13.1

1K 157 90
                                    

Pokażcie, ile Was tu jest

   Po wieczorze, który okazał się dla mnie zwrotnym punktem, nadal byłam pełna emocji, których do końca nie byłam pewna. Cieszyłam się, że w końcu potrafiłam oczyścić się ze wszystkich brudów, które wisiały w powietrzu już przez długi czas. Judie płakała, kiedy Vex słuchał i kiwał głową, jakby rozumiał, przez co musiałam przechodzić. Tamtego wieczoru nie wracaliśmy już do żadnych wydarzeń z przeszłości kogokolwiek. Musieli zrozumieć, jak trudno mi było poruszać się w tematach dotyczących przeszłości. W końcu żyłam w ciągłym kłamstwie. Nie byłam niczego pewna. 

   - Chyba już przestanę, bo za chwilę będziemy pływać w twoich łzach - powiedziałam wtedy, w pewnym momencie uśmiechając się lekko pod nosem. Nawet nie zdałam sobie sytuacji, jak mocno zaciekawiona była Judie. Oparta, siedziała na krześle, pochylając się lekko nad stołem. Nigdy nie widziałam, by Judie tak bardzo się wzruszyła. A przecież nie mówiłam żadnej łzawej historii. Same suche fakty.

   - To łzy silnej kobiety - odparła, rękawem wycierając swoje mokre policzki, zostawiając ciemne plamy po spływającym wzdłuż jej twarzy tuszu.
   Vex przewrócił oczami, jednak widziałam, że również wsłuchiwał się w moje słowa, jakby były mu potrzebne do życia. Gdy skończyłam, wydawał się smutny, ale w dziwny sposób zaspokojony zdobytą wiedzą. Nie wiedziałam, jak się z tym do końca czuć. 
   
   Później utonęłyśmy w rozmowach o naszej pracy. O tym, co działo się w naszym wydziale.

   Zawsze gdy nie było mnie na miejscu, działy się dziwne i niespotykane rzeczy. Podobno nasza szefowa zaręczyła się w czwartek i teraz chodziła po wszystkich wydziałach, rozweselona i milutka. W rzeczywistości była chodzących diabłem. Zdziwiłam się, kto chciałby poślubić smoka. Widocznie jej obecny facet. Szczęściarz z niego. 
   Po północy Vex zaczął zbierać się do domu, będąc już w głupkowatym nastroju. Wraz z Judie podśpiewywał stare kawałki, które leciały akurat w radiu, wydzierając się i fałszując na całe gardło, podchodzili do drzwi, żegnając się przez kolejne kilka dłuższych minut, kiedy ja stałam już dawno oparta o wyjściowe drzwi. 
   Nie zabalowałam, jak wcześniej zamierzałam. Gardło nie wytrzymałoby kolejnego mieszania. A jeszcze musiałam wziąć leki na noc. 

   - Muszę jeszcze do toalety - podśpiewywał pod nosem, rękę mając zawieszoną pomiędzy butem, a klamką wyjściową. Judie podawała mu w tym czasie drugiego buta. 
   - Zaprowadzę cię - zaproponowała Judie, chwiejąc się, przez co niefortunnie wpadła w wieszak z ubraniami. Złapałam go w ostatnim momencie, chroniąc ją przed zderzeniem z metalem. 

   Zaśmiała się w odpowiedzi.
   - Ja to zrobię - odparłam, łapiąc Vexa od ramię. Również chodził bardzo pokracznie. Uśmiechnął się, mrużąc lekko oczy, stając naprzeciwko mnie. 
    A potem zdarzyło się coś dziwnego. 

   Pocałował mnie w kącik ust, cmokając smutny, że nie ucelował w sam środek. 
   Panikowałam, nie wiedząc, co zrobić. Serce waliło mi w piersi jak dzwon. Jakbym dopiero co biegała z nim na dworze. Cofnęłam się, spoglądając na reakcję Judie. Nadal stała przy wieszaku, spoglądając na swoje palce. 
   - Nie mów nic Charlie - powiedział szeptem, jakby to był największy sekret na świecie. - Wkurzyłaby się na mnie.
   Zmrużyłam oczy, próbując zrozumieć, co się właściwie stało.

   - Ty masz dziewczynę? - zapytałam, obrzydzona. Gdyby Vex miał dziewczynę, na pewno by się tak nie zachowywał. Nie powiedziałby nigdy, że mu się podobam, a Judie nie robiłaby do niego takiego maślanego wzroku. Przecież się z nim przyjaźniła. Musiała wiedzieć o jego życiu miłosnym.

   - Nie, kochanie - potknął się, wpadając na ścianę. Nie przejmowałam się tym, puszczając jego rękę. Byłam tak wytrącona z równowagi, że sama nie potrafiłam utrzymać się na swoich nogach. A co dopiero pomagać mu z jego kontrolą. 
   Spojrzałam na telefon, na którym widziałam numer taksówkarza oraz dwa nowe smsy.
   Westchnęłam, ocierając rękami twarz. To było jakieś błędne koło.

   Teraz, gdy była prawie druga nad ranem, w końcu znalazłam się w łóżku. Po tym, jak wzięłam leki, musiałam pilnować jeszcze Judie, która zaczęła wymiotować, by przemywać jej twarz. Narzekała, że bolała ją głowa i nie czuła języka. Ja nie czułam całego ciała, ale nie chciałam jej opuszczać. Siedziałam z nią tak aż godzinę, gdy powoli zaczynało jej przechodzić i nie rzucała się w spazmach na zimnych kafelkach, w rogu łazienki. 
   Cieszyłam się, gdy w końcu znalazłam się w odosobnieniu, we własnym pokoju. Tu w końcu mogłam wszystko przemyśleć. Jak wcześniej nie płakałam i nie pokazywałam po sobie, że wszystko mnie przerosło, teraz w końcu mogłam się otworzyć. Schowałam głowę w poduszkę, czując pulsujący ból w dole kręgosłupa. 

   Tu mogłam się wypłakać, gdzie nikt mnie nie widział i nie oceniał. 
   Do tego nie rozumiałam zachowania Vexa. Przecież wiedział, że nie jestem zainteresowana. Do tego Judie była nim zainteresowana. Nie chciałam, by myślała, że chcę mu go zabrać. Nie byłam osobą, która zabierała komuś chłopaka. To nie ja. Z drugiej strony czułam podekscytowanie i dziwną mieszankę ciekawości i złości. Byłam na siebie zła, że w ogóle myślałam o nim w ten sposób.
   Walnęłam pięścią w poduszkę, rozładowując napięcie w moich mięśniach. 

   Chwilę później telefon zawibrował mi w kieszeni. Przekręciłam się na plecy, próbując zetrzeć jak najwięcej łez, by odczytać wiadomości. 
   Weszłam w najświeższą z nich.

   Vex:
   Przepraszam za dzisiaj. Zapomnij o tym, co zrobiłem i co powiedziałem. Alkohol mnie ośmiela, przez co czasami robię durne rzeczy :/

   Przeczytałam wiadomość kilka razy, próbując zrozumieć jego dogłębny sens. Byłam jednak tak zmęczona, że jedyne co, to poczułam ulgę, że nie będę musiała się nikomu tłumaczyć, co się właściwie stało. Bo przecież nie stało się nic. 
   Zamiast rozmyślać nad tym, czego nie było, weszłam w wcześniejsze wiadomości, których nie zdążyłam przeczytać.

   Nieznany:
   Moglibyśmy spotkać się jutro w tym samym miejscu, co ostatnio? H x

   Wzdrygnęłam się, gdy zobaczyłam inicjały Harry'ego. Wiedziałam, że to on. Ale skąd znalazł mój numer? Przecież zmieniłam go wieki temu. Nie ma żadnego kontaktu z moim poprzednim. Czy to dziwne, że znalazł go tak szybko?

   Odczytałam kolejnego smsa.

   Nieznany:
   To bardzo ważne. Coś dzieje się w Nowym Jorku i myślę, że chciałabyś o tym wiedzieć, chociaż początkowo będziesz to wypierać. Wiem, że w głębi duszy, chcesz znać prawdę, dlatego nie ignoruj mnie. Będę na ciebie czekać od 3 p.m. Kocham Cię H x

   Spojrzałam na szczegóły wiadomości. Była wysłana o godzinie dwudziestej, co oznacza, że pomiędzy dwoma wiadomościami istniała różnica dwóch godzin. 
   Przerażało mnie to, że chciałam go spotkać i dowiedzieć się, co takiego zmusiło go do podjęcia tak drastycznych środków. Czy to było coś strasznego? Z drugiej strony nie chciałam go widzieć do końca życia. Przecież mnie zniszczył. Przez niego się zagubiłam. Znowu. Pół roku zajęło mi, by na nowo odzyskać wiatr w żaglach. 
   Czy naprawdę musiałam zagłębiać się w przeszłość, skoro jeszcze kilka godzin temu powiedziałam jej bezpowrotne do widzenia?

Chłopak z metra | H.S. Where stories live. Discover now