Rozdział 61

80 9 0
                                    

Minęło kilka dni, w ciągu których nie widywaliśmy się ze sobą, poza porą spania, gdy oczywiście jedno z nas spało.

Ja byłam zajęta przygotowaniami do dzisiejszego balu, a on miał inne obowiązki. Musiał się też miedzy innymi wdrążyć spowrotem w obowiązki szefa straży.

Byłam chętna by mu w tym pomóc, ale zostałam oddelegowana "bo nie wykonałam jeszcze swojej misji".

Jeszcze bardziej przez to nienawidziłam swojego zadania.

– Kwiaty! Gdzie są kwiaty! Girlanda! – krzyczały mi nad uchem na zmianę Koori i Erika.

– Aria! Skup się! – wrzasnęła kistune i wręcz mną potrząsnęła.

– Cholera, zostawcie mnie. Na prawdę... – przerwała mi.

– Zajmij się tymi kwiatami, cholera jasna.

Warknęłam i dla świętego spokoju poszłam szukać tych cholernych kwiatów.

Przechodząc korytarzem straży, usłyszałam przypadkowo czyjąś rozmowę. Normalnie bym ją zignorowała, ale...

– Araton poraz kolejny odmówił pojawienia się. – Hunag Hua westchnęła.

– Nadal ten sam powód? – odezwała się Ewelein.

– Tak. Niestety. No cóż pierwsza rocznica musi odbyć się bez niego. Nic na to już nie poradzimy.

– A Aria? – w tym momencie mój słuch się wyostrzył jeszsze bardziej.

– Odmówi pomocy. On w końcu próbował ją zabić.

– To jej ojciec.

– Dlatego nie jest w stanie mu tego wybaczyć. Nie poproszę jej o to. To za wiele. Nie mam sumienia.– ponownie westchnęła.

Fakt.

Ojciec zawinił strasznie i miałam mu to za złe, ale czy aż tak by mu nie wybaczyć? W końcu próbował mnie uratować... Chyba...

Czując wyrzuty sumienia zapukałam do drzwi i słysząc "proszę" zajrzałam tam.

Obie były zdziwionego moim widokiem.

Z twarzy szefowej straży dało się już wyczytać to, że podejrzewała to, że słyszałam.

– Słyszałam waszą rozmowę, przepraszam. – przyznałam się od razu nie kryjąc wstydu z tego powodu – Jestem w stanie ściągnąć tu Aratona, jeśli wam tak na tym zależy.

– Myślę, że to zbyt duża prośba, po tym co ci zrobił. – patrzyła mi prosto w oczy.

– To nie problem, na prawdę.

I tak musiałam w końcu z nim porozmawiać, a nie mogłam tego odwlekać w nieskończoność.

– Było by cudownie jakbyś dała radę to zrobić. – wtrąciła się pielęgniarka, a jej partnerka zgromiła ją wzrokiem.

– W porządku. Rozwiąże problem z kwiatami i udam się niezwłocznie do ojca.

Tak jak powiedziałam tak też zrobiłam.

Zatwiłam szybko problem z roślinami i udałam się do rodzica.

Będąc przed drzwiami domu ojca naszły mnie wątpliwości, nawet chciałam się wycofać, ale drzwi się otworzyły i stanął w nich gospodarz.

– Aria... – wydawał się zdziwiony.

– Przyszłam w imieniu straży Eel ponownie zaprosić cie na bal, który zorganizowany jest głównie z powodu twojego bohaterskiego czynu. – wypowiedziałam na jednym dechu, zaciskając pięści.

Aria || Eldarya LANCExOCWhere stories live. Discover now