Rozdział 43

180 13 17
                                    

Obudziłam sie wczesnym rankiem.

Lance leżał obok mnie.

No właśnie - leżał.

Białowłosy już nie spał.

Gdy poczuł, że się przebudziłam od razu na mnie spojrzał.

– Hej. – powiedział niezwykle cicho.

– Cześć. – uśmiechnęłam się i dotknęłam niepewnie jego twarzy.

Nie cofnął się co znaczyło, że mu to nie przeszkadza.

Nie chciałam poruszać tematu jego dziewczyny, dlatego też milczałam, bo może zapomniał?

To głupie, zapomnieć o swojej drugiej połówce, ale zawsze pozostaje ta iskierka nadziei...

– Musimy się powoli zbierać. – powiedział patrząc mi w oczy.

– Jesteś całkiem wygodną poduszką, dlatego mi się tak strasznie nie chce... – mruknęłam udając niezadowoloną.

– Tak, czy inaczej musimy wracać. Mamy zadanie do wykonania. – odgarnął włosy z mojej twarzy.

– Musimy też się ogarnąć. Na przykład ty jesteś cały we krwi.

Prawda, oboje byliśmy brudni, a deszcz tylko jeszcze bardziej to wszystko rozmazał.

– Ty też nie wyglądasz najlepiej.– zaśmiał się.

– To było nie miłe. – udałam obrażoną.

W tym momencie pstryknął mnie w nos.

– Ej! – złapałam się za te część ciała.

– Wstajemy. – oznajmił i wstał uwalniając się z moich objęć – Przed nami spory kawałek drogi.

– No dobra. –  podniosłam się do siadu i spojrzałam na swoje nadgarstki. Nie było na nich żadnych śladów, a to znaczyło, że znów mogłam sie regenerować – Może mamy coś do jedzenia? – spojrzałam na swojego towarzysza, który zbierał swoje rzeczy z ziemi.

– Coś powinienem mieć, ale nie za wiele. – zaczął grzebać w swoim plecaku po czym wyjął małą paczkę czegoś.

Czegoś czego nie umiałam nazwać, bo nawet nie przypominało jedzenia.

– Czy to aby na pewno jedzenie? – spojrzałam na niego z pewnego rodzaju wątpliwościami.

– Tak. – kiwnął głową – Tego typu jedzenie jest tylko żeby dodać sił, więc nie licz, że jest dobre.

– Mogłeś mi tego nie dawać w takim razie.

– Nie chce byś padła mi z głodu.

– Czyli mimo wszytsko trochę się o mnie martwisz? – uważnie mu się zaczęłam przyglądać.

Zatrzymał się w połowie wykonywania czynności i westchnął, a nawet przymknął oczy.

– Tak, Aria. Martwię się o ciebie. – powiedział z pewnego rodzaju trudnością.

Kłamał czy po prostu nie chciał się do tego przyznać?

Postanowiłam nie drążyć tematu, tylko wstałam i otworzyłam to "jedzenie". Z każdą sekundą miałam coraz mniejszą ochotę na posilenie się.

– Nie myśl o smaku.

– Wiesz, że nie pomagasz? – spojrzałam na niego krytycznie.

– Przepraszam.

Powąchałam dziwny kawałek przypominający mięso i zjadłam go nie myśląc o smaku. Był obrzydliwy. Od razu zbierało mi się na wymioty, ale jakoś udało mi się go połknąć.

Aria || Eldarya LANCExOCWhere stories live. Discover now