Rozdział 27

130 15 0
                                    

Mimo, że chłopak był skomplikowany... Nie chciałam go opuszczać.

A przynajmniej nie teraz.

Wstałam z łóżka i ruszyłam w jego kierunku mając papkę zamiast mózgu. Co on tym razem wymyślił?

Przecież...

To było równie skomplikowane co on. Nie wiedziałam co myśleć.

Gdy wyszłam, zauważyłam w jakim miejscu się znajdujemy. Do tej pory miejsca były... ukryte. A tym razem? Baza znajdowała się przy pięknym wpdospadzie, po którego skałach rosła śliczna, kolorowa roślinność.
Byłam zachwycona, jednak nie miałam za dużo czasu na myślenie o otoczeniu.

Zaczęłam rozglądać się za białowłosym.

Dopiero po dłuższej chwili go zauważyłam.
Siedział na jednym z brzegów wody i rzucał w nią kamieniami, A one odbijaly się chwilę od tafli, żeby w końcu zniknąć pod powierzchnią.

– Lance?– wyszeptałam cicho podchodząc do niego bliżej.

Chłopak nie zareagował tylko dalej rzucał te cholerne kawałki skał do wody.

– Lance, przepraszam. Nie powinnam była... Nie powinno być tej kłótni. Przepaszam, na prawdę.– usiadłam obok niego i złapałam jego dłoń nim zdarzył rzucić.

Westchnął i przymknął oczy.

– Nie zamierzam odchodzić, słyszysz?– ścisnęłam jego dłoń.

Niespodziewanie położył swoją drugą dłoń na mojej i też ją ścisnął po czym otworzył oczy.

– To ja przepraszam. Nie powinienem...

– Już dobrze.– oparłam głowę na jego ramieniu i zaczęłam wolną ręka głaskać jego biceps.

Czułam jak jego mięśnie się spinaja, ale nie poruszył się przez to ani o milimetr.

– Nie chce byś wszczynał wojnę. Nie da to nikomu pożytku, tylko straty.– powiedziałam spokojnie, a on zabrał swoją dłoń z mojej.

– Huang Hua zrobiła ci pranie mózgu? – w jego głosie nie było ani grama chamstwa czy złośliwości.

– Nie, po prostu... Nie chce żeby stała ci się krzywda, nie chce cię stracić. Nie po to cię szukałam, żeby zaraz znów stracić.– nieświadomie ścisnęłam skórę na jego ręce, wbijając w nią swoje paznokcie.

Milczał.

Nie byłam pewna czy myśli nad odpowiedzią czy po prostu nie chce odpowiedzieć.

– Rozumiem, ale nie chce musieć wybierać między Tobą, a reszta ludzi.

– Nie rozumiesz.– prychnął – Jestem gotów umrzeć w imię własnych przodków, żeby ratować ich duszę.

– O czym Ty bredzisz?!– uniosłam głos – Przodków? Lance, oni nie żyją. To absurd.

– A wiesz czemu?– spojrzał na mnie – żeby ten świat mógł istnieć, by utworzyć ten świat oni się poświęcili.

– Nie przywrocisz ich tak do życia, a pogrzebiesz tylko to o co walczyki.– puściłam jego rękę i osunęłam się kawałek.

– Ich duszę uwięzione są w krysztale.

– Ale ich samych już nie ma. Za to jest ten świat. Jak zniszczysz kryształ, zniknie wszystko. Nawet ja...– w tym momecie złapał moją twarz w swoje dłonie i pocałował.

Byłam zdziwiona, ale oddałam pocałunek i przymknęłam oczy. Nasze usta poruszały się w tym samym rytmie.

Nie wiedziałam z jakiego powodu to zrobił, bo zdarzają się różne powody w jego przypadku.

Aria || Eldarya LANCExOCWhere stories live. Discover now