Rozdział 47

154 12 7
                                    

Obudziłam sie wieczorem, co oczywiście oznaczało, że straciłam cały dzień.

Czułam się nieco lepiej.

Nieco, nie oznacza, że dobrze.

Nie miałam siły podnieść się z łóżka.

Czułam się wypompowana z sił życiowych.

Dlatego też spędziłam kilka godzin patrząc się w sufit, bądź w okno.

Przewrót na bok był obecnie szczytem moich możliwości.

Moją samotną egzystencję przerwało pukanie do drzwi.

Nie mając siły by podnieść się i je otworzyć, zaprosiłam intruza do środka.

Do środka wyszedł oczywiście Lance.

Zdziwił się widząc mój stan.

– Wszystko w porządku?– usiadł na krześle.

– Tak, względnie.– westchnęłam.

– Jak się czujesz?

– Szczerze? – przewróciłam się na plecy i spojrzałam w sufit – Nie mam siły na nic. Nawet się stąd podnieść.

– Araton chyba przesadził. Chciał cię uwięzić w łóżku? – gwałtownie podniósł się.

– Nie rób awantury. Sam prosiłeś mnie żeby się bardziej opanowywać... – spróbowałam się podnieść.

– Jadłaś coś? – westchnął i ponownie usiadł na krześle.

– Nie, obudziłam sie wieczorem. A z tego co wiem stołówka już jest o tej porze zamknięta. Zresztą chętnie bym jeszcze chyba poszła spać.

– Tak chyba będzie najlepiej. Poczekam aż uda Ci się zasnąć.

– Skoro i tak masz tu być... To...– nieco się wahając, bo nie wiedziałam jak zareaguje, postanowiłam jednak wypowiedzieć na głos swoją propozycję – Może położysz sie obok mnie? Rozumiem, jeśli odmówisz i że to za wcześnie, ale... – przerwał mi.

– W porządku. – Kiwnął głową i zdjął cięższe elementy swojej zbroi, po czym się położył obok mnie.

Przytuliłam się od razu do niego, a zaraz usnęłam.

Obudził mnie jednak, gdy nad ranem chciał się podnieść.

– Zostań. – mruknęłam i ścisnęłam jego rękę.

– Nie mogę. Muszę iść na poranny trening.– westchnął zawiedzinony.

– Pieprz go.– mruknęłam.

– Jestem szefem straży.– mruknął ściskając mocniej moje palce.

– Raz może cię zabraknąć... Proszę.

– Aria...

– Proszę... – wręcz błagałam.

– Wrócę.– puścił moje palce.

Jakoś udało mi sie podniesc do siadu.

– Moge iść z tobą?– zaczęłam się podnosić.

– Wolałbym nie, nie jesteś w zbyt dobrej kondycji. – Zdecydowanie zaprzeczył.

– Zabraniasz mi wychodzić z pokoju?

– Wczoraj nie miałaś siły by się przekręcić. Cieszę się, że zaczynasz przyzwyczajać się do swojego obecnego stanu, ale nie będę ukrywał...

– W porządku, martwisz się. – machnęłam niedbale ręka i odwróciłam wzrok.

– Wrócę. – pocałował mnie w skroń i wyszedł.

Aria || Eldarya LANCExOCWhere stories live. Discover now