42

109 8 3
                                    

#Kate 

-Proszę pana, z cały szacunkiem ale dwadzieścia srebrników za koszyk wiśni,to już przesada. 

Stałam z boku i przyglądałam się,jak Anna targuje się ze sprzedawcą owoców. Obudziła mnie przed ósmą z oświadczeniem,że wybiera się do miasta na targ a ja koniecznie muszę z nią iść. Wciąż nie wiedziałam dlaczego tak bardzo chciała  mnie ze sobą zabrać,ponieważ  każde moje zapytanie o to  skutecznie zbywała słowami typu "Spójrz,Kate! Mają jabłka za pięć srebrników! Grzechem  było by nie skorzystać,prawda?" 

Podwinęłam rękawy mojej sukienki wyżej,chcą zaznać choć odrobinę ochłodzenia. Ciągłe życie na dworze,w którym panowała zima sprawiło,że zupełnie zapomniałam o tym jak bardzo upalnie jest w miasteczku. 

Ubranie było zwiewne,wykonane z niebieskiego materiału, przyozdobione taśmą białej koronki na dekolcie  i  wykończeniu spódnicy. Miałam wybrać inny, prostszy i mniej odsłaniający strój  ale Marsel stwierdził,że w tej sukience wyglądam naprawdę ładnie i poprosił abym jej nie zmieniała. Marsel. Na myśl o nim moje serce zaczęło szybciej bić,a na ustach pojawiał się szeroki uśmiech. Wczoraj kiedy wróciliśmy do zamku,nie robiliśmy nic więcej poza przytulaniem i rozmawianiem,aż wreszcie zasnęłam otoczona jego ramionami. Ale pocałunek był czymś czego na pewno nie zapomnę. Mimo,że nie odzyskałam jeszcze  całkowicie pamięci i wciąż nawiedzały mnie krótkie przebłyski wspomnień,co do których nie byłam pewna czy są prawdziwe,czy nie to miałam Marsela.  Będąc razem z nim czułam się szczęśliwa i bezpieczna,ufałam mu.

-No,panienko Kate możemy wracać z powrotem do zamku. Niech tylko panienka pamięta,żeby założyć płaszcz zaraz po przejściu obok drogowskazu. Tam już zaczyna być okropnie zimno,a nie możemy ryzykować,że panienka zachoruje.-Powiedziała Anna,wyrywając mnie z rozmyślań. Spojrzałam na pełen wiśni koszyk,który trzymała. Owoce były okrągłe i  ciemno bordowe. Zmarszczyłam brwi.

-Dlaczego tak bardzo zależało Ci akurat na tych wiśniach? Przecież dookoła jest mnóstwo straganów,na których sprzedają  dokładnie te same owoce po lepszej cenie. 

-Tak,ale tylko na tym sprzedają tą odmianę,na której mi zależało.- Spojrzała na mnie niepewnie,poprawiając swój kasztanowy warkocz.- Poza tym On bardzo je lubi...-wyjąkała nieśmiało. 

On? Od dawana o tym myślałam,ale nie sądziłam,że moje przypuszczenia okażą się prawdą. 

-Och,Anno wiedziałam,że coś między wami jest!-zawołałam podekscytowana.-Już w  samym sposobie,w jakim na siebie patrzycie widać,że bardzo się lubicie. Zresztą Kail to taki dobry i kochany chłopak. 

Kail pracował na Dworze jako kucharz. Był niskim blondynem,z brązowymi oczami,kręconymi włosami  i uroczym uśmiechem. Wszyscy  w zamku go lubili,ponieważ zawsze był życzliwy i pomocny. I  jak słusznie zauważyłam podkochiwał się w Annie. 

-Kail? Nie rozumiem... Nie. Chodziło mi o Marsela. Zawsze bardzo lubił tą odmianę wiśni,oczywiście nie bardziej niż bułeczki cynamonowe. Niech mi panienka uwierzy,on potrafi zjadać je tonami... Ale nie o to mi chodziło. 

-Czyli cała ta wyprawa do miasta,miała być pretekstem do rozmowy o Marselu?

-Nie,to znaczy... Tak. Odkąd Panicz Marsel wprowadził się do panienki komnaty,nie ma chwili,w której panienka byłaby sama a ja chciałam tylko zapytać o to co się dzieję między wami. Przepraszam,jeśli zachowuje się zbyt bezczelnie,w końcu jestem tylko służącą.-spuściła głowę w dół,przysłaniając oczy pojedynczymi kosmykami,które wydostały się z jej warkocza.

Poczułam rumieńce na policzkach. Czyli aż tak widać,że czuję coś do Marsela. Może w momencie,w którym go pocałowałam na moim czole pojawił się wielki,świecący i neonowy napis "Zabujała się w Marselu".

The happily ever afterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz