55

68 7 12
                                    

Marsel mimo wyraźnego wyczerpania i osłabienia podniósł się od razu,wraz z komendą wydaną przez Celest. 

-Co tylko rozkażesz,Pani.-usłyszałam jego wyprany z emocji głos,a na rękach poczułam gęsią skórkę. Nie mogłam w to uwierzyć.  Nie udało mi się. Marsel zostanie już na zawsze pod władzą Celest i ataków,a ja zginę. W dodatku zabita przez osobę,którą kochałam. 

Marsel odwrócił się,sięgając po coś schowanego w płachtach czerwonego materiału. Ten tajemniczy przedmiot leżał na samej górze wielkiej,drewnianej belki. Najwyraźniej był tam cały czas,ale  dotychczas nie zwróciłam na niego większej  uwagi.  

Chłopak odrzucił szkarłatne szmatki,które zapomniane upadły na podłogę,wznosząc w powietrze niewielkie pokłady kurzu.  Przerażonym wzrokiem spoglądałam na to,co trzyma w dłoni. Był to wielki miecz wysadzanyna rękojeści drobnymi,zielonymi kamyczkami,których nie potrafiłam zidentyfikować  oraz z wyszlifowanym ostrzem. Miałam wrażenie,że gdzieś już widziałam ten miecz.

Poczułam jak ogarnia mnie przerażenie,ale również irytacja,kiedy zdałam sobie sprawę skąd kojarzę broń,którą Marsel dzierży w dłoni. 

-Naprawdę? Aż tak bardzo ci na tym zależy?-prychnęłam rozwścieczona.- Musiałaś wytrzasnąć skądś pieprzoną replikę tego miecza?-warknęłam.  Marsel kiedyś opowiadał mi o nim. Opisywał jego wygląd,przedstawił mi również szczegółową symbolikę tejże broni oraz jej rolę,ale nigdy nie spodziewałabym się,że zobaczę go kiedyś na żywo. Podejrzewałam,że była to tylko wyjątkowo szczegółowa i udana zresztą kopia broni,jednak z Celest można było spodziewać się naprawdę wszystkiego. 

-To nie jest żadna replika,idiotko. To miecz,którego używaliśmy do odgrywania scen z Różanego Dworu,naszej książki.

Dziewczyna przewróciła oczami,jakby to co powiedziała było najbardziej oczywistą rzeczą na świecie.

Historie przedstawiane w książkach,szczególnie tych fantasy,to zazwyczaj fikcja literacka. Teraz jednak miałam wrażenie,że ten termin nabrał zupełnie nowego znaczenia. Nie potrafiłam odróżnić już co było prawdą,a co tylko opowieścią wymyśloną przez autora.

-Tak jak mówiłam,nie spodziewam się,że cokolwiek z tego zrozumiesz,zresztą teraz to już bezcelowe. Marsel,rób co ci kazałam. 

Marsel pochylił się nade mną,szykując się do zadania ciosu. Zamknęłam oczy przygotowując się na najgorsze. Na ból,który miał nadejść,zdecydowanie nie tylko fizyczny. Poczułam jak łzy zbierają mi się pod powiekami,bezsilna pozwoliłam im płynąć do woli. W głowie pojawiły mi przebłyski wszystkich chwil,które spędziłam z Marselem. Było warto,przynajmniej walczyłam do końca. Dla siebie i dla niego. Kiedy minęła dłuższa chwila,a cios wciąż nie nadchodził niepewna uchyliłam powieki. To,na co patrzyły moje oczy było wręcz nieprawdopodobne i niemożliwe,ale nawet po kilkukrotnym mruganiu obraz nie rozpływał się ani nie znikał.  Oto stał przede mną Marsel,ale z mieczem ułożonym wzdłuż ciała,a nie uniesionym nade mną. Mogłabym przysiąc,że zanim się odwrócił dostrzegłam w jego oczach błysk. 

-Marsel,co to ma znaczyć?!-usłyszałam donośny wrzask Celest. 

Chłopak zdawał się jednak w ogóle nie przejmować słowami swojej siostry.

- W tej całej swojej obsesji literackiej zapomniałaś o dwóch rzeczach.  Po pierwsze i najważniejsze,nigdy w życiu nie zabiłbym Kate. Po drugie,w powieści to bestia zawsze umiera na koniec.

Kończąc ostatnie zdanie sięgnął po miecz i wbił go sobie prosto w serce


Tym rozdziałem kończymy nasz maraton :) Mam nadzieję,że rozdziały wam się spodobały :) Podzielcie się wrażeniami w komentarzach :D Do zobaczenia (a dokładniej do przeczytania :D) już wkrótce! <3 _999mrok 





The happily ever afterHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin