27.1

844 94 50
                                    

- Judie, to ja! Otwórz! - Kolejny raz uderzyłam w powłokę drzwi. Wiedziałam, że Judie jest w środku. Poza tym wiedziała, że nie wzięłam kluczy do domu. Byłam zbyt zajęta przygotowywaniem mojego stroju by o tym pomyśleć.
- Już! - usłyszałam krzyk, a od razu po tym otworzyły się drzwi, w których stanęła Judie. Stanęła jak wryta, gdy zobaczyła, że stało za mną jeszcze dwóch ludzi. - Coś się stało?
Spojrzała na Dany'ego, który nadal miał niezadowolony wyraz twarzy po tym, jak zobaczył Harry'ego.  Cieszyłam się, że po meczu rozeszły się nasze ścieżki. Gdyby Judie zobaczyła Harry'ego, miałabym dużo do tłumaczenia. Na przykład dlaczego jej chłopak wygląda jak mój. Brooklyn wydawała się bardziej neutralnie do tego nastawiona, ponieważ jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć, ale jeżeli przyjrzało jej się bliżej, była nastawiona pozytywnie.
- Spotkałam moją rodzinę na meczu. Brooklyn i Dany, to jest Judie.
Zapoznałam ich ze sobą.
- Zapraszam do środka. Właśnie zaparzałam herbatę. - Judie spojrzała na mnie zdziwiona, zerkając ukradkiem na kuchnię. Widocznie przyprowadziła kogoś do środka. I nie była to dziewczyna. Cholera. Nie chciałam tam wchodzić. Przecież tam mógł być Byron. Przecież miała się z nim spotkać.
- Może pojedziemy na miasto? W Striff's podają świetne krewetki - zapytałam się Brook, bo wiedziałam, że jako jedyna mogła zrozumieć, że wolałam teraz nie wchodzić do domu. Wiedziałam, że za ścianą siedział Byron. Nie musiała mi tego mówić.
- Chyba teraz nas nie wyprosisz? Jechaliśmy tu przez pół miasta. Jestem ciekawy, jak mieszkasz. - Dany przytulił mnie do siebie, popychajac nas w stronę wejścia. Zaśmiałam się niezręcznie, wykonując jego polecenie.
- Skoro tak to przedstawiasz - odparłam, wpuszczając Brook  do środka, po czym zamknęłam drzwi.
- Jak minął wam mecz? - zapytała Judie, gdy po zdjęciu butów nikt nie wiedział, co miał robić. Dziękowałam jej za to w duchu. Byłam jej już tyle winna.
- W porządku. Wyszliśmy trochę wcześniej niż zamierzaliśmy - powiedziałam szybko, rozglądając się po salonie. Byron musiał siedzieć w kuchni. Przynajmniej coś. - Nasze spotkanie było trochę niezaplanowane. Wypatrzyliśmy się w tłumie i aż trudno było nie porozmawiać. W końcu nie widzieliśmy się z pół roku.
- Rozumiem. - Judie uśmiechnęła się lekko, mrożąc mnie wzrokiem. Wiedziałam, że widzi, co się dzieje. Nie była ślepa. Poza tym wiedziała, dlaczego uciekałam z Nowego Jorku. Jednym z tych powodów był Harry, drugim moja rodzina. Jeden powód stał właśnie w moim salonie i cieszył się, jakby nie było wczoraj. To było porąbane. - Chcecie się czegoś napić?
- Ja poproszę zieloną herbatę, jeżeli macie - odparła Brook siadając na kanapie. Judie nadal stała z Danym w przejściu. Patrzyła na niego, jakby nadal nie mogła zrozumieć, co tu się przed chwilą stało. Wiedziałam, że te mieszkanie nie zniesie takiej atmosfery, bo inaczej wyleci w powietrze. 
- Pójdę ją zrobić - odparłam, biorąc pod ramię Judie. Gdy weszliśmy na korytarz, wyszeptałam jej jedynie - potem pogadamy. Nie mam teraz ochoty. 
- Jak chcesz - również wyszeptała, przechodząc do kuchni. - Ale wyciągnę to z ciebie, cy tego chcesz, czy nie.

Na moje nieszczęście na jednym z krzeseł siedział Vex. Uśmiechnął się na nasze wejście. Przed nim siedziały dwa zaparzone kubki herbaty. Jeden z nich był do połowy wypity. Widocznie musiał trochę czekać na Judie. 
- Brenda? - zapytał zdziwiony, przekrzywiając głowę, gdy weszłam do środka. Spojrzałam na niego, zaciskając usta. Od czasu gdy zaprosiłam go do klubu na podwójną randkę, nie zdążyliśmy się zobaczyć. Cały czas byłam zajęta Harrym, przez co opuściłam trochę zajęć z Vexem. Nie dzwonił, więc myślałam, że o tym zapomniał.
Po jego wyrazie twarzy mogłam zrozumieć, że nie zapomniał. Nawet nie miał takiego zamiaru. Wpatrywał się we mnie, skanując każdy ruch mojego ciała. 
Jakbym mu to miała teraz wytłumaczyć.

- Hej - pokiwała do niego, nie ruszając się z miejsca. - Jak tam?

- Świetnie - ironicznie się uśmiechnął, pochylając głowę nad stołem. - Zrobiłem coś nie tak, że mnie wtedy wystawiłaś? Bo jeżeli tak, to bardzo przepraszam. Spróbuję się poprawić.

Podeszłam do niego, łapiąc za jego wyciągniętą rękę na stole. Nie chciałam by się obwiniał. 
Judie spoglądała na mnie niepewnie, jakby nie rozumiała, co się właśnie stało.
- To trochę skomplikowane - odezwałam się, ściskając go mocniej.
- To wy nie jesteście razem? - zapytała w końcu Judie. 

Oboje spojrzeliśmy na nią, jakbyśmy się nie zrozumieli. Szybko odsunęłam się od Vexa, zabierając rękę ze stołu. Podeszłam do czajnika i nalałam do niego wody. - Myślałam, że on jest tym...

- Nie jest - odpowiedziałam szybko, kończąc naszą rozmowę. Szła w złym kierunku. Musiałam szybko przejąć inicjatywę. - Jaką herbatę chciała Brooklyn?

- Zieloną. 
- Powiecie mi, co tu się dzieje?

- Rodzina Brendy siedzi w salonie.

Vex wzdrygnął się i wciągnął głośno powietrze, jakby właśnie tego nie chciał usłyszeć. Nie pamiętałam, bym mówiła mu o swojej rodzinie. Tym bardziej o tym, co stało się w Nowym Jorku. Zdziwiło mnie, że zareagował tak pochopnie. Zmarszczyłam brwi, spoglądając w stronę gotującej się wody.

- Spotkałam ich na meczu - zaczęłam.

- Muszę już iść - powiedział nagle Vex, przerywając mi w trakcie mówienia. 
Gdy spojrzałam w stronę siedzenia Vexa, ono było już puste. 
Wyszłam od razu za nim do salonu, w którym zatrzymał się na chwile, napotykając w drzwiach Dany'ego. Rozejrzał się po pomieszczeniu, jakby kogoś poszukiwał Gdy nie znalazł tego, co chciał, przeklął, zaciskając pięść.
- Vex, wszystko w porządku? - zapytałam, jednak on dalej ruszył w stronę korytarza. Nie odpowiedział mi do momentu, gdy nie założył butów i kurtki. Wtedy spojrzał na mnie ostatni raz. 

- Do zobaczenia później.

I tak po prostu wyszedł. 

Stałam przy drzwiach jeszcze dłuższą chwilę, gdy nie usłyszałam, jak ktoś zbliżał się stronę korytarza. Nie odwróciłam się nawet, bo nadal byłam zbyt przytłoczona tym, co się przed chwilą stało. 
- Kto to był? - Zapytał Dany. Oparł się o ścianę naprzeciwko mnie.

- Kolega - nastała chwila ciszy, podczas której zmierzyliśmy się wzrokiem. Dany pokręcił zawiedziony głową, odpychając się od ściany.

- No to nieźle wpadłaś, Brenda.


Chłopak z metra | H.S. Where stories live. Discover now