Rozdział 25

150 18 0
                                    

W końcu postanowiłam nie tyle co szukać Lance'a, co śledzić ważniejszych mieszkańców w KG. Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że Huang Hua wraca do Fengbuangów.

Od razu obrałam ją sobie za cel.

Miałam przeczucie, że Lance ruszy właśnie za nimi.

Musiałam być nad wyraz ostrożna, bo był z nimi wampir, który najmniejszy mój błąd mógł usłyszeć.

Po kilkudniowej podróży dotarliśmy.

Świątynia Fenghuangów.

Byłam szczerze zdziwiona, bo budowla była zniszczona, a głównie mury dookoła niej.

Miałam ochotę ukazać się i pomóc, ale nadal nie mogłam.

Znalazłam siebie miejsce na jednym z drzew nieopodal świątyni i czekałam. Obserwowałam wszytsko uważnie.

Przez wiele godzin nic się nie działo, ale w nocy to się zmieniło.

Moją uwagę przyciągnęły dwie sylwetki. Po dłuższym czasie zauważyłam, że jedną z nich jest chłopak w smoczej zbroi. Ucieszyłam się cholernie, ale nagle zauważyłam, że druga osoba przypomina mi Leiftana.

Wyostrzyłam swój słuch i zaczęłam im się przysłuchiwać.

Nie rozumiałam do końca o czym mówią. Mowili coś o jakiejś dziewczynie i o tym, że nie żyje, o krysztale... A za chwilę Lance zaczął coś mówić o zainteresowaniu Leiftana jakaś Eriką.

Zmarszczyłam brwi, ale słuchałam nadal.

Nagle, niespodziewanie Leiftan uderzył swojego rozmówcę.

Od razu chciałam się rzucić i pomóc białowłosemu, ale coś mnie jeszcze przez chwilę powstrzymało.

Ciekawość.

Obaj zaczęli się bić.

W pewnym momencie maska Lance'a spadła i Leiftan złapał go za gardło.

Musiałam wtedy interweniować.

Wyciągnęłam sztylet i rzuciłam się w ich kierunku.

– Puść go!– wrzasnęłam łapiąc Leiftana od tyłu i przyciskając mu sztylet do gardła.

– A-aria?– wyjęczał cicho Lance. Był zdziwiony moim widokiem.

– No i mamy kolejny nic nie znaczący pionek w całym planie. Od początku miałeś plan by mnie zabić, co?– ręka blondyna zaczęła zacisnąć się mocniej wokół szyi białowlosego.

– O nawet nie wiedział o tym, że tu jestem.– syknęłam mu do ucha i przycisnęłam mocniej ostrze do jego gardła raniąc przy tym jego skórę.

– Aria... i-idź stąd.– smok próbował się wyrwać. Szarpał się jeszcze bardziej, a w jego oczach widziałam przerażenie.

Pierwszy raz Lance się czegoś bał.

Bał się czegoś lub o coś.

– Ooo... Czyli to ona, biedna mała osóbka, której Lance zawzięcie bronił i chciał ukrywać. Wiesz, co? W każdym momencie mogę zrobić jej krzywdę, a Ty nic z tym nie zrobisz. Skoro możesz grozić, że zabijesz Erike, wiedz, że ja też mogę zabić ważną dla Ciebie osobę.– w tym momencie puścił mojego przyjaciela, a mnie odepchnął skrzydłami – Oboje jesteście nikim przy mojej rasie – powiedział chowając skrzydła i odszedł.

O razu podniosłam się i podbiegłam do białowłosego. Trzymał się za szyję.

– Co mu odwaliło?– czułam jak ogarnia mnie panika. Dokładnie przygladałam się chłopakowi.

Aria || Eldarya LANCExOCWhere stories live. Discover now