58

91 9 5
                                    

Z szybkością równą błyskawicy dobiegam do pokoju,w którym ma znajdować się Marsel. Kiedy chwytam za klamkę dopada mnie chwila wątpliwości. Jak teraz będą wyglądać nasze relacje? Zanim jednak zdążę się rozmyślić i zaniechać zamiaru spotkania z Marslem,popycham drzwi do przodu. Pomieszczenie,które ukazuje się moim oczom wygląda nieznajomo; jest schludnie i prosto urządzone. Jestem w stanie zauważyć tylko tyle,ponieważ po chwili mój wzrok koncentruje się wyłącznie na jednym miejscu,a wszystko inne przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie.

On tu jest. Cały i zdrowy. Leży w łóżku,a ja nie mogę ustać w miejscu. Chciałabym podbiec do chłopaka i mocno go wyściskać,ale ten ma zamknięte oczy. Możliwe,że śpi,a ja nie chcę go budzić. W tej chwili najważniejsze,żeby wypoczywał. Już mam wychodzić,kiedy Marsel niespodziewanie unosi powieki,a nasze spojrzenia krzyżują się.

W momencie,gdy cicho wypowiada moje imię nie jestem już w stanie się powstrzymywać. Nie tracąc czasu rzucam się w stronę Marsela,wczołguję się na łóżko i przygniatam chłopaka w niemalże niedźwiedzim uścisku. Blondyn odpowiada równie uczuciowo na mój gest. Przez chwile jesteśmy plątaniną ciał i kończyn,nie wiadomo gdzie zaczyna się ciało jednego,a kończy drugiego z nas. Marsel przyciąga mnie jeszcze bliżej,choć to już praktycznie niemożliwe. W pokoju nie słychać niczego, oprócz naszych sporadycznych westchnięć ulgi oraz szeptanych między sobą deklaracji.

Kiedy udało nam się odrobinę od siebie odsunąć spojrzałam na Marsel i prawie zaniemówiłam. Po lewej stronie jego twarzy widniała rozległa,odznaczająca się na tle jego bladej skóry blizna. Szrama ciągnęła się praktycznie przez cały policzek. Jak mogłam jej wcześniej nie zauważyć?

Nim chłopak zdążył cokolwiek powiedzieć pogładziłam jego zraniony policzek.

-Wcześniej jej nie miałeś. Kiedy się pojawiła?

-Dostrzegłem ją zaraz po przebudzeniu. Ta i tak jest jedną z najmniejszych. Na plecach,brzuchu i ramionach mam jeszcze z tuzin większych.

Syknęłam wyobrażając sobie wszystkie rany,o których wspominał Marsel. Te bruzdy z pewnością w niczym nie umniejszały jego urody,jednak oznaczone miejsca musiały boleć.

-To okropne. To znaczy wciąż jesteś tak samo przystojny,ale...

Chłopak zaśmiał się gorzko.

-One zostaną już na zawsze,dopóki nie umrę. Można powiedzieć,że to taka pamiątka po tej całej gównianej akcji z zamienianiem się w potwora. Pewnie zastanawiasz się o co w ogóle chodzi,prawda? Zaraz ci wszystko wytłumaczę...

-Zaczekaj.-przerwałam mu. Musiałam zrobić jeszcze jedną,ważną rzecz.- Czujesz się już dużo lepiej,tak?

-Właściwie, to zdecydowanie lepiej. Anna pomogła mi ze wszystkim i teraz jestem w całkiem dobrym stanie.

-Na pewno?- potrzebowałam jeszcze jego potwierdzenia.

-Wydaje mi się,że tak. Wiesz, Anna jest naprawdę dobra w tym co robi,ale dlaczego o to dopy... AŁA! AŁA,KATE CO TY WYPRAWIASZ!?

-JAK MOGŁEŚ-uderzenie-MI TO ZROBIĆ-uderzenie- TY SKOŃCZONY-uderzenie- IDIOTO! -na koniec stwierdziłam,że zasłużył na więcej niż jedno uderzenie. Okładałam Marsela po całym ciele niczym zawodowy bokser. Nie wiedziałam tylko,kto będzie po tym wszystkim bardziej obolały-on po wyprowadzonych przeze mnie uderzeniach,czy ja po ich zadawaniu.- Nawet nie masz pojęcia jak bardzo się o ciebie bałam,myślałam,że nie żyjesz! Poza tym jak mogłeś mnie cały czas okłamywać??! To przez ciebie straciłam pamięć! -sama już nie byłam pewna sensu wypowiadanych przez mnie między niezdarnymi ciosami słów. W tej chwili wylewały się ze mnie wszystkie emocji ostatnich. Cały ten strach,cierpienie,zmęczenie i ból potrzebowały ujścia. W jakiś sposób naprawdę mi to pomagało.- Ale to wszystko,to nic w porównaniu z tym jednym!! Podle mnie w sobie rozkochałeś,a ja głupia uwierzyłam,że naprawdę mnie lubisz. Nie cierpię cię za to! Słyszysz?! Nie cierpię cię!! Ale najbardziej nie cierpię siebie za to,że po tym wszystkim wciąż żywię do ciebie głębsze uczucia.

The happily ever afterWhere stories live. Discover now