38

96 6 4
                                    

 #Marsel

Tej historii bieg,stary jest jak świat. Obce dusze dwie,wtem coś zmienia się. Nie wiadomo jak. 

Nigdy nie lubiłem tej piosenki. Zawsze wydawała mi się zbyt naiwna i płytka. No,bo w końcu jak podczas jednego tańca można się w kimś zakochać? Poza tym,jeśli jest się bestią,to nigdy nie osiąga się szczęśliwego zakończenia. Sam się o tym przekonałem. 

 Myślałem tak, Aż do teraz. Cóż,może to przez to, że tańczyłem z ważną dla siebie osobą. Nie byłem pewny. Tak naprawdę w tej chwili nie byłem pewny niczego. To wszystko miało być udawane,i być tylko planem.

Do czasu,kiedy zdałem sobie sprawę że chce spędzać czas z Kate. Z własnej woli,a nie dlatego żeby ją uwieść. Dręczyło mnie to,że ciągle musiałem ją okłamywać,chociaż wiedziałem,że i tak muszę to robić. 

Starałem się sam siebie usprawiedliwić. Przecież,jeśli nie pomogę Celest,to nigdy nie pozbędę się tych przeklętych ataków. Tak sobie wtedy to tłumaczyłem. 

Nie chciałem się przyznać,ale znienawidzona przez mnie pieśń w tej chwili odzwierciedlała moje uczucia.  

Nie wiedząc,nawet kiedy zacząłem lubić Kate,a te wszystkie rzeczy,które na początku mnie w niej irytowały teraz sprawiają,że się uśmiecham. Przebywanie z nią stało się dla mnie codziennością,która nigdy mi się nie nudziła,a zawstydzanie jej stałym punktem dnia. 

Czy jestem zakochany? Nie mam bladego pojęcia,ale wiem,że mój sposób postrzegania dziewczyny diametralnie się zmienił. 

Ale teraz mając ją przy sobie tak blisko,przytuloną do mojej klatki piersiowej,kiedy razem tańczyliśmy wiedziałem,że to szczęście niedługo już się skończy.Bo albo ona sama dowie się prawdy,albo ja ją jej wyjawię. 

#Kate

-Przepraszam,Marsel.- mówię,kiedy po raz chyba milionowy nadeptuję na stopę blondyna.-Nie robię tego specjalnie. Mówiłam,że nie umiem tańczyć.

-A ja po raz kolejny,mówię Ci,że nic nie szkodzi. Jak na początek idzie Ci dobrze,tylko gdy mówisz Twój oddech łaskocze mnie w szyje. 

-Przepraszam,ale to był Twój pomysł. Sam chciałeś,żeby się do Ciebie przytuliła,ale mogę się odsunąć.

Chciałam odsunąć się od jego torsu,ale napotkałam opór. Marsel jeszcze mocniej przycisnął mnie do siebie. 

-Mówiłem tylko,że Twój oddech łaskocze w szyję a nie,że mi to przeszkadza. Poza tym wyglądasz uroczo,kiedy tak się do mnie przytulasz. 

Prychnęłam.

-Jasne,dla Ciebie zawsze wyglądam pięknie i uroczo. Nawet z potarganymi włosami i w piżamie. Masz naprawdę dziwną definicję piękna i uroku,Marsel. 

-Hej,mój Molik zawsze wygląda pięknie.-Nazwał mnie swoim Molikiem. Swoim Molikiem. To pewnie przez przypadek,ale dlaczego mi się,to tak bardzo podoba?!-Chociaż  przyznaję,że bez piżamy wyglądałabyś pewnie najładniej. 

A już myślałam,że ktoś zamienił Marsela na jakiegoś miłego gościa. Okazuje się jednak,że wciąż jest tym samym książkowym zboczeńcem. 

Kiedy nie odpowiadam,unosi mój podbródek lekko do góry,tak,że patrzę mu prosto w oczy. 

-Nigdy nie myśl,że wyglądasz inaczej niż pięknie. Dla mnie zawsze wyglądasz idealnie. 

-Teraz już przesadzasz. Następnym razem przygotuj sobie jakieś inne,tanie teksty bo te już znam na pamięć. 

Chłopak nic nie mówi,tylko wciąż wpatruje się w moje oczy,a ja czuję zdradzieckie rumieńce na twarzy. Ale,kiedy ja nie byłam przy nim zawstydzona?!  Speszona,przenoszę wzrok na sufit. Wiedzieliście,że kryształowe żyrandole mogą być tak interesujące? 

Marsel przykłada rękę do mojej twarzy,po czym odgarnia mi pasma włosów,które uciekły z koka. Pochyla się i muska nosem mój nos. Wygląda to,jakby chciałby mnie pocałować. I szczerze mówiąc,gdyby teraz to zrobił nie protestowałbym. Zamykam oczy,czekając na moment,w którym nasze usta się zetkną. Już czuję jego oddech na mojej twarzy. Jednak coś nam przerywa.

 Skonfundowana otwieram oczy. Przede mną stoi piękna kobieta o długich,czarnych włosach. Isabelle Lightwood. Wygląda jakby miała jakieś zamiary względem Marsela. Nie żeby mi to przeszkadzało czy coś. 

-Wybaczcie,że wam przerywam ale pilnie potrzebuję Twojej pomocy,Marsel.-mówi czarnowłosa. 

Marsel odsuwa się ode mnie i przeczesuje ręką włosy.

-Wybacz,Kate za chwilę wrócę.-Kate? A co się stało z "moim Molikiem"? Okej,zaczynam się zachowywać jak jedna z tych zazdrosnych dziewczyn,chociaż nawet nie jestem jego dziewczyną. Opanuj się,Kate!

Patrzę jak Marsel kieruję się z Isabell w stronę wyjścia z sali. Rozglądam się po pomieszczeniu,po czym zauważam wolny stolik ,do którego się przysiadam. Próbuję nie myśleć o tym, co mogliby tam robić. No,bo pewnie stało się coś ważnego. Ktoś mógł zwichnąć nogę albo jakaś toaleta się zapchała. Marsel jest z pewnością ekspertem w przepychaniu toalet. 

Nawet nie zauważam kiedy ktoś się do mnie przysiada. Dopiero kiedy słyszę głos,odwracam się przestraszona. 

-Widzę,że Marsel od samego początku nie próżnuje.-postacie z książek Cassandry Clare,widocznie się dzisiaj na mnie uwzięły. Sebastian Morgenstern. Zawsze chciałam z nimi porozmawiać,ale nawet przez głowę mi nie przeszło,że będę kiedyś zazdrosna o Isabelle Lightwood. No,i proszę nawet  sama się przyznałam. Do czego jeszcze dzisiaj dojdzie?!

-Co masz na myśli?-pytam,choć podświadomie dobrze wiem. 

-Wiesz,Marsel co rok bawi się z inną kobietą. W zeszłym roku,była to Królowa Kier,potrafisz to sobie wyobrazić?-Sebastian chichocze.-Mówił mi,że dzisiaj musi zając się Tobą,ale wychodzi na to,że uznał,że jego droga kuzyneczka jakoś sobie sama poradzi. 

Domyślałam się co Marsel może robić z Isabelle,ale to nie znaczy,że w tej chwili mniej mnie to zabolało. 

Chłopak jest widocznie rozbawiony całą sytuacją,w przeciwieństwie do mnie.

 -Masz może ochotę na kieliszek ponczu? -Sebastian spogląda na mnie pytająco.

Przełykam piekące łzy i kiwam głową.

-Jeden kieliszek nie zaszkodzi. 















The happily ever afterWhere stories live. Discover now