Rozdział 52

123 13 0
                                    

– Co? Czy Ty nie wychowywałeś naszej córki? Jak się do cholery umawialiśmy, Araton?– jej głos zaczął się unosić.

– A co ja jej mogłem dać ukrywając się?

– Lepiej było ją podrzucić komuś, tak? I namieszać w jej DNA? Doskonale wiesz, że to jest nie legalne! Naraziłeś ja na wielkie niebezpieczeństwo! Może ten smok też żyje, bo Ty postanowiłeś bawić się bawić i jego DNA?

– Nie zrobiłeś tego, prawda?– zapytałam a on poważnie na mnie spojrzał.

– Lance i jego brat urodzili się normalnie, nie mieszałem nic w ich urodzeniu. Tylko tak jak mówiłem - pomogłem przetrwać im jajkom kilka stuleci, ale nie było w tym ani grama magii, tylko nauki przyrognicze. Gleba wulkaniczną potrafi zdziałać cuda. Więc odpowiadając na Wasze pytanie - nie, nie igerowałem w jego kod genetyczny. Jest w pełni naturalny przekazany przez jego rodziców.

– Ale już w genach własnego dziecka grzebałeś.– fuknęła matka.

– Bo miałem powód. Musiałem ją chronić. Zabili by ją od razu jakby zaczęła przejawiać moce mojej rasy.

– Trzeba było samemu ją wychować.

– Wiesz doskonale, że nie nadaje się do dzieci.– warknął.

Stanęłam między nimi.

– To co się stało, już się nie zmieni. Prawda, porzuciliście mnie oboje, a ojciec mieszał w moim organizmie. Prawda - wyszły z tego wielkie nieprzyjemności.– ściągnęłam maskę przy matce, a ona rozszerzyła oczy, pierwszy raz na prawdę mnie zobaczyła – Tak, o mało przez to nie zginęłam, ale prawda jest taka, że starał się potem naprawić swoje błędy. Może nie jest idealnie z moimi mocami, ale żyje i to się liczy.

– Co ci się stało?– załapała moją twarz w swoje dłonie. Odgarnęła włosy z twarzy i zaczęła jej się przyglądać.

Chciałam się cofnąć, ale walczyłam ze sobą by tego nie robić. Miała w końcu prawo mnie obejrzeć.

– To tutaj, to pamiątką po wampirzej wiosce.– wskazałam na blizne przy ustach – A to, to tylko moja głupota.– wskazałam na te przy oku.

– Na wyrocznie.– była zszokowana, a ja w tym momencie się odsunęłam.

– To przeszłość. To, że chcieli mnie skrzywdzić - to przeszłość.

– To tylko pobratyńcy twojej matki, masz rację, że nie chcesz mówić o tym, że chcieli cie zabić i zgwałcić.– mój ojciec zdecydowanie w tym momencie chciał drążyć temat już dalej, wbijając też przy tym szpileczki Celeste.

– Skończmy.– warknęłam czując, że szykuje się kłótnia.

Matka westchnęła, a ojciec prychnął.

– Aria... Nie chciałam, żeby twoje życie wyglądało, tak jak wyglądało. Przepraszam, że doswiadczyłaś tyle cierpienia przez nas. Wiedz, że zawsze, nawet jak nas obok nie było, myśleliśmy o tobie i cie kochaliśmy. Nie potrafiłam dać mojemu mężowi dziecka, bo myślałam o tobie, o dziecku które porzuciłam...– patrzyła na mnie, a ja spuściłam wzrok.

Z jakiegoś powodu to ja nie umiałam spojrzeć jej w oczy. Może to przez łzy które zaczęły zbierać się w moich oczach?

Nie umiałam uwierzyć w prawdziwość w jej słów, ale mimo to zbierało mi się na płacz.

– Gdybyś o mnie myślała i by ci na mnie zależało, to byś chciała mnie odnaleźć. Przez tyle lat myślałam, że nie mam nikogo. Później okazuje się, że mam was oboje. Czuje się okłamywana przez was przez całe swoje pieprzone życie.– uniosłam wzrok i spojrzałam na nich, a z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Już Lance mimo swoich złych uczynków wydaje się być mniejszym potworem od was i co ważne jest ze mną przynajmniej szczery.– Mój głos zaczął się łamać i mimowolnie ściszać.– On mnie chociaż nigdy nie opuścił z własnej woli. – zakryłam twarz dłońmi I wyszłam.

Aria || Eldarya LANCExOCWhere stories live. Discover now