05.1

1.1K 155 35
                                    

   Piętnaście minut później i dwa przejechane mosty dalej w końcu dotarłyśmy na miejsce. Jeżeli miałabym być szczera, to nigdy nie wyobrażałam sobie tak obskurnego miejsca, które byłoby zdatne do użytku. Wielki hangar, który od dawna potrzebował odmalowania, głosił na swoich reklamach "Kursy samoobrony, treningi personalne, karate - zapraszamy początkujących!". Idealnie coś dla mnie.

   - Kiedyś to była fabryka wycieraczek. Budynek stał opuszczony przez jakieś dziesięć lat, dopóki nie ruszył projekt rewitalizjacji - powiedziała Judie, ściągając okulary przeciwsłoneczne z głowy. 
   Pociągnęłam ramiączko mojej torby treningowej, przyglądając się bardziej poobrywanej farbie i spłowiałemu lakierowi. Wydawało mi się, że kiedyś słyszałam o tej fabryce. Często przejeżdżałam koło niej na zajęcia baletu w dzieciństwie. Jeszcze piętnaście lat temu to miejsce tętniło życiem. Dziwne było patrzeć, jak kolejne wielkie korporacje znikały z powierzchni Ziemi.
   - Fajnie, że coś z tym zrobili - zwilżyłam usta językiem, spoglądając na szklane drzwi wejściowe. 
   Gdy weszłyśmy do środka pomieszczenia, zdziwiłam się, jak nowocześnie odrestaurowane zostało wnętrze. Wyglądało to raczej jak siłownia dla hipsterów. Nic nie zostało po fabryce. Może jedynie blacha i śmierdząca, odpadająca farba na zewnątrz.
   - Kogo my tu mamy? - kobieta stojąca za kontuarem uśmiechnęła się w stronę Judie, kiwając do niej ręką. Musiałam zauważyć, że również była ciemnoskóra.
    Zdziwiłam się, że kolejna osoba rozpoznała Judie na mieście. Nie wiedziałam, że również uczęszczała na te zajęcia. W końcu miała u kogo trenować. Poza tym wydawała się być kobietą, która nie potrzebuje żadnego wsparcia od innych. Takie osoby rodziły się z siłą, a nie ją nabywały.
   - Hej, dawno się nie widziałyśmy - Judie podbiegła do dziewczyny, próbując uściskać ją przez dzielące je biurko. - Przyprowadziłam ci gościa.
   Judie wskazała na mnie ręką, tak samo jak zrobiła to jeszcze chwilę temu przy jej ojcu. Znowu poczułam się jak na widelcu. Cztery pary oczy patrzyły na moją twarz.
   - Cześć - pokiwałam jej zza pleców Judie, uśmiechając się lekko. Dziewczyna uśmiechnęła się, wyplatając się z uścisku Judie. - Jestem Brenda.
   - Ronnie - odparła, również posyłając mi uśmiech. Wydawała się ciepłą osobą. Idealną by pracować przy rejestracji. 
   Była ubrana w uniform firmy. Był biały, przez co jej skóra wyglądała na jeszcze bardziej opaloną. Zazdrościłam jej urody. Ja nigdy nie potrafiłam opalić się, by moje nogi nie były czerwone przez kolejne kilka dni. Judie i Ronnie musiały mieć sporo szczęścia w tej kwestii.
   - Przyszłyście na siłownię? - spojrzała na nasze torby, które zdążyłyśmy położyć przy swoich nogach. Nie były ciężkie, ale ramię torby było dziwnej konstrukcji. Nieprzyjemnie trzymało się je na ramieniu dłużej niż dziesięć minut.
   - W zasadzie to Brenda chciała zapisać się na zajęcia z samoobrony - powiedziała Judie, uśmiechając się chytrze do Ronnie, która również uniosła tajemniczo jeden kącik do góry.
   - Judie mnie zmusiła. Powiedziała, że potrafię bić się tylko jak baba - uniosłam brwi, sarkając. Judie bardzo jasno wyraziła się co do mojej kondycji. Wiedziałam, że jest z nią źle, ale nikt nigdy nie musiał mi o tym mówić. Wystarczyło, że sama dołowałam się myślami za każdym razem, gdy stawałam przy lustrze. 
   - Nic się nie stało - uspokoiła mnie, łapiąc za myszkę od komputera. Klikając coś trzy razy na ekranie. 
   - Jest możliwość, żebyś zapisała ją do Vexa? - zmarszczyłam brwi na imię chłopaka. Najwyraźniej to był ten przyjaciel Judie, o którym tyle mówiła. Jeżeli miałam wierzyć jej opowieściom i tym, że poznała go na jednym z wieczorów zapoznawczych dla osób samotnych, nie wyobrażałam go sobie, jako kogoś, kto potrafiłby prowadzić dobrze prosperującą firmę. Na dodatek uczestniczyć w większej części w życiu swojej firmy.
   Ronnie poklikała jeszcze kilka razy, zaglądając nawet do dużego notesu, który leżał w głównej części biurka. Nie wyglądała na zadowoloną.
   - Niestety nie - zacisnęła wargi, spoglądając na Judie smutnym wzrokiem. - Wszystko ma zajęte, ale jest jeszcze kilku dobrych instruktorów. Na pewno się dogadacie.
   Pokiwałam głową. Judie jednak wydawała się niezadowolona. Pokręciła głową, fukając pod nosem.
   - Weź go zawołaj. Na pewno znajdzie miejsce w tym swoim zapchanym grafiku - złapała Ronnie za rękę. Ta pokiwała głową i odeszła w stronę biura, które znajdowało się na końcu korytarza. Nie przypominałam sobie, bym zauważyła to przy wejściu. - Powiedz, że Judie do prosi - zawołała jeszcze, zanim Ronnie zniknęła za drzwiami kolejnego pomieszczenia.

   Speszyłam się, skulając trochę ramiona. 
   - Nie chcę robić problemu. Inny instruktor chyba nie będzie taki zły - powiedziałam, przekonana swojej racji. W zasadzie nie chciałam robić sobie tyłów u szefa. Nie chciałam być tym narzekającym klientem, który robi problem z każdym słowem, które wypowie.
   - Nic nie musisz mówić. Ja wszystko załatwię - pokręciłam głową, przewracając oczami. Odwaga Judie kiedyś zapędzi nas do piekła. - Tu się podziałeś.
   Zza drzwi wyłoniły się dwie postacie. Chłopak w dopasowanym stroju sportowym oraz Ronnie. Dziewczyna miała lekki grymas na twarzy. 
   Wiedziałam, że sprawię z tym problem. 
   - Hej, Judie. Co tam u ciebie? Nadal żywa i radosna? 
   Gdy podeszli do nas bliżej, w końcu mogłam zauważyć więcej szczegółów. Otworzyłam szerzej oczy, gdy rozpoznałam w chłopaku bohatera, który odzyskał moją torebkę od złodzieja. Teraz wiedziałam, dlaczego tak szybko poradził sobie z napastnikiem. Po prostu to robił przez całe życie. Westchnęłam, gdy podszedł bliżej Judie, przytulając ją jedną ręką do swojego ciała. 
   Stałam na uboczu, próbując wtopić się w tło. Nie chciałam, by Vex rozpoznał we mnie dziewczynę, która była w opałach. Wyglądał na człowieka, który nie lubił słabych ludzi. Ja widocznie się do nich zaliczałam. W głowie znowu przewinęły się słowa o tym, że mam na siebie bardziej uważać. Chciałam się zapaść pod ziemię. 
   Teraz byłam już pewna, że wystarczyło by mi, gdybym ćwiczyła z innym instruktorem. Nawet zalecałabym to dla swojego spokoju.

   - Oczywiście, że tak - Judie zaśmiała się, klepiąc go po plecach. - Ale jest jedna sprawa.
   Przełknęłam ślinę, gdy Vex odsunął się na długość ramienia, by zobaczyć, kto stoi jeszcze za Judie. Szybko odwróciłam wzrok w stronę ściany. 
   Wydawała się w końcu taka ładna. Mimo że kilka minut temu narzekałam na jej odrywające płatami farby, teraz była idealna i fascynująca. 
   - Chcesz wrócić na zajęcia? Chyba już ich nie potrzebujesz - chłopak zaśmiał się, na co Judie prychnęła. 
   Policzyłam w myślach do trzech. Dawno nie znajdowałam się w tak żenującej sytuacji.
   - No co ty - słyszałam, jak popchnęła go dla przekomarzania. - Brenda, moja przyjaciółka, potrzebuje by ją rozruszać. Ostatnio ktoś ją napadł i trochę się poobijała. Chcę, żebyś ją wzmocnił.
   Odwróciłam głowę w ich stronę, gdy poczułam, jak wszyscy wpatrują się w mój lewy profil. Spojrzałam najpierw na Vexa. Na twarzy chłopaka od razu wymalował się wyraz zadowolenia. Wiedziałam, że rozpozna we mnie tę ofiarę losu sprzed tygodnia.
   - Chyba znajdę czas.
   Judie klasnęła w dłonie, chichocząc pod nosem.

Chłopak z metra | H.S. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz