57

74 7 4
                                    

Otwieram oczy,budząc się z przerażającego snu. Głowa mi pulsuje,a serce bije jakby po przebiegnięciu maratonu,ale oprócz tego wszystko wydaje się być w porządku. Po walce z grubą kołdrą przykrywającą moje ciało, unoszę się do pozycji siedzącej. Moją uwagę przykuwa panorama za oknem. Słońce oświetla cały świat,a śnieg powoli topnieje. Wiosna nadchodzi na Różany Dwór.  

Upadam z jękiem na poduszki,czując jak pod powiekami wzbierają mi się łzy. Wszystko wydaje się takie samo,ale mam bolesną świadomość,że nie jest i nigdy już nie będzie.  

Powinnam stąd wyjść i stawić czoła wszystkiemu co na mnie czeka,jednak teraz jest to ostatnia rzecz na jaką mam ochotę.  Podnoszę się gwałtownie,kiedy słyszę ciche pukanie do drzwi. Rozglądam się dookoła w poszukiwaniu jakiejś prowizorycznej broni. Co jeśli to znów Celest? 

Zanim jednak zdążę cokolwiek zrobić,drzwi otwierają się z lekkim skrzypnięciem. W progu nie stoi  złotowłosa piękność,a Will Carter. Ten sam,który mnie tutaj sprowadził,ale to nie przez niego straciłam pamięć. Teraz już wiem. 

Posyła mi delikatny uśmiech. Wygląda całkiem nieźle,zważywszy na to,że przez ostatnie kilka miesięcy był przetrzymywany w piwnicy. Większość ran,które widniały na jego rękach zdążyły już się zagoić,gdzieniegdzie widniały jeszcze tylko te bardziej głębokie. Celest nie próżnowała. 

-Jak się masz,Kate?   Wiem,że to najgłupsze pytanie,jakie mogłem zadać w tej chwili,ale... 

Zanim zdąży dokończyć wyczołguję się z łóżka,podbiegam do niego i wtulam się w jego ciało. Will reaguje natychmiastowo. Jedną ręką obejmuje mnie w pasie,a drugą zaczyna gładzić po włosach. Kiedy z mojej piersi wyrywa się gwałtowny szloch,czuję jak przyciska mnie mocniej do siebie. 

-Co... co się stało z Celest?-udaje mi się wykrztusić pomiędzy łzami i pociąganiem nosem. 

-Spokojnie,już jej nie ma. 

Udaje mi się podnieść głowę. Patrzę na Willa skonfundowana.

-Jak to już jej nie ma? Przecież...

-Kate,spokojnie. Proszę cię usiądź. 

Prowadzi mnie do łóżka,a ja nie protestuję. Po chwili siedzimy na przeciwko siebie. Spoglądam na niego żądna wyjaśnień. 

-Kiedy ty rozmawiałaś z Marselem,ja pobiegłem na górę do  komnat Celest. Spotkała mnie tam niemiła niespodzianka,mianowicie  główna winowajczyni całej tej sytuacji ogłuszyła mnie dwukrotnie,sprawiając,że ostatecznie straciłem na chwilę przytomność. Kiedy się obudziłem po Celest nie było ani śladu,jednak usłyszałem głośny hałas dochodzący z dołu. Zaalarmowany pobiegłem tam,tak szybko jak tylko mogłem i jak pozwoliła mi na to obolała głowa. Nie uwierzysz co tam zastałem.  Na korytarzu znajdowała się nasza zguba,ale nie sama. Wraz z nią była Anna.  Obydwie były w trakcie zawziętej bójki ze sobą. Celest przyciskała Annę do ziemi,ale dziewczyna nie była jej dłużna,oddawała ciosy z równo zapamiętałością i zapalczywością z jaką zadawała jej blondynka. - Chłopak pokręcił głową,a na jego usta wpłynął uśmiech wyrażający dumę wymieszaną z podziwem.- Ona była taka dzielna. Gdyby nie Anna prawdopodobnie nie udałoby mi się pokonać Celest. Cóż,ale nie tylko ona. Wykazałaś się ogromną odwagą,Kate. Nie zasłużyłaś na to wszystko. To nawet nie jest twój świat,ale ty mimo wszystko przyczyniłaś się do jego polepszenia. Mówią,że z miłości można zrobić naprawdę wszystko  i widocznie jest to prawdą. 

-Może i tak,ale po co to wszystko? Marsel...-bolesne słowa nie chcą przejść mi przez gardło. Kręcę głową,próbując powstrzymać łzy napływające mi do oczu.- J-ja i tak nic nie wskórałam,naraziłam tylko ciebie i Annę na niebezpieczeństwo. 

-Hej,nawet tak nie mów. Zrobiłaś wszystko,co mogłaś. Zresztą dzięki to tylko i wyłącznie dzięki tobie udało się...- Will zamilkł gwałtownie i spojrzał na mnie ostrożnie.- Możemy udawać,że nie słyszałaś ostatniej części zdania? Miałem jeszcze poczekać z mówieniem ci tego. 

Ale było już za późno. Ziarenko nadziei zakiełkowało wewnątrz mnie,a serce zabiło gwałtownie. 

-Will powiedz mi! Co się stało z Marselem? Co z jego ciałem,a może on...?- nie odważyłam się wypowiedzieć tego na głos. Było jeszcze za wcześnie na takie osądy. Miałam w sobie mnóstwo pozytywnych myśli,jednak najpierw musiałam usłyszeć potwierdzenie.

-Teraz nie dasz mi spokoju,prawda?

-Muszę wiedzieć. Cokolwiek się z nim stało,muszę to wiedzieć.

Will zerknął na mnie. Chyba sam zrozumiał,że jest na przegranej pozycji,bo westchnął głośno zrezygnowany i zaczął mówić. 

-Nigdy nie potrafię trzymać języka za zębami. Anna mówiła,żebym poczekał z mówieniem ci do momentu,kiedy dobrze nie wypoczniesz i nie ochłoniesz po ostatnich wydarzeniach,ale teraz widzę,że z cierpliwego czekania nici. 

Patrzyłam na niego z wyczekiwaniem,gotowa w każdej chwili wyskoczyć z łóżka i pobiec w wyznaczone miejsce,jeśli tylko zajdzie tak potrzeba. Czekałam tylko na potwierdzenie moich przypuszczeń.

-Marsel tak naprawdę żyje. To znaczy najpierw umarł,zresztą z tego co mi wiadomo sama byłaś tego świadkiem,ale potem stało się coś niezwykłego i niesamowitego,coś co sprawiło,że powrócił do żywych. Kiedy z Anną wróciliśmy do piwnicy,aby zabrać jego ciało on oddychał. Był strasznie osłabiony,ale liczyło się to,że w ogóle żyje. Pod czujnym okiem Anny odzyskał trochę sił,ale wciąż jest niczym cień samego siebie,jednak powoli wraca do siebie.

Jestem prawie pewna,że mój pisk radości można było usłyszeć w powieści obok. Nie posiadałam się ze szczęścia. Marsel tak naprawdę żył. Będę mogła z nim porozmawiać.  Będę mogła go przytulić. Znowu usłyszę jego melodyjny  głos i poczuję ciepło jego ciała. 

-Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałeś?!?! Zresztą to teraz nieważne... Gdzie on teraz jest? Muszę się z nim natychmiast zobaczyć!!

-Drugie piętro,pierwsza komnata po lewej. Anna prawdopodobnie mnie zabije,ale przynajmniej ty będziesz szczęśliwa.- Will uśmiechnął się  do mnie uroczo,a ja dopiero teraz zrozumiałam jak  wiele zawdzięczam temu czarnowłosemu chłopakowi. Will nacierpiał się tak wiele. Nie zasłużył na żadną z tych rzeczy. Cieszyłam się,że moja pamięć wróciła do pierwotnego i pełnego stanu. Mogłam wreszcie zrozumieć to wszystko i wyjaśnić niedokończone sprawy z Willem.  Każda rzecz nabrała dla mnie nowego znaczenia. Zastanawiałam się tylko jak,do licha się to stało,ale miałam wrażenie,że już niedługo wszystko się wyjaśni. 

Przysunęłam się do Willa i złożyłam na jego policzku czuły pocałunek. Chłopak widocznie w ogóle się tego nie spodziewał. Zaczerwienił się jak piwonia,a z jego piersi wyszedł nerwowy dźwięk,coś na kształt chichotu połączonego z westchnieniem. 

-Nie wiem jak ci dziękować,Will. Zrobiłeś dla mnie tak wiele.  Obiecuję,że jak tylko wrócę to wyjaśnimy całą naszą sytuację. 

Czym prędzej zeskoczyłam z łóżka i pognałam do drzwi. Zanim wybiegam z pokoju,na odchodne słyszę jeszcze rozbawiony głos Willa.

-Proszę cię,rób co musisz,ale staraj się unikać miejsc,gdzie mogłabyś spotkać Annę. Niby jest taka spokojna,ale jak przyjdzie co do czego,to potrafi przyłożyć tą swoją patelnią. 

Mam nadzieję,że rozdział wam się podoba! :) Zachęcam do komentowania :D Do końca opowiadania został jeden,góra dwa rozdziały oraz epilog.









The happily ever afterWhere stories live. Discover now