Rozdział 95

55 7 0
                                    

Złapałam się za biodra i westchnęłam.

– Lance, udaj się do KG. Poproś o pomoc Erikę i Leiftana, oraz porozmawiaj z Huang Hua. My z Hydenem udamy sie do domu ojca. – zarządziłam.

– Ale musicie się spieszyć, jesteś tego świadoma?– zapytał.

– To co tu jeszcze, mój gadzie, robisz?– spojrzałam na niego uważnie, delikatnie się uśmiechając na widok tego jak się nieco skrzywił.

– Zbierajmy się.– Hyden przybrał swoją drugą formę.

Przytaknęłam i poszłam za jego przykładem.

– Uważaj na siebie.– mruknął smok wbijając się w powietrze.

Nawet nie zauważyłam gdy się przemienił.

– Ty też...– szepnęłam i sama wbiłam się w niebo.

Nie było ojca, więc odnalezienie jego domu było zdecydowanie utrudnione. Budynek mógł być wszędzie.

Spokojnie wylądowaliśmy z bratem na chmurze.

– Musimy się pośpieszyć.

– Co ty nie powiesz?– powiedział z sarkazmem i ruszył przed siebie, a ja za nim.

– Myślisz, że to będzie w tamtą stronę?

– Tak.

I miał rację. Po dłuższej drodze pojawił się przed nami dom ojca. Byłam zdziwiona, bo zaczynał się sypać.

Ściany były popękane, gdzie niegdzie w ścianach nawet były dziury...

– On się może zawalić...– zauważyłam.

Byłam zdziowna, że jest on w tak złym stanie.

– Tego typu domy mają to do siebie, że szybko niszczeją. Myślisz, że czemu nie ma w pobliżu innych budynków? To charakterystyka budynków na chmurach. Są one powiązane z maana właściciela. Musimy się pośpieszyć.

– Musimy chyba spróbować uratować wiedzę ojca. Nie może ona przepaść...– ruszyłam do drzwi.

– Mamy do wykonania konkretne zadanie. Nie będziemy zawalać się zbędnym balastem.

– Spora część wiedzy ojca jest w jego książkach. To musi przetrwać.– warknęłam i weszłam do budynku.

W środku tynk sypał się nam na głowę. Postanowiłam pośpiesznie zgarnąć kilka drobiazgów ojca. W tym celu grzebałam w szafkach.

Nie spodobało się to Hydenowi.

– Czas, Aria.– warknął, ale zatrzymał się nagle widząc, że wyjmuje z jednej z sziflad jakąś tkaninę...

Uważnie się jej przyglądał...

– To chuj. Jeszcze miał czelność trzymać jej rzeczy?! To tak jakby napluł jej w twarz.– warknął znów i zabrał mi, jak się okazało, sukienkę – Idziemy do jego laboratorium. Niech reszta przepadnie wraz z tym domem.– ścisnął materiał w ręku i rzucił go na kanapę.

– Należał do twojej matki?– zapytałam, a on wskazał na drzwi.

– Bez zbędnych pytań. Tam jest nasz cel.– wskazał na odpowiednie drzwi.

– Skąd wiesz?

– Ale ty jesteś, kurwa, głupia. To mój rodzinny dom.– mordował mnie wręcz wzrokiem i chwycił za klamkę.

Drzwi szybko ustąpiły.

Weszliśmy do środka.

Pomieszczenie było w najgorszym stanie z całego domu. Na ścianach już były dziury, które na spokojnie mogły by pozwolić mi, i bratu, się przez nie przecisnąć.

Aria || Eldarya LANCExOCWhere stories live. Discover now