51

72 7 2
                                    

Zamykam oczy,zastanawiając się ile czasu minęło już od chwili,kiedy Marsel i Celest opuścili pokój. Jestem wycieńczona,spragniona i obolała,ale co najgorsze zupełnie pozbawiona nadziei. Jakby iskierka,która tliła się w moim sercu do tej pory,nagle momentalnie zgasła, pozostawiając za sobą zimne pustkowie,wielką czarną dziurę. Mam nawet wrażenie,że zaczynam słyszeć głosy,jakieś dziwne,niepokojące ciche szepty,które wołają mnie po imieniu. Kate...! Kate! No i znowu.  Przez to wszystko chyba powoli zaczynam tracić zmysł.  Kate!  Tym razem głos  wydawał się być, jakby bliżej i przybrał bardziej pośpieszający ton. To ja... Will.  Teraz miałam już kompletny zamęt w głowie. Nie wystarczyło to,że słyszę tę głosy,teraz musiały mieć jeszcze imię?! Zresztą dziwnie znajome imię. Kiedy próbuję sobie przypomnieć skąd je znam,w głowie mam,jednak pojawia się nieodparte wrażenie,że nie jest mi obce. Tak jakbym znała jakąś piosenkę,jej słowa,rytm,melodię,dosłownie wszystko,oprócz tytułu. Nagle czuję na ramieniu coś dziwnego,coś odrobinę szorstkiego,ale jednocześnie ciepłego. Przed pierwszym cichym świstem do mnie dociera,z moich ust wydobywa się przeciągły wrzask,do momentu,aż nie zostają one zatkane. Cała się spinam,nie wiedząc co robić. Szarpanie nic nie da,bo i tak mam związane ręce,ale gdyby... Moje rozmyślania przerywa cichy szept nieznajomego. 

-Spokojnie,nic ci nie zrobię. Puszczę cię,ale muszę wiedzieć,że nie będziesz krzyczeć.- Zdaję sobie sprawę,że głos brzmi równie znajomo,niczym imię. Wydaje mi się,że należy do mężczyzny,ale są to tylko przypuszczenia.

Przerywa nam odgłos kroków zbliżających się za drzwiami.

-Kate? Wszystko w porządku?-słyszę przytłumiony głos Marsela.

Czuję,że moje usta stają się znów wolne,więc biorę długi i głęboki oddech. Zastanawiam się,czy  powiedzieć Marselowi  o zaistniałej sytuacji,jednak dochodzę do wniosku,że ten blondyn i tak nie mógłby mi pomóc.

-T-tak, Marsel wszystko jest dobrze,to był tylko zły sen.- Odkrzykuję. Bardzo się staram,aby mój głos zabrzmiał wiarygodnie,jednak nawet ja słyszę w nim drżenie. 

-Chcesz,żebym ci pomógł? Pani udzieliła mi pozwolenia,więc...

-Nie!-przerywam mu. Po chwili zdaję sobie sprawę,że moja odpowiedź zabrzmiała zbyt podejrzanie  gorączkowo,więc dodaje już znaczenie łagodniejszym tonem.- To znaczy poradzę sobie sama... 

-W porządku,ale w razie czego wołaj.

-Jasne,zawołam!-odkrzykuję,a po chwili słyszę echo oddalających się kroków Marsela.

Przez chwilę między  nami panuje cisza,aż nagle zaczynamy mówić w tym samym momencie. 

-Kim jesteś?!!..

-Pozwól mi to wszystko wytłumaczyć...

-Dobrze,ale najpierw wolałabym Cię zobaczyć. Czuję się,jakbym mówiła do ściany.

-Ach,tak oczywiście. Zupełnie wyleciało mi to z głowy,kiedy usłyszałem Marsela...  Zaczekaj tu chwilę,zaraz wrócę.-słyszę jego cichy głos.

Mam ochotę przewrócić oczami. Niby gdzie miałabym się ruszyć? Przecież  mam związane ręce. Do chłopaka  po chwili, chyba  dociera bezsensowność jego słów,bo wydaje mi się,że słyszę ciche "wybacz" z głębi pomieszczenia.  

Mrużę gwałtownie oczy, kiedy dociera do nich rażący blask. Po pierwszym szoku zadzieram głowę do góry,pragnąc dowiedzieć się skąd pochodzi ten oślepiający promień światła i chwilowo zamieram.  Przede mną stoi wysoki, szczupły chłopak,o najbardziej niebieskich oczach,jakie kiedykolwiek widziałam. Ma czarne,mocno potargane włosy,stanowczo wymagające obcięcia. Skanuję całą jego postać wzrokiem, ze zdziwieniem zauważając mnóstwo zadrapań i ran na całych jego rękach i szyi,sam chłopak wydaje się być bardzo zmęczony; kiedy wracam spojrzeniem do jego twarzy,czarnowłosy posyła mi coś na kształt nieśmiałego uśmiechu.

-Przepraszam,gdzie moje maniery. Powinienem od razu cię uwolnić.- Sięga do swojej kieszeni i wyciąga z niej małych rozmiarów,połyskujący scyzoryk. Przechodzi do tyłu, pochyla się trzymając w jednej dłoni lampę,a w drugiej ostry przedmiot. Przecina sznury,a ja wręcz wzdycham z ulgi. Ostrożnie próbuję rozmasować swoje dotychczas unieruchomione nadgarstki,cały czas bacznie obserwując przy tym chłopaka. 

Miło znowu cię widzieć,Kate.-mówi cicho. W innych okolicznościach powiedziałabym,że jest nawet uroczy,ale skąd zna moje imię? 

-Przepraszam,ale czy my się znamy? - pytam skonfundowana.

-Ach,to oczywiste,że nie pamiętasz. Mam na imię Will i ...

Will? Nagle w mojej głowie wszystko zaczyna nabierać sensu.

-To ty mnie tutaj sprowadziłeś,prawda?  I to przez Ciebie...

-Nie!-przerywa mi gwałtownie.- Posłuchaj mnie,nie mamy zbyt dużo czasu na wyjaśnienia,ale to nie było tak jak myślisz. Fakt,to ja cię tutaj bezmyślnie sprowadziłem,ale to nie przeze mnie straciłaś pamięć... To naprawdę dłuższa historia,a teraz nie mamy na to czasu. Musimy uratować Marsela. 

-Skąd mam mieć pewność,że mogę ci zaufać? - pytam niepewna. A jeśli to on stoi za tym wszystkim? 

-Musisz sama zdecydować,ale warto jest podjąć to ryzyko. Ja również chcę pomóc Marselowi,wyprostować całą tą sytuację i wreszcie dać nauczkę Celest, poza tym gdybym chciał ci coś zrobić, nie uwolniłbym cię.

Na dźwięk  imienia  Celest wzdrygam się,ale w środku czuję rozchodzący się stopniowo gniew. 

-Razem z Marselem mieliśmy plan. Jeszcze dzisiaj wieczorem miał przyjść i mnie stąd wypuścić,razem mieliśmy stawić czoło Celest. Zostawił mi wszystkie potrzebne narzędzia, poluźnił linę,abym mógł się uwolnić,kiedy przyjdzie pora,ale zanim doszło do czegokolwiek, stało się to.

Słowa Willa mnie uderzają. Jak wiele rzeczy zatajał przede mną Marsel? 

-On...- przełykam ślinę,kiedy zaczyna brakować mi słów,choć możliwe,że dokładnie wiem,co mam powiedzieć,tylko boję się to zrobić. Boję się,bo kiedy już to powiem stanie się prawdą.

Will jakby słysząc moje myśli patrzy na mnie ze współczuciem.

-Marsel ukrywał dużo rzeczy. To o czym ci wspomniałem to dopiero wierzchołek góry lodowej,ale nie bądź dla niego zbyt surowa. Zasłużył na karę,ale daj mu szansę,żeby mógł to wszystko wytłumaczyć. Każdy na nią zasługuje,ale Marsel nie dostanie jej,jeśli mu teraz nie pomożemy.

-W porządku,może ci ufam,ale w jaki sposób dotrzeć do Marsela? Kiedy ostatnio go widziałam nie był sobą. On... tak jakby nie było go tam w środku.  Był jak robot,maszyna zaprogramowana do... właściwie do zabicia mnie.-Wyszeptałam. Gęsia skórka pokryła moje ciało na samą myśl o tym. 

-Znam jeden sposób.-dociera do mnie głos Willa.

Podnoszę na niego pełen nadziei i zaciekawienia wzrok. Jeśli by się udało,Marsel byłby znowu sobą.

-Co to za sposób?-pytam. 

-Ty. Marsel bezgranicznie cię kocha,pod władzą ataków również,poza tym nie masz  nawet pojęcia,  jak zazdrość działa na mężczyznę. 

Cześć! :) Chciałabym omówić kwestię maratonu,który odbędzie się 3 września, o godzinie 20.  Maraton będzie składała się prawdopodobnie z 5 rozdziałów ( tak sobie wstępnie rozplanowałam,ale liczba rozdziałów może ulec zmianie,jeżeli uznam,że podzielę któryś rozdział lub skrócę :) ) Poszczególne rozdziały będą dodawane  po sobie, w krótkim odstępie czasowym. Ostatni z dodanych rozdziałów będzie epilogiem, ostatecznie kończącym to opowiadanie :) Dziękują wam bardzo za każdą aktywność pod poprzednim rozdziałem i zainteresowanie maratonem <3 <3 Mam nadzieję,że ten rozdział również przypadnie wam do gustu :D Zachęcam do komentowania! :) 





The happily ever afterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz