4

253 19 2
                                    

Otworzyłam oczy. Nie widziałam ile czasu minęło. Czułam okropny ból, który był wszechobecny w całym moim ciele. Bolał mnie każdy milimetr mojego ciała.

Zaczęłam się rozglądać po miejscu gdzie byłam. Po szybkim rozejrzeniu się doszłam do wniosku, że jestem w jakimś namiocie, a sądzić po jego wyposażeniu... Był to namiot medyczny.

Byłam jedyna osobą w nim, chociaż znajdowało się tu kilka łóżek.

Podniosłam się do siadu od razu tego żałując. Jeknęłam z bólu i rozpiełam koszulę. Nie wiem czyje było to ubranie, ale zdecydowanie nie było ono moje. Było dużo za duże na mnie.

Okazało się, że cały mój tułów był zabandażowany. Spojrzałam na swoją nogę... Również była zabandażowana i to właśnie ona najbardziej bolała. Chciałam zejść z łóżka, ale ból był nie do wytrzymania. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.

Zacisnęłam zęby i postawiłam nogi na ziemi. Wymagało to ode mnie nie lada delikatności, by jak najmniej bolało...

Musiałam się dowiedzieć gdzie jestem i kto mnie uratował.

Moi oprawcy prawdopodobnie by mnie zabili gdyby nie moi wybawcy.

Bardzo powoli zaczęłam iść w kierunku wyjścia zaciskając zęby z bólu.

W końcu upadłam. Zaczęłam płakać. Zasłoniłam twarz dłońmi pozwaljając w końcu łzą płynąć.

– Cholera! Nie powinnaś była wstawać. – usłyszałam męski głos. Mężczyzna od razu wziął mnie na ręce i zaniósł spowrotem do łóżka – Bardzo Cię boli?

– Zostaw mnie... – spojrzałam w oczy mojego wybawcy – Proszę...– Byłam zrozpaczona.

– Wszystko jest w porządku. Nie zrobię Ci nic. – usiadł obok mojego łóżka, na tyle daleko, żebym czula sie w miarę swobodnie.

– Co to za miejsce? – zapytałam od razu, a on się delikatnie uśmiechnął.

– Jesteś w naszym obozie. Miałaś szczęście, że Cię znaleźliśmy.– mówił patrząc mi w oczy.

– Co to za obóz? – mruknęłam – Kim jesteście?– Nie czułam się tu dobrze. Po ostatnim incydencie miałam wrażenie, że każdy chce mnie zabić.

– Jesteśmy ze straży Eel. Nie masz się czego obawiać.

– To wy jesteście tymi od brudnej roboty, tak? – parsknęłam śmiechem.

Mężczyzna się uśmiechnął.

– Można tak powiedzieć. Tak w ogóle jestem Ezekiel. – podał mi swoją dłoń.

– Aria. – rzuciłam cicho i odwróciłam wzrok nie odwzajwmniając gestu.

Powoli zaczęłam odtwarzać sobie w głowie to co miało niedawno miejsce... No właśnie kiedy dokładnie mnie zaatakowano i wyrzucono z wioski? Przecież nie miałam pewności, że to trwało chwilę.

Tak czy siak... nienawidziłam tego imienia. Nie nawiedziłam swojej rasy, a raczej swojej wampirzej strony. Nie chciałam mieć nic wspólnego z wioską.

– Czas porozmawiać o tym co się wydarzyło... – westchnął  – Ario? Jesteś w stanie o tym mówić?– starał się być jak najbardziej delikatny, nie naciskał, za co byłam mu wdzieczna.

– Co dokładnie chcesz widzieć? To, że Ci którzy mnie wychowali wyrzucili mnie z domu? To, że mieszkańcy wioski gonili mnie i chcieli zabić? To chcesz wiedzieć? – warknęłam krzyżują ręce na piersiach, a zielonowłosy elf przymknął oczy.

Aria || Eldarya LANCExOCМесто, где живут истории. Откройте их для себя