Rozdział 99

47 6 20
                                    

– Co ty robisz?– zapytałam wchodząc do pokoju i widząc jak mój facet pakuje torby.

– Zobaczysz.

– Przerażasz mnie.– podeszłam ostrożnie do niego.

– Mam dosyć tego miejsca. Rzygać mi się chce jak patrze na tych wszystkich strażników.

Rozszerzyłam oczy słysząc jego słowa.

– Dobrze się czujesz?– chciałam dotknąć jego czoła, ale gwałtownie się odsunął.

– Znakomicie.

– Jesteś aż tak wściekły o śmierć tego faceta? To nie jest tego warte.

– Obiecałem Ci wakacje. Rozmawiałem z Huang Hua. Poparła ten pomysł.

– Jesteś szalony. Powinniśmy wybrać się teraz na misję...– przerwał mi.

– Nie. Jesli już to straż. To nie twój problem, na razie.

– Co cię ugryzło? Zrobiłam ci coś?– dotknęłam jego ręki.

– Nie. Ty nic nie zrobiłaś. Przepraszam.– westchnął i usiadł na łóżku.

– Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć?– usiadłam obok.

– Tak wiem, ale...

– Co ci siedzi w głowie?– splotłam nasze palce razem i przytuliłam głowę do jego ramienia.

– Byłem u niego w nocy, jak usnęłaś.– spojrzał przed siebie.

– Ale ty chyba go nie...– przerwał mi.

– Oczywiście, że nie.– skrzywił się – Po prostu... Opowiedział mi, z dokładnością do najmniejszych szczegółów, to co Ci zrobili. To jak uparcie walczyłaś i nie chciałaś nic powiedzieć... Ten psychol miał na szyi to...– wyjął coś z kieszeni i mi pokazał - ząb.

Rozszerzyłam oczy, domyślając się co to jest.

– To twój pieprzony ząb, Ario. Oni cie tropili, aż w końcu zastawili pułapkę. Ale to mnie tam spotkali. Nie wiem po co im jesteś, ale... musimy się stąd wynieść na jakiś czas.

– Ale wcześniej chodziło o ciebie.

– O siebie się nie boję.– pokręcił głową.

– Ale ja się boję.– ścisnęłam mocniej jego skórę.

– Dlatego wyjeżdżamy oboje.
–  wyślizgnął się z mojego uscisku i wstał – Pomożesz w pakowaniu?

Od razu się zgodziłam.

Spakowaliśmy tylko potrzebne rzeczy. Nie wiedzieliśmy kiedy wrócimy, ale nie mogliśmy zabrać wszystkiego.

Jeszcze przed opuszczeniem KG udało mi się pożegnać z kilkoma osobami.

Lance zapewnił mnie też, że już załatwił nam nocleg w bardzo odległym miejscu.

Jak tylko przekroczyliśmy bramę KG, Lance przemienił się w swoją drugą formę.

– Czeka nas bardzo długa podróż. Wskakuj.

– Ale ty się tak zmęczysz szybko.

– Ale i dużo szybciej tam będziemy.

– Mogę lecieć sama.

– Moja opcją jest szybsza. Nie prostestuj - proszę.– wskazał na swój grzbiet pyskiem.

Przytaknęłam ostatecznie i wdrapałam się na niego.

– Jesteś pewny?– dopytałam gdy wybijał się w powietrze.

Aria || Eldarya LANCExOCWhere stories live. Discover now