37

85 6 3
                                    

#Kate 

-Anno,widziałaś może dzisiaj Marsela? 

-Z tego co wiem,to wyszedł gdzieś z samego rana. Jeśli to dla panienki ważne mogłabym poprosić kogoś,aby go poszukał. 

-Nie!-zaprzeczam zbyt gwałtownie,a Anna posyła mi zdziwione spojrzenie.-To znaczy,um... pytam tak tylko, z ciekawości. -mówię,chcąc zatuszować moją impulsywną reakcję. Tak naprawdę  od środka zżerają mnie nerwy. Czy wczoraj zrobiłam coś nieodpowiedniego,przez co Marsel się na mnie obraził? Może nie powinnam go po tym wszystkim przytulać? I do tego jeszcze zasypiać w jego ramionach. 

No świetnie. Teraz mi to będzie wypominał do końca życia. O ile będzie jeszcze chciał mieć ze mną do czynienia.No,bo on nigdy nie znikał tak bez zapowiedzi. Przecież nie mógł przepuści okazji,żeby minie zdenerwować albo zawstydzić. 

Ale ja nie zrobiłam nic złego. Marsel nie raz robił gorsze rzeczy względem mnie. Na przykład ten atak furii w bibliotece. Nigdy mi się z tego wytłumaczył. Mimo to wciąż czułam jakby,mój żołądek był zawiązany w supeł. Czy mimo tych wszystkich kłótni i docinków między nami chciałam,żeby Marsel mnie lubił? Cóż,do licha ciężkiego,chyba tak. 

Z zamyślenia wyrwał  mnie głos Anny.

-Może po prostu panicz, chciał już od samego  rana zacząć przygotowywać się do balu. 

Ach,jeszcze ten przeklęty bal. Jak mogłam zapomnieć. 

-W sumie,panienko to myślę,że my też powinnyśmy już zacząć przygotowania.

-Czy ten bal nie ma się zacząć o siedemnastej?-spoglądam na zegar. Wskazówki pokazują dwunastą.-Nie przejmuj się,mamy jeszcze pięć godzin.-mówię i wracam do jedzenia tostów.

-No właśnie,tylko pięć godzin!-Gdyby ktoś jeszcze zastanawiał się czy Anna nadal jest tak przejęta przygotowaniami  do uroczystości i samym balem. To tak, jest. Zdaje się,że zależy jej bardziej na tym,żebym dobrze wypadła niż mi samej. Jedyne co budzi we mnie lekką ciekawość to myśl, że poznam swojego tajemniczego partnera. Ale co  z Marselem? Będzie tak stał i patrzył? To do niego nie podobne.-Musimy zaczynać! I tak straciłyśmy już tyle czasu!-gorączkowo woła Anna. Posyłam jej spojrzenie,które  ma przekazać "Ale co z moim tostem? Przecież nie może się zmarnować!". Ale ona albo źle zinterpretowała moje spojrzenie, albo ma gdzieś mojego tosta. Chwyta mnie za rękę i prawie siła ciągnie  do mojej i  Marsela komnaty.

***

-Ale niech się panienka teraz nie rusza!  Nie po to układałam tą fryzurę dwie godziny,żeby teraz panienka przez jedne nie uważny ruch ją zepsuła!

Anna oczekuję czegoś niemożliwego. Przecież ja z moją godną politowania koordynacją ruchową,prędzej czy później i tak zepsuję wymyślną fryzurę na mojej głowie. Próbowałam przekonać Anne,że najlepiej byłoby zostawić moje włosy,zwyczajnie rozpuszczone,ale widząc jej minę postanowiłam już się nie odzywać. Chciałam jeszcze trochę pożyć.

Z tego co zrozumiałam Anna zrobiła mi kok z małych warkoczyków,do których powplatała sztuczne, różowe kwiaty. Nie widziałam jak dokładnie wygląda ta fryzura,ale ważyła co najmniej z kilogram i przy każdym moim,nawet najmniejszym ruchu zaczynała niebezpiecznie się chwiać grożąc zawaleniem, a w tym przypadku rozplątaniem. 

-No proszę,mimo tak ograniczonej ilości czasu,wygląda panienka naprawdę przepięknie. Może panienka już spojrzeć w lustro.-Do tej pory miałam kategoryczny  zakaz patrzenia w lustro. Cóż,wolałam nie denerwować jeszcze bardziej Anny,która już i tak była w wybuchowym nastroju. 

The happily ever afterWhere stories live. Discover now