35

83 5 1
                                    

-Na pewno chcesz mi to opowiedzieć? Wyglądasz jakbyś nie był jeszcze do końca pewny.-Ani gotowy. Pierwszy raz widzę takiego Marsela. Blondyn stara się ukryć swoje uczucia,ale widać,jak bardzo jest  zestresowany. Nie wiem,dlaczego to wywołuję w nim,aż taki lęk,ale to już nie pierwszy raz. Podobna sytuacja wydarzyła się,gdy obserwował sceny namalowane na oknach przed wyjściem z zamku,tylko,że wtedy zareagował bardziej wściekłością. Mam wrażenie,jakby Marsel codziennie pokazywał mi jakąś inną odsłonę siebie. Dzisiaj dane jest mi poznać spanikowanego Marsela,a ja nie wiem, jak mam się z takim Marselem obchodzić. To dziwne,kiedy nie mówi tych swoich głupich żartów ani nie czuje ciągłej potrzeby,żeby wprawić mnie w zakłopotanie.

-Tak,jestem pewien. Możliwe,że to pomoże Ci odzyskać pamięć.-odpowiada próbując udawać stanowczego, ale jego głos brzmi jakby, sam nie był pewny własnych słów. 

-W porządku,więc możesz zaczynać. 

-W porządku.-mówi,ale zamiast zacząć mi opowiadać,wpatruje się  tylko w ścianę.

-Eee... nie,że Cię poganiam czy coś,ale patrzenie na ścianę milcząc to raczej nie jest dobry sposób,żeby zacząć opowiadać jakąś historię.-oświadczam  zmieszana.-Może odłożymy to na inny raz...

-Nie. Muszę to powiedzieć dzisiaj. Teraz.-wzdycha.-Dobrze. Przygotuj się na dłuższą opowieść.-kiwam głową,przykrywając się szczelniej kołdrą.-Cała historia zaczyna się kiedy to na świat przychodzi drugie dziecko królewskiej pary...

-Mała,złotowłosa dziewczynka,której nadają imię Celest. Rodzina królewska oraz wszyscy mieszkańcy wioski świętują przyjście na świat kolejnego królewskiego potomka. Mijają lat,a dziewczynka wraz ze swoim brat dorastają. Chłopiec jest zmuszony cały czas pobierać dodatkowe nauki,aby w przyszłości zostać wspaniałym i sprawiedliwym władcą krainy. W całym królestwie panuję niczym niezmącona harmonia i spokój,do czasu aż dziewczyna nie osiąga szesnastu lat. Wtedy to w magicznej krainie zaczęła grasować przerażając bestia. Siała opustoszenie we wszystkich wioskach,zabijała zwierzęta oraz atakowała ludzi. Krążyły też pogłoski o pojedynczych morderstwach. Pewnego razu bestia próbowała zaatakować księżniczkę,jednak w ostatniej chwili udało jej się uciec.  Mimo to,para królewska zaczęła się bać o bezpieczeństwo swojej córki i mieszkańców swojego królestwa,postanowiła zorganizować konkurs. Ogłosili na dworze i w mieście,że ten kto wykaże się największą odwagą,męstwem i inteligencją,czyli złapie i zabije bestie otrzyma władzę nad całą krainą oraz rękę księżniczki Celest. Wielu śmiałków próbowało,ale niestety kończyło się to dla nich tragicznie. Aż wreszcie do zamku przybył młody rycerz,o kruczoczarnych włosach. Młodzieniec był dobry,szczery i miły dla wszystkich, a to tego bardzo inteligentny,ale nie przybył do zamku w celu zyskania władzy oraz ręki księżniczki,pragnął tylko zdobyć pieniądze aby kupić lekarstwa dla swojej ciężko chorej matki. Młody William Carter wyruszył na poszukiwania bestii.Starcie z bestią zakończyło się pomyślnie, Carter zabił bestie,zdobył władze nad królestwem i zaręczył się z złotowłosą księżniczką. Nie był z tych powodów zbytnio szczęśliwy ale mógł przynajmniej sprawić,by jego matka wyzdrowiała. Wszystko w tamtej chwili powinno być w porządku,wszystko powinno wrócić do normy,ale mimo tego,że bestia została zabita, w wiosce ciągle odkrywano coraz bardziej krwawe ataki. Nikt nie rozumiał co się dzieje,bo skoro bestia została już zabita,to dlaczego wciąż pojawiają się morderstwa?Pewnej nocy,ktoś ze służby usłyszał krzyki,więc udał w stronę źródła tego hałasu.To co zobaczył jednak bardzo mocno go zaskoczyło i jeszcze bardziej przeraziło. Mianowice ujrzał księcia Marsela,brata Celest,który stał,cały we krwi nad martwym dworskim kucharzem.Dalsze wydarzenia działy się naprawdę szybko. Służący opowiedział o tym co widział,wszystkim mieszkańcom krainy. To była tylko kwestia czasu,kiedy rozwścieczeni ludzi,zaczęli dobijać się do zamku,żądając zapłaty,za krzywdy,które im wyrządzono. Rodzina królewska przez kilka dni starała się odpierać atak,aby ochronić Marsela ale nie mogli tego robić w nieskończoność. Po jakimś czasie zamknięcia bram  pękły,a drzwi się otworzyły i wściekły tłum wpadł do zamku. Ku ich utrapieniu nigdzie nie można było znaleźć młodego księcia. Po długich i dokładnych poszukiwaniach,znaleziono go wreszcie w sali balowej.Już nie żył,tylko jego ręka zaciskała się jeszcze kurczowo, na rękojeści miecza wbitego, prosto w jego serce. I to był już koniec. W magicznej krainie wyprawiono mu pogrzeb,kilka osób jeszcze go opłakiwało,ale i tak wszyscy wiedzieli,że teraz będzie lepiej ze szlachetnym Willem,jako królem.-Marsel zakończył swoją opowieść wciągając ostro powietrze. Przez ten  cały czas kiedy opowiadał,ani razu na mnie nie spojrzał ale teraz skupił na mojej osobie swoje zielone tęczówki, oczekując reakcji na jego słowa. Przełknęłam ślinę. Ta opowieść rzeczywiście była świetna. Ciekawa i wciągająca bez reszty,mogłam się domyśleć dlaczego była moją ulubioną książką. Ale teraz to wszystko,siedząc na przeciwko chłopaka,który był "przeklętym chłopcem" wydawało mi się strasznie okrutne.Ale to przecież była tylko jego rola w książce.

-O co chodziło z tym zamienianiem się w bestie? Ktoś rzucił na Ciebie jakiś urok?-spytałam. Żeby wyrazić jakąkolwiek opinię,muszę poznać więcej faktów.

-Czarodziejka,z którą mój ojciec miał na pieńku. Wiesz kiedyś mieli,jakąś sprzeczkę i ojciec nie da,jej obiecanych kosztowności i pieniędzy,więc oczekiwała zemsty a kiedy nadarzyła się okazja to... W sumie to już sama wiesz co zrobiła.

-Ale co z Twoimi rodzicami? Nic nie zauważyli? Przecież...

-Odkąd pojawiła się zszedłem na boczny plan,poza tym moi rodzice zawsze byli dla mnie bardziej surowi niż dla niej. Uważali,że skoro jestem następcą tronu, to powinienem być twardy i samodzielny. 

-Ale Ty wiesz,że to tylko Twoja postać w książce prawda? Nie jesteś taki naprawdę,Ty tylko grasz królewskiego syna,który został przeklęty. 

-Mogę coś zrobić?-pytam,powtarzając słowa,których sam niedawno użył. 

Marsel spogląda na mnie krytycznym wzorkiem,jakby nie do końca wiedział czy mi zaufać,ale w końcu kiwa głową zostawiając mi wolną rękę. Przygryzam wargę ze zdenerwowania. Teraz już nie mogę się wycofać. Zbliżam się do niego ostrożnie,tak że nasze twarze są na wprost siebie. Wyciągam ręce i oplatam go nimi w pasie, po czym kładę głowę na jego ramieniu. Zastyga,a ja mogę poczuć jak jego mięśnie się napinają.

-Czy Ty właśnie mnie przytulasz?-pyta cicho.

-Staram się to robić,ale Ty nie chcesz współpracować.- skarżę się.

- Nie spodziewałem się  po Tobie,czegoś takiego ale muszę powiedzieć,że jestem mile zaskoczony. Nie wiem tylko jak daleko mogę się posunąć,Moliku.

-Rób co chcesz,tylko ma to nie wykraczać poza przytulanie. 

-W porządku,więc pozostaje mi tylko mocniej Cię objąć.-mówi,po czym przyciska mnie mocniej do siebie,gładząc okrężnymi rękami moje plecy.Wiedziona jakimś dziwnym instynktem,wtulam nos w zagłębienie jego szyi. Dlaczego znowu muszę czuć te przeklęte pomarańcze?!  Jego ciało jest twardsze i cieplejsze od mojego,a ja czuję się naprawdę bezpiecznie w jego ramionach. Czuję jak moje powieki stają się ciężkie i powoli opadają. Zanim jednak całkowicie zasypiam,dociera do mnie jeszcze ciche  westchnienie Marsela:

-Twoje włosy pachną tak cudownie...-A może to już był tylko sen. Całe to przytulanie zresztą też. Ale szczerze mówiąc nie chciałabym,żeby tak było. 

Nie wiem czemu ale nie jestem jakoś zadowolona z tego rozdziału,choć strasznie długo go pisałam :/ Jak tam koniec roku? :D Ja właśnie kilka minut temu wróciłam ze szkoły. Świadectwa z paskiem nie ma przez te nieszczęsne przedmioty ścisłe,ale jestem zadowolona :D Czekam na wasze komentarze <3 _Do następnego 999mrok :) 

The happily ever afterWhere stories live. Discover now