Rozdział 76

54 7 4
                                    

Sprawdźcie czy czytaliście poprzedni, bo wstawiam ten kilka godzin po tamtym!

---

Płakałam przez długie godziny w pokoju.

Naszym pokoju.

Trzymałam rękoma jego pochwe z mieczem i opierałam o nią głowę. Jego jeden z koniec dotykał podłogi.

– Jeszcze nim zawalczysz...– wyszeptałam sama do siebie.

Powiedziałabym to jemu, ale nie odpowiadał mi naszym sposobem komunikacji. Byłam jednak o jego głowę spokojna.

Mogli zablokować nam komunikację, ale nadal nie mogli w niej grzebać i mieszać. Mogli oczywiście złamać go psychicznie, ale wiedziałam, że sobie poradzi i, że ma za silną psychikę.

Pamiętałam o jego obietnicach.

O tym jak chciał nauczyć mnie greki i panowania nad emocjami.

Obiecał mi, że oficjalnie zostanę jego żona i zrobi to tak bym była zadowolona.

Podniosłam swoją głowę i spojrzałam na miecz. Delikatnie wysunęłam go trochę z pochwy i spojrzałam w metal.

Widziałam w nim swoje odbicie. Dotknęłam delikatnie jego krawędzi i pokaleczyłam palce. Włożyłam oba do ust i schowałam miecz.

Już po kilku sekundach nie było śladu na moich palcach.

Uważałam go za pieprzonego egoiste, który nagle poczuł wyrzuty sumienia i musiał poczuć się lepiej dlatego też się poddał.

– Idź w cholere, Lance.– warknęłam i uspuściłam miecz.

Schowałam twarz w dłoniach.

Czułam się okropnie z tym jak bardzo uwielbiał mnie zostawiać. Zostawił mnie ostatnio na kilka miesięcy, jego miejsce zajął pierdolony sobowtór i potem jak wrócił ON postanowił znów mnie zostawić.

Chyba przestawal widzieć mnie w tym wszytskim.

Myślał tylko o sobie, a ja byłam mu zupełnie obojętna - byłam to byłam, nie to nie. Trudno.

Nie wybierałam sobie przecież żadnej ze śpiączek czy utrat przytomności. Tak, ostatnią z tych dłuższych wypraw "do nicości" miałam na własne życzenie by odzyskać zdrowie, co się udało.

Ale chciałam być zdrową.

Przez brak swoich zmysłów byłam zależna od innych. Nie widziałam przecież na jedno oko, nie mogłam mówić i byłam zupełnie głucha.

To cud, że udało się to uratować.

Wzięłam do ręki sztylet. Chciałam się wyładować.

Złapałam w drugą dłoń jedną z jego książek i już miałam ja zniszczyć, ale się powstrzymałam.

Czemu bezcenna książka jest winna?

Jej wiedzą jest za cenna by ją zniszczyć czymś tak banalnym jak żywy żal.

Mimo uczucia impulsywności i ochoty zniszczenia ich resztkami rozumu się powstrzymałam.

Usiadłam na ziemi i wbiłam sztylet obok siebie po czym schowałam twarz w dłoniach.

Czułam sie taka głupia, że jak tylko coś się z nim dzieje dostaje istnego szału, a później cierpię długo.

Przetarłam twarz rękami od nowych łez i spojrzałam na sztylet. Był to ten, który otrzymał od Valkyona.

Że ja przybyłam za późno by to powstrzymać...

Nadal naiwnie wierzyłam, że byłam w stanie to powstrzymać.

Aria || Eldarya LANCExOCWhere stories live. Discover now