50

114 9 9
                                    

Hejka,hej! ^^ Wreszcie dodaję rozdział! :D Mi samej jest trochę dziwnie to robić,bo już dawno,dawno nic nie wstawiłam,ale ogromnie się cieszę! <3 Ostatnio znowu długo mnie nie było,za co was bardzo  przepraszam. Miniony rok szkolny był trochę bardziej wymagający i miałam kilka dłuższych przerw,które mam nadzieję,że od teraz, już się nie będą powtarzały. Nie będę nic obiecywać,ale są wakacje,także chciałabym,żeby rozdziały pojawiały się bardzo często i  żeby wszystko odbywało się regularnie. Jest jeszcze jedna sprawa. Chciałabym zrobić drugi w historii istnienia The happily ever after maraton,który prawdopodobnie zamykałby już całe opowiadanie. Piszcie co wy na to, chcielibyście maraton? :D Terminu jeszcze nie wybrałam,ale na dniach pojawi się informacja,co do dokładnej daty naszego maratonu :) Na tą chwilę pozostaje mi tylko życzyć wam miłej lektury :) <3 Mam nadzieję,że rozdział wam się spodoba! :D Czekam na wasze kometarze :) <3 

Tonę, osuwam się na dno. Mój wrzask  niesie się echem w przestrzeń. Wyciągam rękę w nadziei,że ktoś mi pomoże.   Moja dłoń zaciska się kurczowo chwytając  nicość,zanim widzę jego. Chłopak spada w dół,coraz niżej,aż wreszcie opada na dno. A ja spadam wraz z nim. Nie ma już dla nas ratunku. Nie ma już ratunku. 

*** 

Budzę się gwałtownie,przeszyta nagłym dreszczem. Po plecach spływa mi pot,a wilgotne włosy kleją się do czoła. To był tylko sen. Przerażający,paraliżujący i do bólu rzeczywisty,ale tylko sen. Próbuję zapanować nad   oddech,biorąc krótkie i urywane wdechy, kiedy niespodziewanie czuję na skórze ciepłe,lekko popękane usta. Otwieram oczy i zamieram.

Tuż obok mnie klęczy Marsel,starający się mnie uspokoić. I przez jedną krótką chwilę,jeden ulotny moment jestem w stanie uwierzyć,że wszystko jest w porządku. To po prostu był kolejny zły sen. Marsel zaraz ponownie mnie pocałuje,otoczy ramionami i razem zaśniemy. Czar złudzenia jednak szybko pryska,a wspomnienia z ostatnich zajść przewijają się przez moją głowę. 

Spoglądam na Marsela, dopiero teraz dostrzegając ślady tamtych zdarzeń. Na jego rękach widnieje kilka świeżych,jeszcze lekko krwawiących zadrapań i parę niebiesko-fioletowych siniaków, prawdopodobnie nabytych podczas szarpaniny ze mną. Zaczynam odczuwać wyrzuty sumienia,przypominając sobie  co zrobiłam również z jego brzuchem,jednak staram się je zagłuszyć    mówiąc sobie,że musiałam atakować w geście samoobrony.   Włosy w całkowitym nieładzie,skołtunione odstają mu  na wszystkie strony.

 Chłopak siedzi naprzeciwko mnie,opierając ciężar swojego ciała na  piętach. Wygląda jak Marsel i zachowuje się jak on,ale w środku, to już nie ten sam pewny siebie, złotowłosy chłopak,w którym się zakochałam. Mój Marsel jest gdzieś tam,głęboko ukryty, muszę go tylko jakoś odnaleźć. 

-Hej,Kate spokojnie to był tylko zły sen. Dopóki tutaj  jestem,nic złego ci nie grozi.- Szepcze chłopak,nie odrywając wzroku od mojej twarzy.

Wpatruję się w niego bez słowa,niezdolna powiedzieć cokolwiek. 

-Nic nie będzie w porządku,dopóki nie przestaniesz się jej słuchać,Marsel. Już ci mówiłem, Celest...- do moich uszu dociera tak uderzająco znajomy,przyjemny dla ucha,męski głos. Nieznajomy widocznie próbuje po raz kolejny wyjaśnić coś blondynowi, jednak ten przerywa mu wściekłym warknięciem. 

-Zamknij się!! Jak śmiesz, w ogóle, wymawiać jej imię!!- Marsel wrzeszczy, zaciskając pięści i  rzucając piorunujące spojrzenia w drugi kąt nieznanego mi pokoju. 

The happily ever afterWhere stories live. Discover now