Rozdział 74

95 8 0
                                    

Tak jak obiecał wrócił. Co prawda późnym wieczorem, ale wrócił.

Zjedliśmy w ciszy, co było dziwne.

Wstałam z łóżka i odstawiłam talerz na biurko.

– Wszystko ok? – zapytałam w końcu i przeczesałam jego włosy palcami.

– Tak.– wydawał się nieobecny.

Spojrzał na swoje dłonie.

– Pokaż mi dłonie.– stojąc nad nim wyciągnęłam swoje.

Podał mi rękę. Dotknęłam bransolety i wybauszyłam oczy.

Jego żyły były widoczne aż za bardzo, a raczej robiły się sine.

– Masz je kilka godzin... To chyba nie jest normalne.– zaczęłam głaskać jego rękę, a po chwili chwyciłam dłońmi bransoletę.

– Co robisz?– spojrzał na mnie.

– Patrzyłeś w lustro? Kurwa, źle wyglądasz.– zaczęłam szarpać bransoletę. Od razu poczułam jak opuszczając mnie siły i je puściłam.

Cofnęłam się opadłam tyłkiem na łóżko.

– To wysysa z Ciebie maane?– zadałam pytanie retoryczne. To było oczywiste.

– Na tym to polega. Jak mam mniej maany w sobie - to moje moce słabną.

– Ale to jest, kurwa, poziom krytyczny.

– Tak. Wiem.

– Idę porozmawiać z Huang Hua. Tak być nie może.– wstałam z łóżka.

– Nie rób afery.– złapał mnie za dłoń.

– Ale...

– Daj spokój.

– Martwię się.

– Robisz to za często. Spójrz na swoj dekolt. – spojrzałam tam – To dowód, że robisz to za często.

– Zaczynasz mówić jak Araton.– mruknęłam niezadowolona.

– Ma rację.

– Poproszę Ewelein, lub innego medyka by na ciebie spojrzał.– złapałam jego twarz w swoje dłonie i pocałowałam go w czoło.

Jak zwykle martwiłam sie cholernie o niego. Moja głowa pulsowała z nerwów.

Ile jeszcze razy będę musiała się o niego martwić?

Czy chociaż przez tydzień nie może być spokojnie?

Ostatni raz spojrzalam w jego mętne wręcz spojrzenie. Jego tęczówki wydawały się szarawe.

Czy to na pewno powinno tak wyglądać?

Chyba jednak przesadziły.

Odcięty mu dopływ cholernej maany.

Życiodajnej energii w tym świecie! Czy to było poważne?

Tak, był smokiem.

Tak, dał im się ukarać.

Tak, jest cholernie potężny, silny i potrafi władać magią.

Ale do cholery... wykazał się też gigantyczna pomocą dla straży!

Tak, mordował ludzi. Był wręcz seryjnym mordercą, ale kto w tej straży nie miał czyjegoś życia na sumieniu?

Wyszłam z pokoju, a nogi same zaniosły mnie do przychodni.

Na całe szczęście, była tam jeszcze elfka, która najwyraźniej szykowała się do zakończenia swojej zmiany.

– Ewe?– zapytałam wchodząc do zaciemnionego pomieszczenia rozświetlanego tylko mała lampką.

Aria || Eldarya LANCExOCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz