Rozdział 7

255 21 4
                                    

Dotarłam do jakiegoś ogrodu i skryłam się w jego roślinności. Zaczęłam płakać.

Starałam się zdławić w sobie szloch, który chciał opuścić moje usta, zakrywając je dłońmi.

Jak mogłam być taka głupia by już na początku swojego pobytu tu wyjawić swoją największą tajemnicę?

Dałam się głupio sprowokować.

Na co liczyłam?

Byłam pewna, że teraz on pójdzie, powie wszystkim i mnie zamkną gdzieś, zabiją lub, co gorsza, oddadzą mnie w ręce mieszkańców Idyn.

– Aria... – usłyszałam spokojny głos oraz poczułam delikatny, a nawet bardzo delikatny, dotyk na ramieniu.

Uniosłam wzrok wiedząc, że już nie ucieknę. Nie miałam dokąd.

– Nie powinnam była... – zacisnęłam powieki chcąc powstrzymać płacz.

Nie mogłam pokazać mu słabości, nie można jej pokazywać obcym.

– Posłuchaj. – dotyk na moim ramieniu zniknął, słyszałam tylko jak usiadł naprzeciwko mnie – Od początku wiedziałem, że to Ty. Straż o niczym nie wie i nie będzie wiedziała, obiecuję. Ale muszę wiedzieć wszystko. Co się tam stało, czy to oni ci to zrobili... – przerwałam mu.

– Nie, nie mogę. – pokręciłam głową – Nie ufam Ci, na pewno im powiesz.

Byłam zrozpaczona. Moje ciało niekontrolowanie zaczęło się trząść.

– Nie. Nie powiem ani słowa.– mówił niezwykle spokojnie.

Jego głos nie do końca do niego pasował, w końcu uchodził za postać silną, i owszem jego głos też miał te siłę w swoim brzmieniu, ale był też w jakiś sposób delikatny i melodyjny. Nie był nie wiadomo jak niski, a słysząc sam głos nie dałoby się stwierdzić, że należy on do wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyzny, którego głównym zadaniem jest wymachiwanie mieczem.

Bardziej spodziewać by się można było po nim dyplomaty, a może był wspaniałym mówcą tylko ja tego nie dostrzegałam na pierwszy rzut oka?

Jedno było pewne, jego głos miał coś w sobie, coś co mnie uspokajało i wręcz pragnęłoby mówił godzinami.

– Ja... – spojrzałam załzawionymi oczami na chłopaka – Nie mogę.

– Musisz mi zaufać. To oni ci to zrobili? – powtórzył pytanie.

– Tak, to mieszkańcy wioski. To oni zrobili mi to – założyłam włosy za lewe ucho, przez co moja rana była ukazana w pełnej okazałości – To oni wbili mi nóż w nogę... To jak wyglądam to ich zasługa. – spuściłam głowę czując kolejne łzy w oczach. – Oni... Też... Oni... Oni chcieli... – teraz już wybuchłam płaczem.

Nie mogłam się wysłowić.

– Co chcieli? – dopytywał.

– Chcieli mnie zgwałcić. Gdyby nie straż Eel... – schowałam twarz w dłoniach, nie mogąc skończyć zdania.

Białowłosy się nie odezwał. Poczułam tylko jak unosi mój podbródek do góry. Delikatnie kciukiem przejechał po ranie na policzku.

– Jak do tego doszło? Muszę wiedzieć wszystko.– powiedział patrząc mi uważnie w szkliste oczy, dając nacisk na ostatnie zdanie.

– Ja... – przełknęłam głośno ślinę i znalazłam sobie odrobinę siły żeby odpowiedzieć – Zanim na was trafiłam żyłam w wiosce z wampirami. Byłam pewna, że jestem jedną z nich. Jedna rodzina wychowywała mnie odkąd pamiętam... Ale tam nie pasowałam.– spuściłam wzrok czułam, że muszę wyrzucić z siebie w końcu ten ciężar – Nie lubiłam tego miejsca. Kilka dni wcześniej pokłóciłam się z rodzicami i wtedy pierwszy raz pokazały się moje moce. Wszystko się trzęsło, a moje oczy były czarne... Znaczy moje białka zrobiły się czarne. Następnego dnia... Incydent się powtórzył. Nieznana mi moc zraniła mnie – pokazałam mu ręce na których były zadrapania od szkieł, były już co prawda mało widoczne – Oraz kobietę, która mnie wychowywała. To wtedy rodzina wyrzuciła mnie z domu i musiałam uciekać, a potem stało się to, czego skutki widać dziś.

Aria || Eldarya LANCExOCWhere stories live. Discover now