Rozdział 30

153 14 0
                                    

Feary był nieugięty.

Od kilku godzin siedzieliśmy w tym samym pokoju, w tych samych pozycjachm praktycznie się nie poruszając.

Żadno z nas nie zamierzało odpuścić.

Ja musiałam iść, a on miał nie pilnować.

Czy na prawdę aż tak bał się Lance'a? Jestem pewna, że nie zrobiłby białowłosego za to krzywdy, ale za to ja mogłam pomóc smokowi.

Miałam na prawdę okropne przeczucie, że coś się wydarzy, coś ważnego.

Westchnełam głośno i wstałam.

– Dziękuję za miły odpoczynek, ale znudziło mi się czekanie. Pa!– złapałam za klatkę i czym prędzej wybiegłam z budynku.

Biegłam, co sił w nogach, nie patrząc za siebie.

Słyszałam krzyk za sobą, ale biegam dalej.

Nie mam pojęcia czemu nie zrobiłam tego wcześniej. Czemu wcześniej nie uciekłam.
W końcu miałam wrażenie, że nogi zaczynają mi się plątać, przez co o mało się nie wywróciłam.

Nawoływanie mnie stawało się coraz głośniejsze.

Musiałam zaryzykować.

Na szczęście była już noc.

Zatrzymałam się przygotowując się do skoku tym samym przemieniając się.

W końcu wyleciałam w górę zostawiając w tyle swój pościg.

Spojrzałam na niego przez ramie był zły, ale przestał mnie gonić.

Czyli osiągnęłam swój cel.

Ale już miałam następny. Musiałam powstrzymać Lance'a przed zniszczeniem kryształu.

Leciałam bardzo szybko, na ile pozwalały mi skrzydła.

Będąc niedaleko, gdy widziałam już w oddali KG, jakaś dziwna siła mnie odrzuciła, przez co musiałam lądować.

Od razu spodziewałam się najgorszego.

Byłam pewna, że stało się to przez rozbicie kryształu.

Czyli nie zdarzyłam...

Musiałam się mimo to dalej spieszyć, ale tym razem będąc na lądzie.

Westchnęłam głośno i zaczęłam biec... dopóki nie stanęłam źle i nie skręciłam kostki.

– Akurat teraz.– warknęłam i na moment usiadłam na ziemi– I co powinnam zrobić w takiej sytuacji?– wyszeptałam sama do siebie zastanawiając się, a w tym czasie ból w nodze zaczął ustawać.

Wydało mi się to dziwne. Wyprostowałam nogę i zaczęłam robić kółka stopą. Noga nie bolała już wcale.

– Okej...– powiedziałam będąc podejrzliwa i od razu wstałam.

Byłam już trochę wyczerpana, ale nie miałam wyjścia.

Wznowiłam bieg.

Gdy dotarłam do lasu, prawie natknęłam się na grupę zwiadowczą.

Byłam wręcz przekonana, że Lance uciekł i to jego szukali. Nie czekałam długo na potwierdzenie tych słów.

– Tu co nie ma.

– U mnie też nic.

– Nieźle się ukrył ten śmieć w czarnej zbroi. Mam nadzieję, że ukarają go odpowiednio za jego zbrodnie. Jeszcze teraz rozbicie kryształu...

– Nie rozmawiajmy o nim tutaj. Drzewa mają uszy.

Widziałam jak idą w innym kierunku.

Postanowiłam w pierwszej kolejności sprawdzić kryjówkę, której lokalizacje znałam, jednak zrobiłam to na nic. Zaczęłam przeszukiwać las, aż w końcu znalalam się na jego skraju.

Aria || Eldarya LANCExOCWhere stories live. Discover now