08.1

1.1K 135 51
                                    

   Weekend zawsze wydawał mi się dobrym czasem, by odpocząć od dnia codziennego; od tego wszystkiego, co sprawiało, że czasami miałam dość i chciałam się poddać. Przez ten czas mogłam zregenerować swoje siły. Dać upust swoim emocjom i wyciszyć swój umysł. Zazwyczaj spędzałam ten czas na kanapie, w mojej najwygodniejszej kanapie, jedząc płatki śniadaniowe i pijąc wystudzoną herbatę. Ten weekend był jednak inny.

   - Posuń się - Judie przesunęła mnie biodrem na kanapie, zabierając mi przy tym pół koca, który już wygodnie leżał na moich kolanach.

   Patrząc na dzisiejszą pogodę, można było powiedzieć jedynie, że nie wygląda to na wiosnę. Była to raczej późna jesień. W mieszkaniu było bardzo zimno przez to, że zapomniałyśmy zamknąć na noc okna, przez co musiałyśmy teraz płacić za swoje. Nie chciałyśmy włączać ogrzewania, bo to oznaczałoby wybór. Wybór pomiędzy nowymi butami a  dużym rachunkiem za ogrzewanie. Odpowiedź była prosta. Te buty błagały się, żeby je kupić. Koc musiał wystarczyć.

   - Dziwnie widzieć cię w domu o tej godzinie - powiedziałam, próbując wtulić się w zimną poduszkę, którą znalazłam za kanapą.
   Miałam ciarki za każdym razem, gdy Judie wierciła się pod kocem.

   - Mówiłam ci - westchnęła - próbuję się zmienić.

   - Wiem - złapałam za pilota, próbując wyszukać coś ciekawego w stanowej telewizji. Była dopiero dziewiąta. Zapomniałam, że telewizje śniadaniowe były wtedy na każdym kanale. Poddałam się przy dziesiątej stacji, oddając wybór Judie. - Po prostu nadal nie mogę się przyzwyczaić.
   - Nie narzekaj - burknęła, poprawiając swoje roztargane po nocy włosy. Mogłam się założyć, że dopiero co wstała i nie przeglądała się jeszcze w lustrze. - Robię to dla ciebie. Nie chcę, żebyś myślała o mnie w zły sposób.

   - Za późno - podniosłam brwi, spoglądając na nią z ukosa, przez co dostałam od niej z łokcia prosto w brzuch.
   - Jesteś niemiła.

   - A ty brutalna - odchrząknęłam, łapiąc się za gardło.
   - Dobra - odparła - pójdę zrobić sobie kawę, jeżeli tak bardzo ci przeszkadzam.
   Pokręciłam głową, gdy wstała z kanapy, zabierając przy tym pilota i skierowała się do kuchni. Spojrzałam na ekran, przykrywając się wcześnie zabranym kocem. Mogłam tak leżeć cały dzień. Nawet jeżeli oznaczałoby to, że miałabym oglądać nudne wiadomości na CNN przez kolejne bite godziny.

   Judie wiedziała, co robi.
   Ułożyłam głowę na oparciu, wpatrując się w uśmiechniętą Maribel Aber, która umilała mi ciszę nowymi wiadomościami. Nie wierzyłam, że kobiety w telewizji, a zwłaszcza reporterki są w stanie wytrzymać bez wstrzykiwania sobie botoksu. 
   Zmrużyłam oczy, zatrzymując wzrok na jej policzkach. To było nienormalne, by uśmiechać się tak perfekcyjnie bez żadnych zmarszczek.

   Robin Meade, główna prowadząca show była tylko kolejnym przykładem tego niewyjaśnionego fenomenu.

   
   
    
    Gdy zadzwonił telefon, podskoczyłam na kanapie, nie spodziewając się głośno ustawionego dzwonka. Byłam przekonana, że wyłączałam go na noc, by nic nie zdołało mnie wybudzić z mojego leczniczego snu. 
   Był zagrzebany gdzieś pod moimi nogami. Przerzuciłam kilka warstw koca, by dostać się do wibrującego przedmiotu.
   - Halo? - odblokowałam telefon, niepewnie zaczynając rozmowę. Numer był nieznany.

   Nie lubiłam odbierać takich telefonów. Najczęściej dzwoniły do mnie firmy, które proponowały różne spotkania, a ja później nie potrafiłam im odmówić i ostatecznie spotykałam się w domu kultury z starszymi osobami, które nie miały co innego do roboty, słuchając o nowych odkurzaczach, które miały zmienić nasze dotychczasowe życie.
   Nie umiałam powiedzieć nie. Ci ludzie byli zbyt mili.

   - Mieszkasz z Judie? - usłyszałam męski głos, który wydawał się stale poruszać. Słyszałam szum wiatru i trąbiące samochody.

   Byłam zdezorientowana.

   Zacisnęłam rękę na słuchawce, kurcząc się na kanapie.
   - Kto mówi? - zapytałam, spoglądając w okno.
   Nie mieszkałyśmy przy ulicy, więc raczej nikt nie dałby rady nas podglądać. W głębi duszy czułam jednak lekki niepokój. Nie pamiętałam, bym dawała komuś nowemu mój numer telefonu.
   - Vex - prychnął, jakby naprawdę wydawało mu się, że jego głos był rozpoznawalny nawet przez zagłuszające go otoczenie.

   Westchnęłam, rozluźniając się.
   - Czego chcesz? Mamy trening dopiero we wtorek.

   Spojrzałam na zewnątrz. Wiatr zmagał się coraz bardziej. Drzewa tańczyły pod jego naciskiem, wyginając się na wszystkie strony świata. 
   - Odpowiedz na pytanie - jego głos przez chwilę wydał się wyraźniejszy.

   Vex nawet nie przejął się moją odpowiedzią. Jakby jej w ogóle nie usłyszał.
   Nie chciałam, by odwiedzał nas w naszym mieszkaniu. Nawet jeżeli Judie się z nim przyjaźniła. To była nasza przestrzeń. Jeszcze żaden facet nie przekroczył granicy naszych drzwi. Damska sfera wyłącznie.
   - Tak - odpowiedziałam. 
   Telefon znowu zaczął wydawać dziwne dźwięki. Vex musiał być znowu w ruchu. 
   Zapadła chwila ciszy.

   - Będę za trzy minuty. Załóż coś sportowego. Zabieram cię na bieganie.
   Po czym rozłączył się.

   Upuściłam telefon na koc, utrzymując twarz w ciągłym szoku. Czy Vex właśnie zaprosił mnie na bieganie? Nienawidziłam biegać. Na pewno z nim nigdzie nie wyjdę. Poza tym było za zimno, by wykonywać jakiekolwiek czynności na dworze.
   Po chwili rozległo się pukanie do drzwi. Wiedząc, kto za nimi stoi, szybko wstałam z kanapy, okrywając się kocem.
   - Idę! - krzyknęłam, gdy zauważyłam, że Judie wychodzi już z kuchni na korytarz zdezorientowana równie mocno co ja. - To Vex.
   Na Judie ustach szybko zagościł chytry uśmiech. Wiedziałam, co chciała zrobić. Ubiegła mnie, podbiegając do drzwi i szeroko je otwierając, przywitała stojącego w nich Vexa.
   - Co cię do nas sprowadza? - zapytała, przytulając go do swojego ciała. Vex był ubrany w czarne spodenki oraz koszulkę z długim rękawem. Oczywiście była we wzór moro. To był jego znak rozpoznawczy. 
   Wyjął słuchawki z uszu zaraz po tym, gdy się przywitali. 
   - Czyli tak ze mną rozmawiał - pomyślałam, gdy wkładał słuchawki do otwartej kieszeni swoich spodni. Zatrzymałam na nich wzrok o kilka sekund za dużo.

   - Nie jesteś jeszcze gotowa - zauważył, gdy przeskanował mnie wzrokiem. Tak samo, jak ja zrobiłam to chwilę temu.

   - Umówiliście się? - Judie, zmieszana spoglądała raz na mnie, raz na niego. 
   Musiałam wyglądać komicznie. Cała owinięta kocem, aż po samą szyję. Judie musiała być skonsternowana. W końcu nie wyglądało na to, jakbym miała gdzieś wychodzić.
   - Nigdzie z nim nie idę. Jest za zimno na bieganie - oparłam się głową o zimną ścianę. Nawet to sprawiało mi fizyczny ból. Vex musiał zapomnieć o bieganiu. Zwłaszcza z moją osobą. 
   - Musisz. Nie masz wyboru - spojrzał na mnie wyzywająco. Nie zwracał uwagi nawet na to, że w pomieszczeniu znajdowała się Judie, która lubiła tworzyć nowe konspiracje. Na pewno już w myślach tworzyła coś zwariowanego i szalonego włączając w to mnie i Vexa. Miałam przekichane. - Ćwiczymy dzisiaj twoją kondycję.

   - Brenda, nie bądź zrzędą - Judie przewróciła oczami. - Sama ostatnio narzekałaś, że Vex wymyśla ci same głupie ćwiczenia. Bieganie to całkiem fajna zabawa. A już na pewno nie jest bezsensowna. Wzmocnisz się.

   O nie. Wiedziałam do czego zmierzała. Nie podobało mi się to. 

   Spojrzałam na Vexa. Uśmiechał się pod nosem. Na pewno zdążył mnie już znienawidzić. Widziałam to w jego spojrzeniu. Kpił ze mnie i z przytoczonych lekką interpretacją słów Judie.  

   - Okej. Pójdę - westchnęłam, rzucając koc na wieszak w korytarzy. - Jezu, ale z was dzieci.

   Chociaż wiedziałam, że to ja byłam z naszej trójki największym dzieckiem.

TAK, WIEM. NIE MA HARRY'EGO. ALE CZEKAJCIE. JESZCZE CHWILA XD

Chłopak z metra | H.S. Where stories live. Discover now