54

72 7 2
                                    

#Kate 

Oderwaliśmy się ode siebie,aby zaczerpnąć oddechu. Nie byłam pewna,jak teraz zareaguje Marsel,ale nadzieja po cichu wkradła się do mojego serca i zapuściła tam korzenie. Próbowałam myśleć racjonalnie,ale miałam przeczucie,że rozmowa z Marselem przebiegnie  dobrze. Myślami wracałam również do Willa, oby tylko było z nim wszystko dobrze. 

-Myślę,że teraz możemy już normalnie usiąść. Nie mam zamiaru uciekać,naprawdę.- usłyszałam cichy głos Marsela. 

Chłopak po tym wszystkim wydawał się być lekko onieśmielony,co zazwyczaj było moim przymiotem, jednak ja też nie byłam mu dłużna. Czułam gorąco z każdego miejsca,gdzie moja odkryta skóra stykała się z ciałem Marsela,a na mojej  twarzy z pewnością widniały pokaźne rumieńce.  

-Tak,masz rację.-powiedziałam lekko skołowana i niepewna. Wcześniejsza odwaga zdawała się całkowicie mnie opuścić,jednak niesamowicie cieszyłam się,że Marsel (wprawdzie po wielu przeciwnościach,ale zawsze) zgodził się na rozmowę.  

Wyplątałam nas z tego ciasnego uścisku starając się nie myśleć,jak bardzo perwersyjny wydźwięk miała cała ta sytuacja. To były wyjątkowe okoliczności.  

We znaki znów dało mi się zmęczenie i ból. Adrenalina sprawiła,że praktycznie zapomniałam o wszystkich odczuciach,z wyjątkiem tych które ściśle dotyczyły sytuacji z Marselem. Skupiłam się na innych bodźcach,a teraz te pozostałe upominały się o swoją kolej. 

Spojrzałam na Marsel. Chłopak  usiadł przy ścianie po drugiej stronie pokoju,zachowując stosowną odległość od mojej osoby,co wydawało się wręcz śmieszne po tym co przed chwilą zaszło między nami.  Zawiesiłam wzrok na suficie zastanawiając się jak umiejętnie zacząć temat,nie płosząc przy tym chłopaka. 

-Więc,z pewnością zastanawiasz się, co miała znaczyć moja bliskość z Willem.-zaczęłam.

-Cóż,to zdecydowanie nie było tak jak myślisz. Ja wiem,jak to wyglądało,ale to była tylko...- musiałam rozważnie i ostrożnie dobierać słowa. Nie chciałam zranić Marsela,ani nieumyślnie sprowokować jego kolejny wybuch.- To była tylko prowokacja,ale w takim dobrym sensie.

Zerknęłam pełna wątpliwości na Marsela. Nie wydawał się przekonany,zresztą sama mu się nie dziwię.  Podeszłam do niego szybko i uklęknęłam na wprost niego. Zanim zdążył jakkolwiek zareagować lub zaprotestować chwyciłam go za ręce i spojrzałam głęboko w oczy. Na szczęście nie starał się uciec wzrokiem,tylko bacznie obserwował moje poczynania. 

-Ja wiem,jak to brzmi i jaką definicję posiada słowo prowokacja i prawdopodobnie było to jeden z moich najgłupszych pomysłów,ale przyrzekam ci,że z Willem nie łączą mnie żadne romantyczne relacje.  Coś więcej czuję tylko i wyłącznie do ciebie. Wierzysz mi? 

Marsel nic nie odpowiedział,pokiwał jedynie delikatnie głową. To wystarczyło jednak,żebym poczuła przypływ jeszcze większej nadziei. Uśmiechnęłam się do niego szeroko i wróciłam do mojego wywodu.

-Skoro tą kwestię mamy już omówioną,to możemy...- urwałam gwałtownie,słysząc kroki dochodzące z korytarza.

 Poczułam jak żołądek zawiązuje mi się w supeł. Po głowie zaczęły krążyć mi najczarniejsze myśli. Willowi nie udało się zatrzymać Celest? Co gorsza,coś mu się stało? Marsel wydawał się być również zaniepokojony. Nie spuszczał wzroku z drzwi,wydawało mi się,że wstrzymał oddech.  Nagle  ścisnął mnie mocno za rękę,zwracając na siebie całą moją uwagę. 

-Kate musisz szybko się gdzieś schować. Ona jest nieobliczalna,zwłaszcza gdy...

Było już jednak za późno. Kroki momentalnie ucichły,a w progu pojawiła się najmniej wyczekiwana przez nas postać. 

The happily ever afterWhere stories live. Discover now