52

57 4 0
                                    

Cześć! ☺️ Witam was w drugim już maratonie w historii The happily ever after 😃Przygotowałam 4 rozdziały,niestety nie są to wszystkie,które chciałam dodać,jednak z różnych względów nie zdążyłam napisać wszystkich rozdziałów,których sobie zaplanowałam. Bardzo was przepraszam,ale mam nadzieję,że długość tych rozdziałów wynagrodzi wam tymczasowy  brak zakończenia ☺️ Do końca opowiadania zostały jeszcze 2 rozdziały oraz epilog,które pojawią się już wkrótce,a na razie mam nadzieję,że spodoba wam się to,co przygotowałam na dzisiaj! ☺️ Czas na pierwszy rozdział! ☺️ Zachęcam do dzielenia się swoją opinią i przemyśleniami w komentarzach! 😄☺️

#Marsel

Byłem zadowolony,nawet bardzo.  Wszystko szło po mojej,a dokładniej naszej myśli. Dzięki Pani,Kate była bezpieczna,a ja wkrótce będę mógł zapanować nad atakami. Ostatnie czego chciałem to zabijać Kate,jednak Pani twierdziła,że  jest to konieczne i potrzebne,dla mojego i Kate dobra. Nie rozumiałem do końca o co jej chodzi,ale Pani ma zawsze rację,więc nie miałem zamiaru kwestionować jej zdania.

 Dochodziłem właśnie do piwnicy,gdzie znajdowała się moja Kate. Miałem nadzieję,że dziewczynę nie dręczyły już koszmary. Ostrożnie i delikatnie pchnąłem drzwi,aby nie narobić hałasu i nie obudzić,w razie czego mojego Molika. 

Stanąłem jak wryty. Miałem wrażenie,że słyszę jakieś szepty,ale na pewno mi się przesłyszało.   Z kim niby miałaby rozmawiać Kate?  Wtedy do mnie dotarło.  To na pewno z tym prostakiem Carterem.  Pani zamknęła go tutaj,żeby chronić Kate. Tak mi mówiła.  Martwiłem się trochę,że może zrobić coś Kate,kiedy razem będą przebywać w piwnicy,ale Pani uspokoiła moje myśli. Teraz wiem,że nie miała racji.  Rozejrzałem się zaniepokojony, czy aby na pewno,gdzieś w pobliżu nie ma Pani. Nie powinienem tak mówić. Pani ma zawsze racje. Pani zganiłaby mnie za to.  Nie powinienem się jej sprzeciwiać.  

Wszedłem do środka pomieszczenia,zostawiając otwarte drzwi,dzięki czemu w pokoju zrobiło się w miarę jasno. Widok,który napotkały moje oczy sprawił,że wypuściłem trzymany w rękach półmisek z pieczywem. Naczynie upadło na podłogę,rozbijając się przy tym na milion drobnych kawałeczków,a pojedyncze bułki potoczyły się po pokoju. Poczułem jak z zewnętrznej strony mojej dłoni sączy się krew,ale nie zwróciłem na to większej uwagi. Skaleczenie,jakkolwiek głębokie,nie miało teraz znaczenia.  Zacisnąłem dłonie w pięści,nie zważając na ból,krew i pieczenie. 

Hałas i zamieszanie,jakie wywołałem sprawiły,że na chwilę przestali,ale było już za późno,żeby cofnąć czas. Nie dało się tego wymazać z pamięci.  Widok Kate i tego dupka Cartera, splecionych w ciasnym uścisku wywołał we mnie ogromy,z każdą chwilą rozrastający się gniew oraz kłującą zazdrość.  To ja powinienem być na jego miejscu. To mnie Kate powinna przytulać. 

Podchodzę do nich i chwytam Willa za koszulkę. Kate uważnie śledzi moje poczynania. Wstrzymuje oddech i ani drgnie. Z nią porozmawiam za chwilę. Podnosi się  i stoimy na równi siebie. Kiedyś Will był ode mnie wyższy,ale z wiekiem staliśmy się mniej więcej równi. Mam ochotę dać mu w twarz. Unoszę rękę,jednak zastygam słysząc głos Kate. Wyczuwalne jest w nim błaganie,ale również coś,czego za nigdy, za żadne skarby nie chciałem usłyszeć w jej wykonaniu. Jej słowa podszyte są strachem,a ja przecież obiecałem sobie,że nie pozwolę,żeby się mnie bała. 

-Dlaczego go obejmowałaś?!!- warknąłem  z wyrzutem. Nie mogłem się opanować.-O co ci chodziło?! To wyglądało,jakbyście się mieli za moment pocałować!!

-To nie było tak!! - doznałem szoku,kiedy usłyszałem jakim tonem się wypowiedziała. Nie było już śladu po wcześniejszym przerażeniu i niepewności. Co jednocześnie mnie cieszyło,ale również dziwiło. Po chwili Kate wstała i zbliżyła się do mnie z zaciętością i zdeterminowaniem wręcz wypisanym na twarzy. 

The happily ever afterWhere stories live. Discover now