47

97 7 2
                                    

Mam nadzieję,że rozdział się wam spodoba ^^ Czekam na wasze komentarze! :D <3  

-Zaraz idę spać braciszku,tylko chciałam podzielić się pewną ważną informacją z Kate.- patrzy na Marsela wyzywająco. - Nie wiem jak ty, ale ja uważam, że powinna się wreszcie o tym dowiedzieć.

Zaskoczona robię krok w tył. Celest chce się podzielić ze mną jakąś ważną informacją? Zważywszy na nasze stosunki jest to trochę dziwne. Poza tym wygląda na to,że Marsel dokładnie wie o co chodzi. Jest bardziej rozwścieczony całą ta sytuacją,niż zaskoczony słowami Celest. Myślałam,że między nami nie ma już żadnych tajemnic. Na usta ciśnie mi się milion pytań,ale zanim zdążę którekolwiek z nich wypowiedzieć Marsel zwraca się do Celest cichym, ale stanowczym głosem:

-Nie odważysz się. Za dużo byś na tym straciła.

Złotowłosa wzrusza niedbale ramionami, uśmiechając się złośliwie.

-Może kiedyś za dużo bym na tym straciła,ale teraz okoliczności się pozmieniały. Kiedyś byłeś mi niezbędny,ale teraz poradzę już sobie sama.

Marsel był jej do czegoś potrzebny?

Przyglądam się całej scenie stojąc z boku,czując jak coraz więcej wątpliwości wkrada się do mojego serca. Stop,nie bądź śmieszna Kate, Marsel nigdy by Cię nie okłamał.

-O co w tym wszystkim chodzi?- pytam,jednak żadne z nich nie zwraca na mnie uwagi.

Zniecierpliwiona podchodzę do Marsela, i chwytając go mocno za rękę odwracam w moją stronę. Chłopak patrzy na mnie zagubionym wzrokiem, jakby dopiero co zdał sobie sprawę z mojej obecności.

-Marsel, możesz mi powiedzieć o co w tym wszystkim chodzi?

Blondyn mocno przyciąga mnie do siebie,oplatając rękami w pasie.

-To nic ważnego, kochanie. Możemy już iść na górę? Proszę.- w jego głosie da się usłyszeć nutę desperacji. Próbuję wyplątać się z jego uścisku, ale to prawie niemożliwe, trzyma mnie zbyt mocno. Wreszcie wyrywam mu się i zdumiona spoglądam na jego twarzy. Jego oczy błądzą po pokoju, a ręce lekko drżą. Przypomina mi się dzień,w którym znalazłam go poobijanego i przestraszonego w łazience,obok naszej komnaty. Tak bardzo się wtedy bał, że nie zapanuje nad kolejnym atakiem i w przypływie furii zrobi mi krzywdę. Zdaję sobie sprawę,że w tej chwili jest tak samo. Marsel jest śmiertelnie przerażony.

-W porządku.-mówię,starając się go jakoś uspokoić.- Wiesz,że nie musisz się o nic martwić. Razem nad zapanujemy,jakoś przez to przejdziemy... Ja wiem,że nic mi nie zrobisz.

Odwracam się, kiedy słyszę wybuch szyderczego śmiechu Celest.

-Ona wciąż myśli,że chodzi o Twoje głupie ataki? Zawsze wiedziałam,że ludzie są głupi ale,żeby aż tak.- oświadcza kąśliwie. Zwraca się w moją stronę. -Dziecinko,naprawdę myślisz,że chodzi mi o te głupie i zaplanowane ataki Marsela?

Krzywię się nieznacznie na to co mówi. Mam gdzieś co Celest o mnie myśli, martwię się jedynie o Marsela. Co dziewczyna miała na myśli,mówiąc "zaplanowane ataki"? Zanim zdążę, jednak zadać to pytanie Marsel wyprzedza mnie.

- Nie rozumiem co chcesz przez to powiedzieć. Jak to zaplanowane? Dobrze wiesz,że nie potrafię panować wtedy nad swoim ciałem, a co dopiero...

-To nie jest teraz ważne. Chcę ,żeby Kate wreszcie się dowiedziała.- przerywa mu Celest.

-Nie masz prawa jej nic powiedzieć!-warczy chłopak.-Sam to zrobię, i tak wystarczająco dużo już namieszałem.

Zanim zdążę cokolwiek powiedzieć, Marsel chwyta mnie za rękę i ciągnie na górę. W ostatniej chwili odwracam się i dostrzegam jeszcze wściekłe spojrzenie, jakie Celest posyła w naszą stronę. O co w tym wszystkim chodzi?

***

Marsel szybkim krokiem kieruje się w stronę naszej komnaty. Próbuję go zatrzymać,ale chłopak w ogóle nie słucha tego, co do niego mówię. Zirytowana zapieram się mocno nogami do tyłu,co wreszcie go zatrzymuje. Słyszę jak wzdycha.

-Kate, naprawdę nie mamy na to czasu. Nie jestem pewien co ona planuje. Im szybciej Ci to wszystko wytłumaczę, tym lepiej. Nie możemy zwlekać.

-Więc powiedz mi to teraz.- odburkuję. Wiem,że zachowuję się jak trzyletnie dziecko,które nie dostało lizaka, ale mam już dość bycia niewtajemniczoną.- Nie podoba mi się,że znowu coś przede mną ukrywałeś ale nie musisz się bać. Zrozumiem wszystko.-zapewniam.

Chłopak przełyka nerwowo ślinę.

- Myślę,że po tym co Ci powiem nie przebaczysz mi tak szybko. Jeśli w ogóle, mogę myśleć o przebaczeniu z Twojej strony. Kate zanim cokolwiek powiem chciałbym, żebyś wiedziała, że ja... -przerywa w pół słowa, wpatrując się w jakiś punkt za mną. Zaalarmowana spoglądam za siebie,ale w nieograniczonej ciemności,która panuje dookoła nic nie dostrzegam.

-Wszystko w porządku?

- Wydawało mi się... A zresztą nieważne. Jestem po prostu tym wszystkim trochę zmęczony.-mruczy blondyn, pocierając skronie.

-Rozumiem, ja też z chęcią już bym się położyła, ale najpierw powinnam chyba się przebrać...

Marsel obrzuca szybkim spojrzeniem moją przemoczoną sukienkę.

-Kate naprawdę Cię przepraszam. Przez to wszystko na pewno się przeziębiłaś, ale ja kompletnie zapomniałem...

- Nic się nie stało.- uśmiecham się. Przez to całe zamieszanie z Celest, sama o tym zapomniałam, ale nie chcę już o niej wspominać,żeby jeszcze bardziej nie zmartwić Marsela.- Myślę,że cokolwiek chcesz mi powiedzieć może poczekać do jutra. Dzisiaj jesteś już zbyt zmęczony.

Jestem wściekła na Marsela za to,że ponownie coś przede mną zataił, ale patrząc na to w jakim dziś jest stanie, wolę, żeby powiedział mi to jutro a dziś odpoczął. Myślę,że chodzi o coś związanego z jego atakami. Marsel naprawdę się ich wstydzi,choć wiele razy już mu mówiłam,że dla mnie one nie mają znaczenia.

- Jestem zmęczony to fakt,ale to co chcę Ci powiedzieć... To nie może czekać. Ja już i tak za długo to ciągnąłem. Pewnie mnie za to znienawidzisz, ale...

Podeszłam do niego i mocno objęłam. Wcisnęłam nos w zagłębienie jego szyi, szepcząc przy tym:

-Cokolwiek to będzie przejdziemy przez to razem.

Marsel cały się spiął, ale nic nie powiedział. Przez dłuższą chwilę między nami panowała cisza, więc wyplątałam się z jego objęć, spoglądając na chłopaka niepewnie. Odkąd wróciliśmy z naszej pierwszej randki zachowywał się naprawdę dziwnie. Coś w jego spojrzeniu sprawiło,że poczułam się nieswojo. Jego zielone tęczówki, zwykle pełne życia i blasku teraz patrzyły na mnie bez wyrazu. Poczułam ukłucie bólu,kiedy wbił palce w moje ramiona.








The happily ever afterWhere stories live. Discover now