21

1.5K 149 24
                                    

Kilka dni później wszystko zaczęło powoli się układać. Ostatnie wieczory zostawałam do później nocy, rozmawiając z Harrym na stacji metra, przez co rano trudno mi się wstawało. Ale musiałam przyznać, że było warto. Harry był najlepszym kompanem do rozmów i wydawał się rozumieć wszystkie moje problemy. W dodatku miał wystąpić z zespołem na imprezie, którą organizowała moja mama, więc cieszyłam się, że zdobędziemy przez to kilka nowych godzin, by się poznawać. Ciągle wydawało mi się, że im więcej mi o sobie mówił, tym mniej tak naprawdę wiedziałam. Nie znałam jego rodziny ani znajomych ze szkoły, o których ciągle opowiadał. Jedynie grupkę przyjaciół, których poznałam niedawno przez przypadek. Co więcej całe dnie grał, by zarabiać na swoje życie, co powodowało nasze dziwne godziny spotkań. Byłam tym zmęczona.
Poza tym miałam również na głowie pracę, rodzinę i Brada.
Brad od tygodnia nie dawał mi spokoju, wysyłając smsy, czasami również dzwoniąc. Czułam się z tym źle, że zachowywałam się jak dziecko, unikając z nim kontaktu, ale nie chciałam nikogo ranić. Zwłaszcza jego, gdy przez cały czas był dla mnie miłym i dobrym facetem. Takim mężczyznom, jak on, nie pozwalało się odchodzić. Trzymało się ich jak najkrócej, ponieważ bało się, że cię zdradzą. Ja natomiast czekałam, aż nastąpi ten moment, gdy zainteresuje się inną. Po tym wszystkim co doświadczyłam, zrozumiałam, że Brad pomimo wszystko zawsze byłby dla mnie najbezpieczniejszą opcją. Był prawnikiem z dobrze usytuowanymi rodzicami oraz na pewno było go stać na drogi samochód, który w ogóle nie był potrzebny w Nowym Jorku. 
Nie chciałam tego. 
Trudno było jednak przekazać to osobie, która najbardziej trzymała za nas kciuki i chciała jak najlepiej. Ale musiałam przecież jakoś spróbować.
Zwilżyłam koniuszkiem języka usta i położyłam sztućce na stół, pokazując, że już skończyłam jeść posiłek. Byłam najedzona, a wiedziałam, że na tym się jeszcze nie skończyło. Drugie danie miało przyjść lada moment.
- Dziękuję. To było pyszne - przetarłam usta chusteczką, wygodniej rozsiadając się w fotelu. Było to nadal dość niekomfortowe, ponieważ jedliśmy w jednej z lepszym restauracji. Żadne siedzenie nie było stworzone do długich spotkań. Antyczne meble nigdy nie były moim zdaniem najwygodniejsze, przez co czułam, że powinnam się streszczać.

Zgadzając się na tę obiadokolację, przyświecał mi jedynie jeden cel - sprawa Brada.
-Nie zjesz więcej? Zamówiłam łososia w sosie masłowym.
Na przeciwko mnie siedziała moja mama. Od samego przyjścia tryskała od niej dobra energia, której nie chciałam niszczyć. Przez cały wieczór opowiadała mi o wczorajszym spotkaniu charytatywnym i zachęcała mnie, bym też czasem wsparła ją swoim towarzystwem. Wspominała też o tym, że mogłabym zabrać osobę towarzyszącą. A na pewno nie myślała w tamtym momencie o Harrym, którego ja miałam na myśli. Co znaczyło, że nadal nie wiedziała o moim zamyśle. 
Gdy nasze spotkanie dobiegało końca, zrozumiałam, że dłużej nie mogłam tego przeciągać i po prostu wyrzuciłam z siebie, co chciałam powiedzieć.

- Mamo, jest taka sprawa.

No, prawie prosto.
- Tak, kochanie?
Zachłysnęłam się, gdy usłyszałam to zdrobnienie. Nie użyła go, od kiedy dowiedziała się o moich zaręczynach z Ethanem. Tak dawno nie zwracała się do mnie inaczej niż Brenda. Moje siostry jednak były inną bajką.
To było trudniejsze, niż przypuszczałam.
- Zastanawiałam się, jak ci to powiedzieć. - Przez stres zaczęłam pod stołem robić młynki kciukami. - Jest to związane z Bradem.
- Dobrze, że o tym wspominasz - uśmiechnęła się, lekko przechylając głowę. 
Stwierdziłam, że powiem jej o tym od razu po tym, jak skończy. W końcu powinnam jej wysłuchać, jeżeli o czymś mówi. Nauczyła mnie, by nie przerywać starszym osobom. Zwłaszcza bliskim.
- Yhm - mruknęłam na znak, że dalej może kontynuować. Później żałowałam jedynie każdej kolejnej sekundy naszego spotkania.
- Rozmawiałam wczoraj z jego matką i obie stwierdziłyśmy, że cudownie by było, gdybyście przyszli razem na bal ojca. - Otworzyłam szeroko oczy, nadal nie próbując jej przerywać. Jej uśmiech był tak duży, że żałowałam, że chociaż przez chwilę chciałam jej go zniszczyć. Całe dnie chodziła zestresowana i załatwiała funkcję reprezentacyjną naszej rodziny, a ja po prostu miałam zniszczyć jej plany. - Brad miał z tobą o tym porozmawiać. Nie wydajesz się zdziwiona, więc pewnie już to omówiliście. 
- Tak.

Nie.
Oczywiście, że nie. Unikałam go od niedzieli. Od dnia, w którym zrozumiałam, że tak naprawdę nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. 
- Tak się cieszę. - Zaklaskała uradowana w dłonie, w tym czasie gdy ja wbijałam paznokcie w środek swojego śródręcza. - Podjęłaś bardzo dobrą decyzję. Brad to dobry chłopak. Idealny materiał na męża.
Westchnęłam, ale nie przerwałam jej w ani jednym momencie. Gdy patrzyłam na jej twarz i zachowanie, bałam się, że gdy powiem coś nie tak, ona znienawidzi mnie jeszcze bardziej. Widziałam to w jej oczach. Każdy ruch był osądzany, a nieodpowiadające jej zachowanie notowane. Chciałam chociaż raz zrobić coś dobrze. Nawet jeżeli miałam spędzić tamten wieczór u boku Brada. Problem był jednak taki, że będzie tam również Harry. Osoba, na której opinii również mi zależało. Stałam na końcu przepaści, do której zamierzałam wskoczyć. Nie wiedziałam jednak, czy to będzie mała przepaść czy duża. Niedługo miałam się o tym przekonać.

- Widzimy się w niedziele na przymiarkach sukien? Brook i Aggie już potwierdziły swoje przybycie.
- Oczywiście, mamo - pocałowała mnie w policzek i zamknęła za sobą drzwi taksówki, odjeżdżając w stronę głównej ulicy.
- Nadal to robisz. - Podskoczyłam w miejscu, słysząc głos przy swoim boku. Wyrażał pogardę oraz sarkazm. Chociaż najbardziej było czuć rozczarowanie i smutek. Był to głos, który bardzo dobrze znałam, chociaż wolałabym zapomnieć o jego istnieniu. - Nadal ustępujesz swojej matce pod każdym względem w swoim życiu? Decydujesz kiedyś o czymś sama? Czy prosisz mamę o wybór swojej bielizny?
- Ethan - szepnęłam, próbując nie opaść na kolana z bezsiły. - Ty niczego nie rozumiesz.
- Oczywiście, że wszystko rozumiem, bo byłem w tej samej sytuacji - odwróciłam wzrok, napotykając jego twarz na drodze. Nie zmienił się od ostatniego razu, gdy go widziałam. Jedynie zmienił sposób ubierania. Garnitur zamienił na jeansy i koszulkę z rockowym zespołem. Wydawał się szczęśliwy.  W przeciwieństwie do mnie. Gdy zauważył mój wyraz twarzy, od razu zareagował. - Chodź tu, Brenda.
Przełknęłam ślinę, jednak podeszłam do niego i wtuliłam się w jego otwarte ramiona. Minęło sporo czasu, od kiedy go dotknęłam.
- Chociaż tobie ułożyło się z naszej dwójki - żachnęłam się.
- Królowa lodu dalej nie odpuszcza? - Wiedziałam, że chodziło mu o moją mamę, ale nie chciałam o niczym mówić. O Bradzie, czy nawet Harrym. Na pewno nie popierałby moich działań. Sama się ich wstydziłam. Poza tym chciałam to zachować dla siebie.  - Okej, rozumiem. Za daleko.
- W końcu się uśmiechasz - zauważyłam, odchodząc na kilka kroków, akurat zauważając taksówkę, którą zamówiłam kilka chwil wcześniej. Idealne wyczucie czasu.
- W końcu jestem wolny - mruknął nie za głośno, jednak na tyle, bym zrozumiała każde jego słowo. - Nie wiem, czy dziękować ci za tę przeprowadzkę, ale myślę, że raczej nie maczałaś w tym palców.
- Możemy porozmawiać u mnie w domu? - ucięłam krótko. Oboje spojrzeliśmy się na taksówkę. Ethan od razu otworzył mi drzwi i wszedł za mną. - Pamiętasz mój adres?
- Jak mógłbym zapomnieć. - Uśmiechnęłam się na chwilę, po czym zaczęłam wpatrywać się w okno. 
Jak tak spokojny dzień, mógł zamienić się w taką katastrofę?
Zerknęłam ukradkiem na Ethana. Ostatnio gdy się widzieliśmy, nie pałał do mnie miłością, a raczej złością i natarczywością. Byłam ciekawa, co działo się w jego głowie. Widocznie miałam się tego dowiedzieć w moim mieszkaniu.

Chłopak z metra | H.S. Where stories live. Discover now