23

1.5K 162 32
                                    

Przez noc nie potrafiłam zmrużyć oka, co odbiło się na mojej późniejszej pracy w biurze. Safira zamartwiając się o mnie, również wydawała się zmęczona, przez co obie siedziałyśmy do końca pracy w złym nastroju. Zostałyśmy tylko we dwie, ponieważ Emily musiała wyjechać na konferencję prasową do innego miasta. Taka już była jej praca. Jeździła za sławnymi ludźmi po różnych miejscach i wyciągała z nich informacje. Pasowało to do jej żywej osobowości. Byłą najlepsza w swoim fachu.
- Zaraz zasnę - piłam już drugą zieloną herbatę w ciągu dwóch godzin. Safira zaś zadowalała się jej ulubionym kubkiem kawy. Nie byłam tym wcale zaskoczona.
- Nic nie mów. Nie zasnęłam w nocy - mruknęłam, pisząc kolejne linijki tekstu. Od kilkunastu minut zdążyłam napisać ledwo cztery linijki. Potrzebowałam przerwy lub jakiego oderwania od rzeczywistości. - Nie potrafiłam.
- Grosik za twoje myśli? - odsunęła się od stołu, wyciągając nogi na krzesło Emily. Bez niej dzień wydawał się dwa razy nudniejszy. Brakowało jej energii w biurze. - Brenda, i tak już na dzisiaj skończyłyśmy, możesz mi wszystko opowiedzieć.
- Eh - westchnęłam. - Gdyby to jeszcze było takie łatwe.
- Uwierz mi. Na pewno nie jest, ale od razu zrobi ci się lepiej na duszy.
Spojrzałam na nią, poprawiając się na krześle. Może miała rację. W końcu, ile razy opowiadałam im o swoich problemach, zawsze mnie wysłuchiwały i nie osądzały. Poczułam, jak wszystko wywraca się we mnie do góry nogami, a język zaczyna odmawiać posłuszeństwa. Dlaczego wszystko musiało być tak skomplikowane? Chciało mi się płakać, że jedyny prawdziwy związek w moim życiu był tak naprawdę wytworem mojej wyobraźni oraz ogólnym niedoinformowaniem. Szok na twarzy Ethana, gdy dowiedział się, że przez cały ten czas żyłam w niewiedzy, był tak pamiętliwy, że w nocy, gdy tylko zamknęłam oczy, od razu widziałam ten obraz. Do tego późniejsze słowa i bezsenna noc przemyśleń załatwiona. 

Gdy poczułam, że znowu zbiera mi się na płacz, wciągnęłam powietrze i szybko otarłam oczy, by Safira nie zauważyła, że zaczynałam płakać. Nigdy nie widziała, żebym płakała i na pewno zaczęłaby się o mnie martwić, a tego nie chciałam. W końcu miała większe zmartwienia na głowie, niż przeszłość przyjaciółki. Jej małżeństwo się rozpadało. Jej teraźniejszość.
- Po pracy? - posłała mi lekki uśmiech, nie pytając już o nic więcej. Taka była Safira. Bezproblemowa i zawsze szukająca dobra w całej sytuacji. Gdyby była tu Emily, na pewno nie wyszłabym z tego pokoju, nie opowiadając wcześniej całej historii i w dodatku dopowiadając zbędnych faktów tylko po to, by zaspokoić jej ciekawość. 
- Oczywiście, Brenda. - Zdjęła nogi z krzesła, wracając do swojego biurka, tracąc ze mną kontakt wzrokowy przez zasłaniające komputery. - Niczego nie musisz się wstydzić. Jesteś tylko człowiekiem.
Poczułam, że w jej słowach kryło się coś więcej. Od razu bardziej się skuliła, jakby sama zrozumiałą sens swoich słów i już dalej nie poruszała tego tematu. Nie wiedziałam, o co jej chodziło, ale zaczynałam się o nią martwić. Od wieczoru w moim domu zaczęła zachowywać się o wiele inaczej niż zawsze.
- Wszystko w porządku w domu? - zapytałam. - To znaczy wiesz... Jak idzie rozwód?
- Dobrze - usłyszałam jej miękki głos. - Niedługo się uwolnię od tego wszystkiego. Niedługo mam rozprawę.
- Cieszę się - uśmiechnęłam się. Uspokoiłam się na myśl, że przynajmniej to nie było powodem jej zmartwień. Jeszcze raz na nią zerknęłam, ale jej twarz zasłaniał ekran, przez co bardzo mało zauważyłam.  Nie potrafiłabym żyć, gdyby coś jej się stało, dlatego stwierdziłam, że chociaż powinnam coś powiedzieć o swojej sprawie. - Nie musisz się o mnie martwić. Martwię się jedynie przeszłością.
- Dzięki, Brenda - uśmiechnęłam się pod nosem i wróciłam do pracy. 
Safira miała rację. To naprawdę pomogło. Spojrzałam na zegar w kącie pokoju i zapisałam jeszcze pół strony, zanim nie skończyła się moja zmiana.

Gdy zjechałyśmy windą na sam parter, od razu poczułam, że coś jest nie tak. Pan Smith stał z boku, przyglądając się nam obu, jednak nie skomentował nas ani jednym słowem, jedynie kiwając do mnie głową, lekko prychając pod nosem. Gdy chciałam przewrócić oczami, zauważyłam znajomą twarz.
- Brad? - spytałam w powietrze, czekając na odpowiedź. Safira stanęła za mną, lekko mrużąc oczy. Wiedziałam, że nie popierała mojej znajomości z Bradem, a ja coraz bardziej byłam po jej stronie.

- Hej, Brenda. Stwierdziłem, że cię odwiedzę po przyjeździe. - podszedł do mnie i mocno przytulił, całując mnie w policzek, chociaż jego usta poczułam nawet w prawym kąciku ust, Nie wiedziałam, co on robił, dlatego czekałam, aż również przywita się z Safirą i spróbuje to wszystko wytłumaczyć. - Co tam u ciebie?
Oczywiście wolałabym to robić wszystko indziej niż na oczach Smitha, ale cieszyłam się, że chociaż zrozumiał, że jestem już niedostępna. 

- Wszystko po staremu - powiedziałam niepewnie. Poczułam, jak ręka, którą trzymałam torebkę, zaczęła mi się pocić, przez co przełożyłam ją na drugą stronę ramienia. Niestety stres nie zszedł ze mnie ani na chwilę. - Co tu robisz?
Nie podobał mi się ten ping pong. Nasza wymiana zdań wydawała się stosunkowo zimna. Widziałam, że Safira zmarszczyła brwi, gdy odsunęłam się od niego na kilka kroków.
- Próbowałem się do ciebie dodzwonić, ale cały czas miałaś zajęte - pokazał na swój ekran, przewijając ekran do góry i na dół. Przez chwilę poczułam się nawet trochę winna, ale stwierdziłam, że nie mam czym. Wczorajszy wieczór dał mi dużo do myślenia, przez co zdążyłam wyciągnąć dużo wniosków. - Chciałem z tobą porozmawiać o imprezie twojej mamy. Podobno powiedziałaś jej, że idziemy razem. Chciałem z tobą wszystko omówić. W końcu to już za tydzień.
- Musiała się przesłyszeć - ruszyłam do przodu, łapiąc Safirę za ramię, przez co na chwilę wytrąciłam ją z równowagi. Na pewno musiała być wytrącona z równowagi, patrząc, jak próbuję go zbyć. W końcu ostatnio leżałam w jego ramionach i cieszyłam się jego najmniejszym gestem. Niestety wszystko się zmieniło.  - Nic takiego nie mówiłam.
- Nic nie rozumiem. - Brad wybiegł za nami z budynku, zatrzymując się przed naszymi twarzami, przez co musiałyśmy się zatrzymać. - Coś się stało?
- Dlaczego chcesz być moim chłopakiem? - zapytałam, puszczając łokieć Safiry. Nie chciałam jej skrzywdzić, gdy powoli zgniatałam swoje dłonie w pięści. W środku buzowało się we mnie jak w grzejniku. Oczywiście, że byłam na siebie wściekła. Wściekła na to, że tak łatwo ufałam ludziom. - Chcesz mnie czy moich pieniędzy?
- Co ty gadasz? - zaśmiał mi się w twarz, jednak poczułam, że to była jedynie przykrywka. - Podobasz mi się, Brenda.

- Ja, czy cyfry na koncie bankowym moich rodziców?
- Czemu musimy się kłócić o taką błahostkę? Brenda, kochanie, nie rób scen.
Prychnęłam, odganiając ręką rozwiane włosy. Nie mogłam wybrać lepszej pogody na kłótnię na ulicy. Zbliżała się astronomiczna jesień, co oczywiście zmagało jeszcze większy wiatr. 
Brad spojrzał się na mnie, jakby chciał zauważyć chociaż jedno zawahanie w mojej postawie. Wiedziałam już, że kłamał. Miał taki sam wyraz twarzy jak Ethan, gdy zarzucał mi, że się w nim łatwo zakochałam. Dumny, a jednocześnie jego oczy były pełne dezaprobaty. 

- Czy możesz chociaż raz temu zaprzeczyć, a nie znajdować kolejne wymówki? 
Zacisnął szczękę, przyglądając mi się jeszcze bardziej. Nie chciałam odpuszczać. 

- Okej - westchnął. - Myślałem, że o tym wiesz.
Uniosłam ręce do góry, śmiejąc się nieświadomie. Czułam, że to był najsmutniejszy śmiech, który kiedykolwiek ze mnie wyszedł, ale nie przejmowałam się tym. Nie przejmowałam się nawet tym, że Safira w tym momencie musiała myśleć za trzy osoby, by zrozumieć, co tak naprawdę działo się przed jej oczami oraz przechodniami, którzy mimochodem zawiesili na nas wzrok.

- Oczywiście, że o tym wiedziałam - parsknęłam sarkastycznie, podchodząc do niego, wytykając palcem w jego klatkę piersiową. - Jak mogłeś w ogóle uważać to za właściwe? Jakim typem faceta jesteś, żeby rozkochiwać w sobie kobiety, nie myśląc o ich szczęściu? Czy ciebie wychowały małpy w dżungli, że nie masz uczuć?
- Brenda - przerwał mi, dotykając mojej ręki. - Jestem prawnikiem. Dla mnie liczą się tylko liczby.
Otworzyłam lekko usta, nie dowierzając jego słowom. Co stało się z tym miłym i bezinteresownym chłopakiem, z którym umawiałam się jeszcze miesiąc temu i powoli zaczynałam się w nim zakochiwać? Spojrzałam w jego oczy, jednak jedyne co mogłam zauważyć była pycha i egoizm. I pomyśleć, że podobał mi się jego charakter. Brzydziłam się sobą.

Brad potrząsnął chwilę głową, po czym złapał się za nasadę nosa i zmarszczył brwi, nie patrząc już w moją stronę, gdy wsiadał do jedynej wolnej taksówki, którą zamówiłam przed wyjściem z Safirą. 
Gdy usłyszałam trzaśnięcie drzwi samochodu, chciałam splunąć na okno, ale powstrzymałam się, ponieważ zbierała się przy nas coraz większa widownia. 
- Chodź, Brenda. Pojedziemy metrem. - Tym razem to ja zostałam złapana za łokieć i pociągnięta za sobą. Safira skierowała się do pierwszego zejścia na dół. - Widzę, że masz mi dużo do powiedzenia.
- Mówiłam, że to przeszłość.

Chłopak z metra | H.S. Donde viven las historias. Descúbrelo ahora