03

2.6K 247 12
                                    

Stanęłam po środku sali. Wszyscy goście i obsługa wyczekiwali na moje słowa, jednak ja nie potrafiłam nawet zacząć. Przychodziły mi jedynie na myśl rzeczy, których chciałabym nigdy im nie powiedzieć.
Przetarłam mokrą dłoń o wierzch sukienki i spojrzałam w stronę stolika, przy którym siedzieli rodzice. Koło nich zasiadł Brat z prawdopodobnie jego rodziną.
W co ja się wkopałam.
- Ja... - powiedziałam, jednak głos uwiązł mi w gardle.
Po chwili przede mną pojawił się chłopak z metra, trzymając w ręku mikrofon.
Zmarszczyłam brwi, nic nie rozumiejąc.
- Co ty robisz? - wyszeptałam, jak najciszej potrafiłam, ponieważ mikrofon łapał nawet najmniejszy szmer.
- Pomagam ci
- Przecież to działa.
Nie rozumiałam jego intencji.
- Weź głęboki wdech i zastanów się, co chcesz im powiedzieć - zatrzymałam wzrok na jego rękach. A w zasadzie przedramionach. Mogłam w ten sposób bardziej przyjrzeć się jego tatuażom. Były bardzo unikatowe.
Na prawym przeramieniu znajdowała się gitara z wyszarpniętymi strunami. Wyglądała bardzo realistycznie, przez co na moment zaparło mi dech w piersiach.
Spojrzałam na jego twarz, która znajdowała się bardzo blisko mojej. Od razu odchrząknęłam, na co stanął krok dalej, uśmiechając się pod nosem.
Ja jedynie stałam i patrzyłam, jak chłopak przejmował całą sytuację.
- Przepraszamy za małe trudności techniczne. Nawet najlepszym się zdarza - zdjął swój kapelusz, przez co włosy opadły lekko na jego czoło.
Musiałam przyznać, że był bardzo przystojny. Na pewno odganiał się od kobiet. Lekki zarost, fryzura na młodego artystę. Mocno zbudowany.
To było aż nierealne, by był wolny.
Gdy spojrzałam na swój stolik, Aggie i Grant wpatrywali się we mnie jak w obrazek. Teraz perspektywa przemowy nie wydawała się aż taka zła. Skupiłam się wyłącznie na nich. Tak jak zawsze robiłam to w pracy.
Odebrałam mikrofon od tajemniczego chłopakaz metro, po czym oddałam mu swój stary.
- Szkoda, że nie słyszeliście tego co powiedziałam wcześniej - złapałam za dół swojej sukienki, powoli idąc w stronę stolika pary młodej. - Przemówienie było tak wzruszające, że prawie uroniłam łzę.
Wszyscy dokoła zaśmiali się z mojego sytuacyjnego żartu, jednak ja nadal szłam przed siebie.
- Spróbuję wam je skrócić, bo czas mnie nagli - stanęłam przy Aggie i dotknęłam jej fotela.
Aggie uśmiechnięta od razu spojrzała nad siebie, by widzieć moją twarz. - Jako że jestem twoją siostrą, mogę zacząć opowiadać jakąś śmieszną sytuację, która zdarzyła nam się w dzieciństwie. Pewnie stałoby się coś złego, jak na przykład zniszczenie płotu pana Dunkana. Później oczywiście zgoniłabym to na ciebie. Bo starsze rodzeństwo już tak ma. Pobiegłybyśmy do mamy, a ty zaczęłabyś płakać, że to ja cię popchnęłam i namówiłam do tego przestępstwa.
Wszyscy śmiali się w odpowiednich momentach. W połowie poczułam się o wiele bardziej pewna, przez co spojrzałam na inne stoliki w poszukiwaniu Brooklyn. Siedziała przy Danym i ocierała oczy chusteczką.
- To była prawda - usłyszałam pod sobą szloch siostry, która już oparła się bokiem o Granta.
- Oczywiście o tym nie opowiem, bo na pewno zaczęłabyś płakać. A nie lubię, jak to robisz - kilka osób zagwizdało, przez co również uśmiechnęłam się przez moment. - Powiem jedynie tyle, że pięknie dzisiaj wyglądasz. Z resztą tak samo jak Grant. Oboje wyglądacie jak wyjęci z bajki Disneya. Mam nadzieję, że wasze małżeństwo będzie równie piękne co wasze dzisiejsze rozweselone twarze i gdy przyjdzie na świat wasze dziecko, będę jego mamą chrzestną.
Grant spojrzał na mnie, a później na Aggie, która próbowała uratować swój makijaż.

Później wszystko potoczyło się własnym torem. Goście powoli rozchodzili się do domów i żegnali się z rodziną.
Usiadłam kolejny raz, ówcześniej żegnając się z ciotkami od strony taty.
Nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca, ponieważ gdziekolwiek nie poszłam, widziałam mamę i jej błagające oczy, bym znowu zatańczyła z tym idiotą, dlatego znalazłam sobie siedzenie przy samym wejściu, gdzie widać było jedynie scenę.
- Dobrze się bawisz? - podniosłam wzrok z nad telefonu, by ujrzeć wpatrzonego we mnie chłopaka.
To naprawdę robiło się coraz dziwniejsze.
- Świetnie - odpowiedziałam.
Po chwili usłyszałam dźwięk poruszającego się krzesła po kafelkach. Mój wybawiciel i zarazem prześladowca usiadł na przeciwko jakby to było najzwyklejszą rzeczą na świecie.
- Gdzie twój kochaś? - zmarszczyłam brwi.
Odłożyłam telefon na stolik, skupiając na nim całą uwagę.
Nie chciałam rozmawiać o swoim życiu. I tak było zbyt skomplikowane. Poza tym nie miałam ochoty o tym rozmawiać. Bolała mnie głowa.
- Dzięki za pomoc - przez jego twarz przeszedł lekki grymas.
Chyba zrozumiał aluzję.
- Nie ma za co. Poradziłaś sobie świetnie.
Nie patrzył w moje oczy.
- Brenda.
- Przepraszam? - spojrzał w moją stronę.
Miałam rację. Miał piękne zielone oczy.
- Zapomniałam się przedstawić - podałam rękę przez stół.
Atmosfera była napięta. Nasze wcześniejsze spotkania były raczej bardziej radosne. Z wyjątkiem metra.
- Harry - uścisnął mi rękę, uśmiechając się.
Pasowało do niego.
Rozejrzałam się po sali. Kapela Harry'ego powoli pakowała swoje rzeczy. Pewnie zaraz się zbierali.
- Czemu tu siedzisz?
- Unikam kogoś.
- Rozumiem - wiedziałam, ze nie rozumiał, ale cieszyłam się, że nie próbował dalej kontynuować tematu.
Z jakiegoś powodu nie chciałam, żeby odchodził. Spojrzałam na jego ręce. Mocno zaciśnięte leżały na stoliku.
- Długo grasz na gitarze?
- Od małego. Tata uczył mnie chwytów. Ja nauczyłem się reszty - uśmiechnęłam się, gdy Harry wspominał o swojej rodzinie. Wydawało się, że jego życie jest o wiele lepsze od mojego.
Mnie tata nigdy nie próbował niczego nauczyć. Nawet jazdę na rowerze opanowałam z pomocą Brook.
- Świetnie grasz. Chociaż śpiewać też potrafisz.
Strzeliłam sobie mentalnie w twarz za płytkość wypowiedzi. Może mnie uznać jeszcze za tępą laskę.
Jedynie się zaśmiał, podciągając wyżej  rękawy, odsłaniając silne przedramiona.
- Dzięki, staram się.
Musiałam się uratować.
- Naprawdę. Masz świetny głos. Na pewno daleko zajdziecie z zespołem - zmarszczył brwi, patrząc mi w oczy.
- To nie jest mój zespół. Kolega zaproponował mi w ostatniej chwili, żebym zastąpił jego wokalistę. Złapała go grypa.
Spojrzałam na scenę, na której dalej stali performerzy. Jeden z nich cały czas spoglądał w naszą stronę. To za pewne musiał być jego kolega. Uśmiechnął się, gdy Harry pokiwał mu.
- Powinienem się pakować - stwierdził po chwili, wstając.
- Jeszcze raz dzięki za wszystko, Harry - zatrzymał się i uśmiechnął.
- Masz coś przeciwko, jeżeli spytam się o twój numer albo spróbował zaprosić cię na kawę? - nie potrafiłam udawać, że właśnie o tym nie myślałam, przez co parsknęłam śmiechem. - W końcu jesteś mi tego winna, Brenda.
Moje imię tak dobrze brzmiało w jego ustach. Może to przez to, że tworzył poezję.
- Okej, przekonałeś mnie - podał mi telefon, a ja od razu wpisałam mu swój numer. - Pisz smsy. Rzadko odbieram telefony.
- Zrozumiałem - widziałam iskrę zwycięstwa w jego oczach.
Gdy dotarł do sceny, od razu przybił piątkę ze swoim kolegą, głośno się śmiejąc.
Przez chwilę zwątpiłam w swój plan.
Miałam nadzieję, że ta kawa nie będzie kosztowała mnie zmianą numeru.

Chłopak z metra | H.S. Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang