Rozdział 84

73 6 0
                                    

Już na następny dzień wytkłóciłam się żeby wyjść z przychodni i wrócić do swoich obowiązków.

Ewelien chciała mnie tam zatrzymać siłą, ale zaczęłam im grozić i mnie puściły wiedząc, że kłótnia nie ma sensu.

Miałam sporo czasu na przemyślenie sytuacji dlatego postanowiłam napisać jakąś krótka historyjkę do Hydena, o tym, że chyba przez przypadek, przy toaście z ojcem, stuknięciu się kieliszkami, odrobina trucizny dostała się do mojego kieliszka i zatrułam się jego wywarem.

O dziwo.

Jeszcze tego samego dnia pojawił się w KG.

- Cholera, nie mogłaś być ostrożniejsza?! - wysyczał zbliżając się się do mnie.

To były pierwsze słowa które do mnie powiedział, uważnie mi się przyglądając.

- To musiało wyjść przypadkiem... Wczoraj wykryli u mnie truciznę i...

- Od razu skojarzyło Ci się że mną? A co jeśli to nie to? - fuknął, wskazując na siebie.

Był zły.

Wręcz kipił ze złości.

- To trucizna z pasożytami.- westchnęłam, wyjasniając.

- Co? Kurwa.- warknął i złapał się za biodra, patrząc w bok.

- Coś się stało?

- To o tym mówiła Zana... - mruknął sobie pod nosem.

- Zana? - od razu skojarzyłam imię - Elfia wiedźma?

- Znasz ją?- spojrzał na mnie.

- Tak. Kiedyś wprowadziła mi pasożyty wysysające krew...- przerwał mi.

O ironio...

- To co masz teraz jest gorsze. - wyciągnął z kieszeni fiolkę - Dziwne, że cie jeszcze nie zabiło. Dosyć szybko zabijają organizmy żywe... Szególnie takie jak ty.

- Może dlatego, że byłam w ciąży? - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.

Nie miałam problemu z utratą ciąży. Nie była mi teraz potrzebna i żyłam dalej.

Nie zamierzałam się użalać nad tym przez następne tygodnie jak robią to niektórzy.

Miałam tylko do siebie samej żal, że się jej nieświadomie pozbyłam. Nikt, a szczególnie mała niczemu nieświadoma istotka, nie powinna umrzeć przez czyjś błąd...

Oczywiście, obwiniałam się za jej śmierć.

Sama z siebie pewnie nie pozwoliłabym jej umrzeć nawet mimo, że była niechciana.

Ale fakt - jej brak był mi na rękę.

- To masz chyba więcej szczęścia niż rozumu.- prychnął - Płód uratował ci życie.- rozbawiony pokręcił głową.

- Wiesz, że to słabe? - Szczerze mnie to oburzyło.

Chciał chronić życie dzieci przed naszym ojcem, ale gdy to za mnie "dziecko" zapłaciło życiem to już jest w porządku?

Pierdolona hipokryzja.

Najchętniej zaczęłabym mu wykrzykiwać to w twarz, ale się powstrzymałam.

- I tak większość ciąż w początkowej fazie kończy się poronieniem. Nie przejmuj się tym. - W tym momencie z jego dłoni, w stronę fiolki, zaczęły lecieć jasne stróżki mocy.

Nie wyglądała jak moc Daemona.

Były jasne, nie było w nich ani grama czerni.

Byłam nią zafascynowana.

Aria || Eldarya LANCExOCΌπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα