Rozdział 96

45 6 0
                                    

/Aria/

Z wdrożeniem naszego planu w życie musieliśmy przeczekać dodatkowy dzień.

Związałam włosy w koka i spojrzałam w lustrze na misternie wykonany kombinezon. Miał on nas chronić właśnie przed ogniem.

Były w niego wszczepione gdzieniedzie smocze łuski.

Przerażała mnie ich ilość, ale Purriry uspokoiła mnie, że są one zduplikowane, bo takiej ilości, dla czterech osób, musieli by oskurować całego smoka...

Gdy wewnętrznie poczułam sie gotowa wyszłam z pokoju i ruszyłam do sali kryształu.

Czekali tam już wszyscy zainteresowani, z Huang Hua na czele.

Lance gdy tylko mnie zobaczył chwycił mnie za dłoń i przyciągnął do siebie.

– Co? – zapytałam patrząc na jego spokojną twarz.

– Napij się. – wskazał na swoją szyję.

– Co? Ale...

– Nadal masz znak na plecach. Musisz skorzystać. – chwycił mnie mocno za ramię bym się nie mogła wyrwać.

– Ale ja nie chce... Czuję się dobrze.

– Lance, ma rację. – powiedział Hyden poprawiając swój kombinezon.

Westchnęłam i stanęłam na palcach by dosięgnąć do jego szyi, a on w odpwiedzi chwycił mnie mocno w talii.

Większość zgromadzinych odwróciła się by na nas nie patrzeć, dając nam tym nieco prywatności.

Napiłam się trochę jego krwi i się odsunęłam.

– Kocham cię. –  powiedziałam tak cicho by tylko on usłyszał i odeszłam wraz z bratem.

Ten rozstawił nas dookoła kryształu i przekazał jakąś miksturę.

Kazał ją wypić, co od razu zrobiliśmy.

Następnie zaczął coś recytowała powoli byśmy mogli po nim powtarzać. Chwilę później skierowaliśmy swoje moce w stronę kryształu.

Potem już nie wiele pamiętam.

Wiem, że kryształ zaczął mocno świecić.

Nadmierne wyczerpanie i później jakąś dziwna siłą, która nas odepchnęła.

Po tym moje światło zgasło.

/Lance/

Gdy tylko kryształ przestał nas oślepiać swoim światłem, zauważyłem, że cała czwórka, czyli Leiftan, Erika, Hyden i Aria, leżą kilka metrów od kryształu.

Żadno z nich się nie ruszało.

Moje serce zamarło na chwilę, od razu nie wiele myśląc podbiegłem do brunetki.

Wziąłem ją na swoje kolana.

Oddychała.

To było oczywiste skoro i ja jeszcze żyłem.

Inni też ruszyli do pozostałych.

Po chwili słyszałem już że tamci się ockneli.

Akurat gdy się rozglądałem, jakąś dłoń dotknęła mojej twarzy.

Spojrzałem w dół.

Aria.

Mimowolnie się uśmiechnąłem.

Od razu ją przytuliłem.

– Co z resztą? – zapytała delikatnie się ode mnie odsuwając.

– Żyją.

Aria || Eldarya LANCExOCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz