27

77 7 3
                                    

  -Kate, kochanie mogłabyś mi wytłumaczyć co Ty, właściwie w tej chwili robisz? Sam próbowałem coś wymyślić,ale,cholera, wychodzi na to,że jestem głupi i będziesz musiała mi wszystko wytłumaczyć.  

Nerwowo przełykam ślinę. Przecież mieli wrócić dopiero późnym popołudniem!  Cholera! Jak ja się z tego teraz wytłumaczę!? O ile w ogóle da się wytłumaczyć z czegoś takiego. 

-Marsel! Coś się stało,że tak wcześnie wróciliście? Nie spodziewałam się was,ale naprawdę się cieszę,że będziemy mogli spędzić razem trochę czasu.-mówię przesłodzonym głosem. Tak naprawdę mam ochotę zamknąć się w pokoju, i nie wychodzić z niego dopóki Marsel nie zapomni o moim istnieniu.

-Właśnie widzę,że się nas nie spodziewałaś. Gdybyś wiedziała,że przyjdziemy wcześniej zorganizowałabyś to jakoś inaczej.-mówi.

Śmieję się nerwowo. Czy tylko mi pocą się tak dłonie?

-Co masz na myśli?-próbuję zyskać na czasie udając,że nie rozumiem o co mu chodzi. Może między czasie udałoby mi się uciec przez okno?

-Kate odwróć się przodem do mnie.-oświadcza spokojnie. Cóż,nie wydaje się zbytnio zdenerwowany ale skąd mam wiedzieć,że za chwilę nie będzie miał jednego z tych swoich ataków złości? Poza tym zwrócił się do mnie po imieniu,a to już nie świadczy zbyt dobrze.

-Wiesz, chciałabym ale widok z okna jest tak zajmujący,że nie chciałabym przeoczyć ani sekundy tego cudu natury. Bardzo rzadko widzi się wiewiórkę,która wspina się na drzewo. Nie wiem jak ty ale ja na przykład pierwszy raz...

- Liczę do trzech.-przerywa mi.- Jeśli nie wykonasz mojego polecenia, zanim skończę liczyć to sam to zrobię.

Nie! Jeśli będzie patrzyć mi w twarz ,to od razu wypaplam mu prawdę.Zwłaszcza,że pewnie już i tak wie co chciałam zrobić ale jednak musiałam spróbować jakoś się obronić.

-Raz.-wzdycha.-dwa.

Spokojnie. Co takiego może mi zrobić? Tak naprawdę nic. Poza tym nie mam zamiaru robić wszytko co mi karze. Mam jeszcze swój rozum.

-Trzy. W porządku, nie chciałaś po dobroci więc teraz zrobimy to po mojemu.

Słyszę odgłos szybkich kroków,kierujących się w moją stronę. Ostatecznie postanawiam je zignorować. Tak jak mówiłam. Jestem silną i niezależną kobietą,która potrafi się, w razie czego obronić. Kroki są coraz bliżej,a mi przez głowę przechodzi myśl czy ucieczka rzeczywiście była takim złym pomysłem. Ostatecznie rezygnuję  bycia silną i niezależną kobietą,kiedy Marsel chwyta mnie od tyłu za ramiona i odwraca przodem do siebie. 

Jest bardzo blisko,a jakżeby  inaczej. Już zdążyłam się przyzwyczaić,że w ciągu naszej znajomości Marsel zawsze stara się być blisko mnie. Przychodzi mu to z taką łatwością,bez jakiegokolwiek zawstydzenia,że czasami mam wrażenie,że naprawdę kiedyś już robiliśmy takie rzeczy. Trzyma mnie mocno, schylony tak,że mógłby mnie w tej chwili pocałować. Nie robi tego,ale i tak czuję jego oddech na moich ustach. Mówiłam,że zdążyłam już się do tego przyzwyczaić? Cóż,może zdążyłam się przyzwyczaić do tego,że to robi ale nie to tego jak reaguje na to moje ciało.Zamykam oczy skrępowana pozycją w jakiej się znajdujemy. Moje serce bije jak oszalałe. Koniecznie muszę sobie gdzieś zapisać,żeby zrobić te badania na nadciśnienie. 

-Zechcesz mi wyjaśnić co właśnie zamierzałaś zrobić?-szepcze.

-Och,przecież sam dobrze wiesz co. Nie jesteś zły?-pytam z wciąż zamkniętymi oczami.

-Oczywiście,że jestem ale powiedz co by to dało gdybym zaczął na Ciebie wrzeszczeć?-A to nowość,Marsel potrafi kontrolować złość.-Chciałbym tylko wiedzieć dlaczego chciałaś to zrobić.Jestem tak bardzo straszny,że już nie mogłaś ze mną wytrzymać?

-Nie. Ja po prostu czuję się tutaj jak w klatce, a Ty czasem też mógłbyś być trochę milszy. W końcu to ty mnie tutaj więzisz, i to Ty postanowiłeś sobie,że będziesz znosił moje towarzystwo.

-Nie nazwałbym tego więzieniem, ja po prostu trzymam Cię tutaj,abyś mogła szybciej odzyskać pamięć. Dodatkowo nie wiem, czy pamiętasz ale kiedyś już nas coś łączyło.

Ale w tej chwili przypominam sobie coś ważnego. Ja chciałam uciec.A jak to się skończyło? Szeptam sobie z Marselem wyznania do ucha, i prawie że go przytulam. Zbieram się w sobie,i z całą siłą jaką w sobie mam mówię mu,chcą przerwać tą intymną chwilę między nami:

-Marsel,czy mógłbyś mnie puścić?

Spogląda na mnie zdziwiony,jednak spełnia moje życzenia,odsuwając się kilka kroków w tył.

-Dobrze skoro nie chcesz mi tego szerzej wytłumaczyć,to nie. Nie zamierzam wspominać o tym Celest.

-Dziękuj...

-Pod jednym warunkiem.

-Warunkiem? Co tam sobie znowu wymyśliłeś?-pytam, szczerze zaniepokojona.Pamiętam jeszcze jego ostatnie życzenie.

-Warunek,kara możesz sobie to nazywać jak chcesz. Zamieszkam z Tobą w pokoju.-oświadcza spokojnie.

-Nie ma mowy! I co jeszcze wymyślisz!?-warknęłam. 

-Mieszkanie z Tobą w komnacie bardzo ułatwiłoby mi sprawę. Po pierwsze miałbym Cię na oku,częściej niż teraz. Po drugie to kiedyś była moja sypialnia,którą z grzeczności Ci ustąpiłem. Po trzecie,jeśli się nie zgodzisz powie wszystko Celest,a uwierz mi ona potrafi rozpętać prawdziwe piekło,jeśli ktoś jej się sprzeciwi.

-Mimo wszytko,jakoś się nie boję.-odwarkuję. Marsel zaczyna już powoli przekraczać granicę.

-Na twoim miejscu dobrze bym to przemyślał. 

-Powtarzam,nie potrzebuję ochrony. 

Marsel wzdycha,wyraźnie poirytowany.

-Dlaczego ze wszystkich kobiet na świecie musiałem trafić na taką,która potrafi oprzeć się mojemu urokowi osobistemu? Kate nie mogę Ci teraz tego wytłumaczyć ale musisz mi uwierzyć. Nie znasz Cel,tak dobrze jak ja. Wygląda na uroczą,nie potrafiącą komuś zrobić krzywdy osobę ale jeśli trzeba potrafi też pokazać swoje drugie oblicze. Zrobiłabyś to dla mnie? Proszę.-patrzy na mnie błagalnie. Wow,nie słyszałam jeszcze,żeby Marsel kogokolwiek o coś prosił.

-Nie możemy po prostu zrobić tak,że Ty jej nic nie powiesz bez tego przeprowadzania się do mnie?-pytam.

-Cóż,mógłbym ale skoro mogę coś mieć z tej całej sytuacji to dlaczego miałbym zrezygnować?-prycham. Typowy Marsel.

-To co robisz podchodzi pod szantaż. Wiesz o tym,prawda?

-Proszę, zgódź się. Przecież nic nie zrobię,a ostatnio kiedy mieliśmy małe zbliżenie jakoś się nie skarżyłaś.

-Marsel, radziłabym Ci się zamknąć zanim zupełnie stracę cierpliwość.

-To co, zgadzasz się czy nie?

Przewracam oczami.

-Cholerny szantażysta.-odpowiadam,na co Marsel się śmieje.

-Witam w moim świecie,Moliku.




























The happily ever afterWhere stories live. Discover now