25

140 8 1
                                    

 Obstawiacie,że Kate w następnym rozdziale uda się uciec?  Piszcie swoje teorie :D Do następnego_999mrok

Kiedy wróciliśmy do zamku,na chwilę wróciłam do pokoju,aby przebrać się w jakieś suche ubrania. Po tej bitwie na śnieżki,byłam cała przemarznięta i przemoczona. Jeansy zmieniłam na ciepłe spodnie od piżamy, w gwiazdki,które znalazłam w szafie.  Na nogi wciągnęłam parę bawełnianych skarpetek,wciąż miałam na sobie ten sam wełniany sweter. Delikatnie wilgotne włosy związałam w niedbałego kucyka i stwierdziłam,że mogę wychodzić.

 Cóż, nie wyglądałam zbyt wyjściowo, inne dziewczyny zapewne ubrałyby się jakoś ładnie wiedząc,że idą na spotkanie z chłopkiem, który ma jakieś zamiary względem nich. Nie wiedziałam na jaki pomysł wpadł Marsel, ale miałam przeczucie,że nie będę jego wielką fanką.

Kiedy schodziłam na dół rozejrzałam się dookoła. Niestety nigdzie nie było widać ani Anny, ani Celest. Istniała szansa uniknięcia spotkania z Marslem. Mogła na przykład powiedzieć,że Anna albo Celest wzywają mnie do siebie,żeby pogadać o jakiś ważnych, babskich sprawach. Ale jak na złość nigdzie ich nie było. Mogłaby je poszukać,jednak ten zamek był tak duży,że do tej pory znałam drogę,jedynie do kilku pokoi. 

Nie. Powinnam się spotkać z Marselem, przecież sama postanowiłam,że muszę być względem niego miła i urocza,żeby powiedział mi wszystko. Bez tych informacji moja ucieczka będzie bezsensu. Zgubię się od razu po wyjściu z zamku. Mam tylko nadzieję,że z Marselem nie zacznie, dziać się to co w bibliotece. Ta sprawa cały czas nie dawała mi spokoju,ale w tej chwili odstawiłam ją na boczny tor. Przybrałam największy uśmiech, jaki tylko potrafiłam i zapukałam do drzwi salonu, w którym mieliśmy się spotkać. 

-Możesz wejść!-usłyszałam jego głos. Odetchnęłam. Zabawę czas zacząć. 

Komnata, do której weszłam była  ogromnym pokojem, z wielkim kominkiem na środku. W całym pomieszczeniu były pogaszone światła, tylko porozstawiane na meblach świece w zdobionych świecznikach oraz płomienie ognia w kominku, dawały jakiekolwiek oświetlenie. Przed kominkiem był rozłożony biały,puchowy dywan. To wszystko tworzyło niesamowity klimat,jakby znajdowała się domku w górach. 

Dostrzegłam Marsela. Siedział z kolanami przyciśniętymi do klatki piersiowej, głowę miał odwróconą w moją stronę. Ku mojemu zdziwieniu był ubrany tylko w czarne spodnie oraz granatową koszulkę, na krótki rękaw. Nie jest mu ani trochę zimno? Naprawdę zazdroszczę tym osobom, które są odporne na zimno podczas, gdy ja dygoczę już przy słabych podmuchach wiatru.

-Jesteś aż tak szczęśliwa,że znowu mnie widzisz?-pyta.

-A dlaczego miałabym nie być szczęśliwa? Czas spędzony w Twoim towarzystwie nie jest czasem, tak strasznie zmarnowany jak myślisz.-oświadczam.

-Uznaję to jako komplement. Usiądź obok mnie.- mówi, poklepując miejsce obok siebie na dywanie.

Posłusznie idę w jego kierunku i siadam na miękkim dywanie, blisko kominka aby się ogrzać.

-Jesteś strasznym zmarzluchem.- stwierdza.

-Cóż, nie każdy ma serce skute lodem.

-Hej.-Marsel śmieje się-Traktuję to bardziej jako zaletę, przynajmniej nigdy nie jest mi zimno.

-Właśnie. Co do Twojego szalika i rękawiczek, to zostawiłam je do wyschnięcia. Jutro poproszę Annę,albo sama je wypiorę i oddam je Tobie.

-Nie ma potrzeby,żebyś to robiła.-odpowiada-Możesz je zatrzymać. Yyy... jeżeli oczywiście chcesz.-dodaje,jakby po zastanowieniu.

-W porządku. Mogą mi się jeszcze przydać.

-Niech dobrze Ci służą.-mówi.-Wiesz dostałem ten komplet od mojej książkowej babci, kilka lat temu. Miła kobieta, chociaż nie jest moją prawdziwą...

The happily ever afterDonde viven las historias. Descúbrelo ahora