15.1

959 131 67
                                    

Mówiłam, że dzisiaj trochę wcześniej :)

   O piętnastej zaczęłam się denerwować. Moje nogi nie potrafiły usiedzieć w miejscu, cały czas trzęsąc się niekontrolowanie. Byłam zestresowana. Harry był już na miejscu, czekając na moje przybycie, a ja nadal siedziałam w domu jak ostatni tchórz. 

   - Może i nim byłam - pomyślałam w pewnym momencie. Przecież bałam się go spotkać. na jego widok wspomnienia tego, co miałam, a czego już nie odzyskam, bolało mnie serce. Zawsze to mi przytrafiały się najgorsze rzeczy w życiu. Brook i Aggie miały kochających i wspierających rodziców, ja miałam ojca i niebiologiczną, nienawidzącą mnie matkę. One miały idealnych mężów, ja miałam okrytych intrygami i kłamstwami narzeczonych i niedoszłych chłopaków. 

   Czasami naprawdę myślałam o tym, co musiałam zrobić, by nabawić się tyle nieszczęścia w życiu. Przecież nikogo nie zabiłam i nie byłam złą osobą.
   To wszystko było pokręcone. 

   - Masz owsiki w tyłku? - Judie weszła do mojego pokoju, gdzie zastała mnie w połowie ubraną. - Co się z tobą dzieję?
   Siedziałam na pufie naprzeciwko lustra w czarnych jeansach i staniku. Byłam w połowie przygotowań. 
   - Idę na spotkanie z Harrym - otarłam twarz rękoma, próbując przywrócić trochę życia na swojej twarzy. 
   Spojrzałam na Judie, która zmarszczyła brwi. Westchnęłam, gdy zrozumiałam, że nigdy nie usłyszała tego imienia. Zawsze mówiłam o nim mój były.

   - Moim byłym - odparłam. - Mam się z nim spotkać.
   - Nie mówiłaś przypadkiem, że nie chcesz wracać do przeszłości? - spytała podejrzliwie. - Miałaś wieść nowe życie w Bostonie. Czemu chcesz to wszystko zaprzepaścić? Brenda, robiłaś bardzo duże postępy. Co cię do tego znowu ciągnie? Zawiodłaś się na nich już jeden raz. Zrobisz to znowu. Chcę cię od tego uchronić.

   Przełknęłam głośno ślinę, zbierając myśli. 

   Nie mogłam przecież powiedzieć Judie tego, że pójdę tam ze względu na wieści, które chciał mi przekazać, ale to również była przeszłość. Ona widziałaby tylko to, że cofam się do punktu wyjścia, którego nie chciałam znowu powtarzać. Harry miał rację. Nawet jeżeli wypierałam w sobie to, że chciałam go spotkać, w głębi duszy wyczekiwałam i tego pragnęłam. Nawet, jeżeli mieliśmy rozmawiać o tym, co się już stało, nie o naszej przeszłości. Tęskniłam za tym. Tęskniłam za życiem w Nowym Jorku i tego, co tam osiągnęłam. Nawet jeżeli byłam na samym dole piramidy społecznej.
   - To skomplikowane - powiedziałam, rozdrażniona. Wyjaśnienia zajęłyby sporo czasu. Dzisiaj nie była na to pora. Możliwe, że nawet nigdy nie będzie na to pora. - Muszę już iść.

   Zgarnęłam zwykłą białą bluzkę i podeszłam do wyjścia, omijając przy tym zręcznie Judie. Ta natomiast tupnęła nogą i wyszła od razu za mną.

   - Nie możesz mnie tak zbywać. Przecież jesteśmy przyjaciółkami. Mówimy sobie o wszystkim, prawda?

   Chwyciłam płaszcz, który wisiał najbliżej mnie na wieszaku i schyliłam się, by założyć buty. Nie chciałam się teraz kłócić. Nie miałam na to siły. Judie jednak nie dawała za wygraną, zakładając ręce na piersi, wyczekując mojej odpowiedzi.
   Gdy w końcu podniosłam się z ziemi i wytarłam swoje kolana, na chwilę zamarłam. 
   - Tak jak wtedy, gdy nie powiedziałaś mi, że twój tata jest trenerem jednego z lepszych zespołów koszykarskich w kraju? - zapytałam, od razu tego żałując. 

   Judie nastroszyła się, cofając jedną nogą do przedpokoju. Wyglądała, jakby chciała mi przyłożyć w twarz. Nie zdziwiłabym się, gdyby tego za chwilę nie zrobiła.
   Pokręciłam głową. Nie miałam tego na myśli. Po prostu powiedziałam pierwsza lepszą rzecz, która wydawała mi się ją uciszyć. 
   Podeszłam do Judie, próbując złapać ją za dłoń. Odepchnęła mnie.
   - Przepraszam, nie miałam tego na myśli - odparłam, próbując naprawić jakoś sytuację. 
   - Wiesz, że zrobiłam to dlatego, by siebie chronić. - Jej poważny głos rozległ się po długim korytarzy, wywołując w moim brzuchu dziwny uścisk. Bałam się. - Mówiłam ci, ile facetów mnie porzuciło, bo zrozumieli, że nie dopuszczę ich do swojego taty i nie wybudują na mnie swojej kariery. Wiedziałaś, że to dla mnie trudne.
   - Judie, przepraszam cię - czułam, jak coraz ciężej było powstrzymywać się przed płaczem. 
  - Możesz już wyjść? - uniosła rękę, przecierając nią twarz ze zmęczenia. - Tylko nie proś mnie potem, bym znowu była tą, która będzie to musiała wszystko poskładać.
   I po prostu odeszła w stronę salonu. 
   Szybko złapałam za swoją torebkę i drżącymi rękami próbowałam zamknąć kluczami drzwi. Wszystko było tak niewyraźne przez łzy, które powoli spływały z moich oczu. W pewnym momencie poddałam się i rzuciłam klucze na ziemie, siadając na schodach.
   Rozpłakałam się, chowając głowę pomiędzy nogi, przykrywając się jeszcze rękoma. To nie tak miało wszystko wyglądać. Miałam tam po prostu iść i dowiedzieć się, co się stało. Żadnych zobowiązań. Żadnych głębszych rozmów. Zwykłe spotkanie znajomych po latach. Nie miałam zamiaru na nowo się w nim zakochiwać. 

   A może jednak miałam? 
   Otarłam rękawem policzek. wstając z zimnych schodów. Nie wyzdrowiałam na tyle mocno, by siedzenie na lodowatych posadzkach uchodziło mi na sucho. 

   Sprawdziłam godzinę na telefonie. Była chwila po szesnastej. 

   Westchnęłam, biorąc pierwszy krok. 
   - Oby Judie nie miała racji - szepnęłam do siebie, próbując poukładać sobie plan rozmowy.
   Najważniejsze było to, by nie ukazywać swoich emocji. Łatwo powiedzieć.

   

Chłopak z metra | H.S. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz