18

122 13 2
                                    

No to zaczynamy maraton! :) Niestety trochę się przeliczyłam i zamiast 6, będzie tylko 5 rozdziałów,za co was bardzo przepraszam, jednak brakło mi czasu żeby skończyć ten 6 rozdział. Wprawdzie mam napisaną połowę tego rozdziału i gdyby się uparła,mogłabym go dzisiaj skończyć,ale chce żeby był dopracowany. Więc oczekujcie go w sobotę lub niedzielę. Jeszcze raz przepraszam. Następny rozdział za godzinę :)_999mrok


 Moja głowa pulsowała z bólu. Za dużo informacji. Will, Celest, ja,Marsel. Stanowczo muszę odpocząć. Poza tym ten ostatni ciągle upierał się przy swoim. Łózko przyzywało mnie do siebie. Miałam już spytać, o to czy mogłabym uciąć sobie drzemkę ale przerwał mi stanowczy głos.

-Widzę,że sprawy mają się dobrze.

Gdy tylko odwróciłam się, moim oczom ukazała się postać wysokiej blondynki. Jej wzrost pewnie wynikał z tego,że miała na swoich nogach kilku centymetrowe obcasy. Dziewczyna ubrana była w jedwabną, błękitna sukienkę, która kończyła się na wysokości kolan. Wyglądała na około 17 lat. Długie, pofalowane, blond włosy były upięte z tyłu, w koka a pojedyncze kosmyki opadały swobodnie, okalając porcelanową twarz. Była piękna, ale nie jak człowiek. Jej oblicze było zbyt idealne,aby nazwać ją człowiekiem. Wyglądała jak szklana figurka, filigranowej tancerki. Zdolna pęknąć, kiedy tylko ktoś za mocno ściśnie. Na myśl przyszedł mi Dorian Gray, chłopiec równie piękny co ona. Coś świstało mi w głowie,że kiedyś czytałam o nim książkę. Otrząsnęłam się ze swoich rozmyślań ,kiedy usłyszałam głośne chrząknięcie. Zielone tęczówki nastolatki wpatrywały się we mnie z uporem.

-Hmm.- przełknęłam ślinę, czując się odrobinę skrępowana obecnością pięknej dziewczyny.-O jakie sprawy Ci chodzi? Yyy... To znaczy proszę Pani.- poprawiłam się, nie mając pewności jak mam się do niej zwracać. Jej wygląd, sposób mówienia i ubiór wskazywał na to,że mogła być kimś w stylu księżniczki lub nawet królowej.

Jej twarz momentalne przyozdobił szeroki uśmiech.

-Jaka tam pani?- zaśmiała się ukazując perlisto białe zęby. Jej śmiech był ciepły. Sprawiał wrażenie, jakby była miłą osobą.- Jestem księżniczką i przyszłą władczynią mojej książki i świata literackiego. No może jeszcze nie w tej chwili, ale jeśli wszystko pójdzie, po mojej myśli to bardzo szybko się to stanie.- odrzuciła blond fale w tył niedbałym ruchem dłoni.- Chodziło mi o to, że twoje samopoczucie poprawiło się, co bardzo mnie cieszy. Ostatnio leżałaś tylko nie przytomna. Martwiłam się,że już się nie obudzisz. Ach, tak nawet się nie przedstawiłam. Ale ze mnie gapa. Mam na imię Celest Rosalin Alexandra Matylda Murray. Ale możesz do mnie mówić księżniczko Celest. Będzie krócej.

-Nie jesteś nawet krewną króla, a co dopiero księżniczką. Nasz ojciec był tylko szlachcicem. Poza tym role, które gramy w powieści ani trochę nie pokrywają się z tym kim jesteśmy naprawdę.

Obydwie odwróciłyśmy głowy w jego stronę, zdziwione tym,że zabrał głos, tak jakby nie było go tutaj, przez ten cały czas w komnacie. Zdezorientowana zmarszczyłam nos. Jakim cudem potrafił tak szybko zmieniać swój nastrój? Tak jakby ciągle zrzucał i zakładał na siebie nowe maski swojej osobowości. Mówił mi,że znaliśmy się już przed moją utratą pamięci, ale wystarczyło mi już te kilka chwile, spędzonych z nim, które pamiętam aby potwierdzić moje słowa. Poznałam już Marsela optymistę, Marsela flirciarza, Marsela, który mówił mi,że kiedyś będziemy razem. Ale teraz przyszła pora na zdenerwowanego i zirytowanego Marsela. Zdziwiłam się jak jego głos, kiedyś tak ciepły i przyjemny do słuchania,teraz stał się jak sopel lodowy. Ostry, zimny,twardy. Nie znoszący sprzeciwu.

Celest mimo widocznego zdenerwowania, przybrała na ustach sztuczny uśmiech i udając rozbawienie całą tą sytuacją, zwróciła się do mnie :

-To jest mój brat Marsel, ale jego już zdążyłaś poznać. Wiem,że poznaliśmy się wszyscy już wcześniej, ale na wskutek nieszczęśliwego wypadku i Williama Cartera zapomniałaś wszystko. Ale to nic.-zachichotała. Ale była aż tak dobra, że to wyglądało sztucznie, albo po prostu udawała ale zachowywała się jak jedna z tych prezenterek telezakupów, która na siłę próbuję wcisnąć ludziom odkurzacze i inne tego typu sprzęty. Sztuczna radość to ich cecha rozpoznawcza. Cóż, przynajmniej pamiętam co ot były telezakupy.-Wszyscy popełniamy błędy, ale najważniejsze jest komuś za te błędy przebaczyć. A teraz byłabym Ci wdzięczna gdybyś na chwileczkę. Dosłownie na sekundkę.-Wykonywała przesadne gesty rękami.-Została tutaj i zajęła się sobą. Mogłabyś. Och, Dziękuję kochanie.- powiedziała kiedy przytaknęłam.-Wiesz po prostu taka rodzinna rozmowa, siostry z bratem. Zaraz wrócimy.

The happily ever afterWhere stories live. Discover now