28

1.5K 166 51
                                    

Po siedmiogodzinnym śnie myślało mi się o wiele gorzej, niż gdybym przespała dziesięć godzin; ale nie mogłam narzekać. Zrobiłam poranną toaletę, zjadłam śniadanie i zamówiłam taksówkę. Zazwyczaj zajmowało mi to więcej niż czterdzieści minut a przez to, że dzisiaj zrobiłam to w ekspresowym tempie, miałam dziesięć więcej dla siebie, zanim z porannego korku przyjechałaby moja podwózka.
Wzięłam telefon do ręki i pierwsze co zrobiłam, to sprawdziłam e-maile oraz główną stronę New York Timesa, by poczytać trochę o świecie. Po krótkim jednak zastanowieniu, postanowiłam wysłać wiadomość do Brook. Z podziękowaniami.

Do Brooklyn:
Hej, chciałam tylko podziękować za wczoraj. Randka się udała ;)

Nie przeciągnęłam palcem na kolejny artykuł o gospodarce, gdy dostałam wiadomość zwrotną. Spojrzałam na zegarek. Było za wcześnie, by Brook odpisywała w zawrotnej prędkości. Była jednak szansa, że mała znowu za szybko się obudziła i teraz Brooklyn musiała się nią zajmować.
Sama myśl posiadania dziecka przerażała mnie po same zakończenia nerwowe. Nie wyobrażałam siebie jako matki. Byłam zbyt pochłonięta swoją karierą, która dopiero nabierała tempa. Nie mogłam tak po prostu pójść na urlop macierzyński. To nie mieściło się w moim grafiku.

Od Brooklyn:
Nie ma sprawy. Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś. Dałaś wczoraj po całości?

Nie mogłam nic poradzić na to, że na jej wiadomość mocno się zarumieniłam. Bezpotrzebnie nakładałam dzisiaj róż na policzki, skoro zamierzałam pływać w morzu zażenowania przez kolejne parę dni. Wzięłam głęboki oddech, odpisując jej na smsa.

Do Brooklyn:
Oglądaliśmy gwiazdy. Było romantycznie ;)

Od Brooklyn:
W jakiej fazie związku wy w ogóle jesteście?

Gdy zamierzałam odpisywać, zrozumiałam, że tak naprawdę nie znałam odpowiedzi na to pytanie. Nie byliśmy parą, ani nie spotykaliśmy się jak normalna para. W zasadzie nasze spotkania były randkami, ale nigdy na nich nie robiliśmy nic dla siebie. Dopiero jak wracaliśmy do domu, nagle zaczynaliśmy przypominać sobie o drugiej osobie i ostatnio prawie wylądowałam z nim przez to w łóżku. Czy nie szliśmy złym torem? Harry od dawna wiedział o tym, że w moim życiu nie było już Brada. Poza kilkoma pocałunkami wyglądał, jakby mu nie zależało na szybkim rozwoju związku, a raczej dostaniu się do moich spodni.

Od Brooklyn:
Wiem, co robisz, Brenda. Nie myśl tyle. Harry jest dobry. To nie jest Brad czy Ethan.

Z jakiegoś powodu cała nagromadzona frustracja wypłynęła ze mnie w postaci łez, które zaczęły zalewać moje rozgrzane policzki. Nigdy nie byłam zbyt emocjonalna, jednak wszystko, co zdarzyło się w ostatnim czasie nie pomagało mi w unormowaniu swoich zachowań. Po prostu reagowałam płaczem, jak słaba osoba, którą nigdy nie chciałam być. W tym samym momencie usłyszałam klakson taksówki, który musiał należeć do mojej podwózki. Zabrałam torebkę z telefonem i szybko zamykając dom, pobiegłam schodami w dół klatki.
Po wejściu do samochodu przysięgłam sobie, że nigdy nie znajdę czasu na poranne myślenie. Od razu wprawiało mnie w zły nastrój, a to była ostatnia rzecz, której teraz potrzebowałam.

Po oschłym przywitaniu Smitha nie wiedziałam, czy się cieszyć, czy zacząć zastanawiać się, co siedziało mu w głowie. Stwierdziłam, że to nie był mój problem, dlatego uśmiechnęłam się do niego, przechodząc przez barierkę. Przynajmniej coś poszło po moim planie.
- Hej - przywitałam się z recepcjonistką na naszym piętrze, wysyłając jej najlepszy uśmiech, na który było mnie stać. Miałam jedynie nadzieję, że  nie wyglądałam, jakbym przed chwilą płakała. To byłoby uwiecznieniem moich dzisiejszych udręk. Przetarłam policzki na wypadek, gdyby zostały na nich ślady moich dzisiejszych przemyśl. - Co u ciebie?
- Powoli do przodu - odpowiedziała, podając mi zadania, które musiałam zrobić dzisiaj za Emily, której nadal nie było w pracy. Było to bardzo dziwne, ponieważ powinna wrócić już wczoraj. - Emily wzięła urlop - odpowiedziała na moje niezadane pytanie. Pokiwałam jej głową. - Suzanne chciała jeszcze zamienić z tobą słówko.
- Co znowu? - pomyślałam i cieszyłam się, że nie wypowiedziałam tego na głos, ponieważ szefowa zjawiła się sekundę później za moimi plecami. - Pewnie - powiedziałam w zamian.
- To potrwa tylko chwilę - uśmiechnęła się do mnie. Suzanne zachęciła mnie ruchem ręki, bym za nią podążyła. - Mam do ciebie tylko jedno pytanie.
Przeszliśmy korytarzem w stronę mojego biura. Suzanne była lekko ode mnie wyższa w swoich wysokich szpilkach, przez co niestety musiałam patrzeć na nią z dołu.
- Nie zmieniłam zdania. Chciałabym tu zostać - odparłam, gdy zatrzymałyśmy się przy moich drzwiach. Zacisnęła wargi, cały czas trzymając ze mną kontakt wzrokowy. - Nowy Jork jest moim domem, Suzanne. Nie zostawię go nawet dla pracy marzeń. Tu jest mi dobrze - przechyliła głowę, marszcząc lekko brwi, przez co w końcu wyglądała jak normalny człowiek a nie jak kobieta idealna. Teraz miała uczucia.
- Rozumiem, Brenda. Powiadomię ich, że nie jesteś zainteresowana - uśmiechnęła się, odchodząc w drugą stronę, z której przyszłyśmy.
Chociaż jedno miałam dzisiaj z głowy.
Poprawiłam włosy i weszłam do biura, zauważając na samym wejściu Safirę, siedzącą już przy swoim stanowisku. Od kilku dni przychodziła godzinę szybciej ode mnie, ponieważ pracowała ostatnio nad bardzo ważnym projektem. Była zajęta od rana do wieczora.
- Kawy? - podeszłam do ekspresu, stwierdzając, że koło Safiry nie leży żaden kubek z kofeiną, co było raczej dziwnym widokiem.
- Nie, dziękuję - spojrzała na mnie spod góry papierów. - Próbuję odstawić.
- Coś się stało? - zrobiłam sobie kawy, siadając na swoim miejscu. Byłam trochę zmęczona i nawet jeżeli nie przepadałam za kawą, był najlepszym energy drinkiem, jaki mogłam wypić w tym momencie. Stawiał mnie na nogi po kilku łykach.
Safira przestała na chwilę pukać w klawiaturę, zawieszając wzrok gdzieś pomiędzy ścianą a moją twarzą. Widocznie ona również nie spała za dobrze, a brak kofeiny jeszcze bardziej znużył ją z nóg.
- Nie, jest okej - uśmiechnęła się, jednak ten uśmiech nie dotarł do oczu. Coś było nie tak. Nie chciałam, by Safira była smutna. - Jak randka?
- Było super - nie spuściłam z niej wzroku, skupiając się na jej reakcji. Nawet nie zauważyła, gdy powiedziałam to bez przekonania. - To przez Devona tak się zachowujesz? Safira, ja chcę ci tylko pomóc. - Nie wiedziałam, co jeszcze mogło sprawić, że nagle zabrakło w niej życia. - Może naprawdę potrzebujesz tej kawy? Wyglądasz na nieżywą. Zrobię ci jeden kubek.
- Nie - odpowiedziała ekspresowo. Może jednak nie potrzebowała tej kawy. - Jest w porządku. Z Devonem też nie ma problemów.
- Więc w czym on tkwi?
Spojrzała na mnie szybko, po czym zawiesiła wzrok na laptopie, po chwili go zamykając. Czułam, że to nie była moja dawna Safira. Spokojna, zdecydowana kobieta. Drzemały w niej emocje, które rzadko pokazywała światu. Jakaś ciemna strona, która próbowała wyjść na światło dzienne.
- Pamiętasz, jak mówiłam ci, że pocałował mnie facet?
Oczywiście, że pamiętałam. To był wielki dzień i na pewno zapamiętałabym go do końca życia.
- Tak - odparłam.
- To nie jest jakiś tam facet - podeszła do mnie, siadając na rogu mojego stolika. Dopiero teraz zauważyłam, że była ubrana w bluzkę, która  wygnieciona. To nie było podobne do Safiry. Ten facet musiał naprawdę zamieszać jej w głowie. - Znamy się od dziecka. Mieszkaliśmy naprzeciwko siebie, od kiedy tylko sięgam pamięcią. Był moim najlepszym przyjacielem, ale wiesz, jak to jest. Przyszło prawdziwe życie i poszliśmy swoimi ścieżkami.
- Jak się znaleźliście? - Nie przypomniałam sobie, by Safira odwiedzała ostatnio rodziców. Zawsze przywoziła mi wtedy sernik jej mamy, który naprawdę ubóstwiałam.
Safira milczała, patrząc w moje oczy, jakbym to ja była sprawczynią całego zamieszania.
- Kai jest tym chłopakiem - powiedziała.
Otworzyłam szeroko oczy, spróbując przypomnieć sobie, skąd kojarzyłam to imię. Spotkałam Kaia w barze. Był z Harrym. Przyszedł na moją imprezę, na której była Safira.
- Safira - złapałam ją za rękę. Serce biło mi niewyobrażalnie szybko. Jeżeli to wszystko działo się przez mnie, to do końca będę miała to na sumieniu. Nie chciałam, by ktokolwiek cierpiał. - Nie wiedziałam, że się znacie. Poza tym Harry ich ze sobą przyprowadził. Nie wiedziałam, że ich weźmie.
Tym razem Safira uścisnęła moją rękę, uspokajając mnie. Może jednak nie potrzebowałam tej kawy. Czułam się żywa jak nigdy wcześniej.
- To nie twoja wina - wmawiała mi, uśmiechając się tym razem szczerze. - Dam sobie z tym radę. W zasadzie dziękuję ci za to, że go znalazłam. Dowiedziałam się dzięki tobie o paru rzeczach, o których nie miałam pojęcia.
Wstała, po czym usiadła na swoim miejscu jak gdyby nigdy nic, wracając do swojej roboty.
- Poza tym niechcący posłuchałam waszą rozmowę z Suzanne. Dobrze, że zostajesz w Nowym Jorku. Potrzebujemy cię tutaj.
I tak trwałam w szoku przez jeszcze kilka godzin, z hormonami i adrenaliną na najwyższym poziomie, przeżywając najbardziej emocjonalny dzień w życiu. A to jeszcze nie był koniec.

Chciałabym, żeby każdy, kto to przeczytał, napisał, co o tym sądzi w komentarzu. Jakieś myśli dotyczące rozdziału? Czekam na nie ;)
Ps. Wifi w maku rządzi

Chłopak z metra | H.S. Where stories live. Discover now