Rozdział 53

97 13 2
                                    

Następnego dnia każdy wrócił do swoich zajęć. Znaczy prawie każdy.

Ja nie miałam przydzielonej roli w straży, więc nie miałam też zadań czy obowiązków, dlatego też rozstałam się ze smokiem przy wejściu do KG i udałam się na długo wyczekiwane spotkanie z rodzicami.

Weszłam do domu gdzie unosił się jakiś dziwny zapach którego nigdy w tam nie czułam.

Nie było to jedzenie, a jakieś specyficzne zioła, przynajmniej tak sądziłam.

– Tato? Mamo?– zawołałam wchodząc w głąb budynku.

– Aria, tutaj!– usłyszałam nieco zrozpaczony głos Celeste przez co od razu pobiegłam do odpowiedniego pomieszczenia.

Mój ojciec ledwo oddychał leżąc w łóżku, a moja mama biegała nerwowo dookoła.

Araton wykonał bardzo delikatny gest ręka.

Moje oczy się rozszerzyły. Nie wiedziałam co się dzieje, a może nie chcisłam dopuścić tego do swojej świadomości?

Podeszłam bardzo blisko do ojca czując, że chyba zbliża się koniec - jego koniec.

Moje oczy momentalnie zrobiły się mokre, a ojciec zaczął mówić bardzo słabym głosem.

– Cieszę się, że jednak postanowiłaś przyjść.– bardzo lekko się uśmiechnął.

– Co się stało przez te kilka dni? Przecież zaczynało być dobrze!– zrozpaczona klęknęłam przy łóżku ojca.

– Obrażenia okazały się zbyt poważne.– zaczął kasłać.

– Tato!– powstrzymał mnie gestem ręki, gdy chciałam mu w jakiś sposób pomóc.

– Zbliża się mój koniec, ale cieszę się, że mogę jeszcze coś zrobić przed śmiercią.– wyszeptał niemal ostatkiem sił – Podaj mi dłoń.

Nie myśląc o ewentylanuch konsekwencjach, podałam ojcu dłoń i od razu zaczęłam wrzeszczeć.

Byłam chyba zbyt przejęta sytuacja by racjonalnie myśleć.

Czułam jak skóra ojca plali moją i to głęboko aż do samej kości. Czułam jakby moja ręka rozpadała się od środka.

Moja matka chciała interweniować, ale ojciec ja powstrzymał, kontynuując to co zaczął.

Mój wrzask roznosił się echem po całym domu, aż w końcu nagle ucichł.

Zgasł tak samo jak ogień palący moją rękę i życie w ciele mojego taty.

Moja matka od razu płacząc podleciała do ciała ojca, a ja nie byłam w stanie reagować.
Klęczałam na ziemi, obok łóżka z otwartymi ustami patrząc pusto przed siebie, a w głowie miałam mętlik.

Pojawiały się setki, jak nie tysiące różnych myśli, a może to były głosy?

Zagłuszały one moje myślenie i uniemożliwiały jakikolwiek mój ruch.

Nie miałam panowania nad własnym ciałem, a głową zaczęła pulsować od natłoku myśli i nowoprzybyłej wiedzy.

Dopiero teraz wiem co wtedy się stało.

Potrzeba było czasu by to zrozumieć.

Mój ojciec ostatkiem życia podzielił się ze mną swoją wiedzą, nie przewidział tylko, że zamiast pomoc wyrządzi mi kolejną krzywdę, a może nie chciał się dzielić, a miał inny cel?

Nie czułam się już sobą.

Moje odczucia doczegokolwiek czy kogokolwiek zanikły.

Czułam, że nie wiem nic - wiedząc wiele, że kochając - nie kocham, a nienawidząc - nie nienawidzę.

Było to skomplikowane, sama nie umiałam tego zrozumieć.

Czułam się jak przepełnione naczynie.

Było tego za wiele.

Za wiele dla mnie i za dużo jak na jeden raz.

Dopiero po długich minutach byłam w stanie chociażby wstać, ale czułam się zupełnie pusta.

Nie czułam nic.

Zupełnie nic.

Jakbym nie umiałam wyrażać emocji i jakby nic mnie nie obchodziło.

Miałam swoje wspomnienia, ale nie reagowałam na nie. Nie czułam emocji, które im towarzyszyły.

Nawet śmierć ojca mnie nie ruszyła w najmniejszym stopniu.

Wyszłam z domu i zeszłam na ziemię. Nie reagowałam na nawoływanie matki, bo czy na pewno ona wołała mnie?

Może to było tylko w mojej głowie?

Przez to co działo się w mojej głowie traciłam kontakt z rzeczywistością.

Ruszyłam przed siebie.

Nie wiem ile czasu minęło, były to godziny a może dni? A może nawet tygodnie w ciągu których zaszyłam się w małej opuszczonej chatce krzycząc z frustracji.

Na początku zaczęłam odczuwać tylko ból i bezsilność, nic poza tym.

Nie myślałam o niczym innym, tylko jak się tego pozbyć.

Przerażające było to, że myśląc o ewentualnej śmierci miałam tysiące pomysłów, który tylko wybrać?

Gdy głos już odmawiał mi posłuszeństwa pojawiły się łzy, znów mogłam płakać i to robiłam.

Potem zaczęłam też odczuwać zmęczenie i ogromne wyczerpanie chociaż nie mogłam spać by sobie ulżyć.

Nie wiem jak było możliwe, że żyłam w takim stanie przez tygodnie, ale za to zastanawiało mnie...

Czemu na koniec tak bardzo mnie skrzywdziłeś, ojcze? I czemu "zabrałeś" mi jego?

Czy na prawdę aż tak bardzo nie było dane nam być razem?

Taka była cena chwili szczęścia?

///

Po kilku dniach gdy dziewczyna nie wracała, smok się zdecydowanie zaczął martwić.

Pierwszym co postanowił zrobić to poszukać jej w domu jej ojca, tam zastał tylko zapłakaną matkę dziewczyny i ciało jej ojca.

Nie wyobrażał sobie co ona mogła czuć i nawet nie starał się wyobrażać. Myślał, że cierpi, ale chyba nie podejrzewał nawet jak bardzo i, że to nie z tego powodu.

Pomógł Celeste znaleźć się na ziemi i obiecał pomóc w pochówku Aratona, jednak nim to zrobił musiał zapytać. Musiał zapytać o nią.

– Aria...– Na samo wspomnienie, błekitnowłosa się popłakała – ... Ona odeszła Lance... – złapała go mocno za ramionami, a on patrzył na nią zszokowany – Jej już nie ma, nie ma tej Arii. Ona odeszła na zawsze... Żyje, ale... Nie mam pojęcia gdzie jest... Nie wiem co Araton jej zrobił, ale nie było to nic dobrego.– mówiła płacząc.

Patrząc w martwy punkt ponad głową niedoszłej teściowej i z jego oczu zaczęły płynąć łzy.

Nie rozumiał.

Obwiniał się, że pozwolił jej wyjść, nigdy nie przypuszczam że to ostatni raz gdy ja widział.

Starał się jak najszybciej, wyruszyć na jej poszukiwania... I wyruszył lecz te mimo, że trwały kilka tygodni, nie przyniosły żadnego rezultatu.

Każde z nich cierpiało na własny sposób, ale nikt nie słyszał ich krzyku, który w pewnym momencie zaczął tworzyć jedną wspólną melodie....

---

Tak, rozdział jest o ponad połowę krótszy niż poprzednie, bo może to koniec?

Może ta historia będzie miała "Bad Ending"?

Taaak, lubie jak postacie cierpią hah

Aria || Eldarya LANCExOCWhere stories live. Discover now