34

1.3K 155 77
                                    

Nie wiedziałam, ile przesiedziałam w szatni, ale czułam, że sala powoli zapełniała się gośćmi. Po wypłakaniu oczu cztery razy pod rząd, pomyślałam, że nie warte to jest mojego zachodu, po czym zaczynałam płakać od nowa. Próbowałam przeskanować całe swoje dzieciństwo i zachowanie mamy, które uważałam za raniące. Teraz wiedziałam, czemu byłam tak traktowana. Rozumiałam, dlaczego mama kryła do mnie niechęć od pierwszych chwil mojego życia. Dlaczego zawsze wydawała się bardziej starać o dobro Brooklyn i Aggie. Ja nie byłam jej córką. Nie chciała mnie. Na pewno coś musiało się stać pomiędzy rodzicami, skoro po mnie przyszła na świat również Aggie. 
- Czy ona była biologiczną córką? - zapytałam siebie w myślach. Słowo "biologiczny" przechodziło mi przez głowę milion razy w ciągu ostatnich kilku chwil.
Aggie musiała być jej córką. Inaczej traktowałaby ją tak samo jak mnie. Oschle. 
Teraz zrozumiałam, czemu nigdy nie potrafiłam się z nią dogadać. Bo ona nigdy nie chciała stworzyć ze mną więzi. 
Przez chwilę nawet spróbowałam postawić się w jej sytuacji. Moment, w którym dowiadujesz się, że twój mąż przespał się z inną kobietą i mają ze sobą dziecko. Zaczęłam jej wtedy współczuć, ale później przypominałam sobie, co mi robiła, i współczucie umykało w kolejnej chwili. 
- Brenda! 

Gdy weszłam do sali balowej, pokój zapchany był po brzegi w ludziach, którzy liczyli się w świecie show biznesu. Wydawało mi się nawet, że przez moment widziałam również twarz modelki, którą ostatnio widziałam na bilbordzie lokującym nowy perfum od Diora. Miała charakterystyczną twarz.
- Brenda! - odwróciłam się do źródła krzyku. Brooklyn przebijała się przez tłum ludzi, przepraszając ich co chwile, by przepuścili ją w przejściu. 
- Czy nadal będę ją mogła nazywać siostrą? - przeleciało mi przez myśl.

Oczywiście, że mogłam. Byłam głupia, że nawet przez chwilę o tym pomyślałam. Znałam ją od urodzenia. Czułam do niej siostrzaną miłość. Taką samą jaka wytworzyła się pomiędzy mną a Aggie. Nie mogła tak po prostu przeminąć, nawet jeżeli ktoś powiedział, że nie jesteśmy biologicznymi siostrami. W koncu w połowie dzieliłyśmy ze sobą geny. Miałyśmy ze sobą wiele wspólnego.
- Tu jestem - odezwałam się, sprawdzając swoje policzki. Nadal były gorące od spływających po nich łzach, ale makijaż potrafił zdziałać wszystko, przez co nie wyglądałam jak ona i mama na ślubie Aggie. Byłam zawsze przygotowana. - Co się stało?
- Co się stało? - powtórzyła, łapiąc za moje ramiona. Przez moment chciałam ją odepchnąć, ale odrzuciłam te myśli. - Szukamy cię od godziny. Tata mówił, że poszłaś się na chwilę odświeżyć, ale to nie była chwila.
- Miał rację - wolałam na razie trzymać się jego wersji. Podczas dzisiejszego wieczoru nie potrzebowałam większej ilości łez. I tak już dużo zostawiłam za ścianą. - Poszłam się przewietrzyć. Duszno tu.
- Okej - widziałam, że była niepewna. Nie wiedziałam jednak, z jakiego powodu. Spojrzała za moje plecy, próbując złapać kogoś wzrokiem. - To ty załatwiłaś kapelę na dzisiejszy wieczór?
- Tak - przymknęłam oczy. Dlaczego Brook była tak sceptycznie nastawiona? - Coś z nimi nie tak?
- Może - powiedziała, wskazując mi ruchem głowy, bym odwróciła się w stronę sceny. Przez jej podchody, coraz bardziej bałam się kolejnej chwili swojego życia. Dlaczego jak coś musiało się popsuć, co psuło się po całej linii? - Chyba, że nie masz nic przeciwko temu, że gra tam twój były. Ethan nie miał zostać prawnikiem?
Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, gdy ujrzałam Ethana, który stał przy mikrofonie prowadzącym, zapodając lekki rytm gitary, którą trzymał w ręku. Byłam tak skonsternowana, że najlepiej cofnęłabym się w czasie i nigdy nie przyszła na tę imprezę. Czy to był ten moment, gdy wszystko stawało w miejscu, ukazując, jak bardzo źle mi się powodzi w życiu?
Ethan posłał mi lekki ale zadziorny uśmiech. odnajdując mnie w tłumie.
- Wiedziałaś, że gra w tym zespole?
Wpatrywałam się w scenę z nieodgadnionym wyrazem twarzy. To dlatego Harry opuścił zespół? Dowiedział się, że jego kolega jest moim byłym i nie chce, by to stało się niekomfortowe? Nie potrafiłam myśleć logicznie, gdy wszystkie nowe informacje napływały do mojej głowy.
Przed chwilą dowiedziałam się o tym, że nie jestem z prawego łoża, a teraz były narzeczony gra na imprezie firmowej mojego ojca? Czy to nie było zbyt pokręcone, by było prawdziwe?
- Nie miałam bladego pojęcia - wyszeptałam, nie przejmując się, czy Brook mnie usłyszała czy nie. Doszłam do tego momentu, gdzie naprawdę nie obchodziło mnie nic wokół. Potrzebowałam alkoholu. - Dasz mi chwilę?
Ruszyłam przez tłum w stronę sceny, na której znajdował się już cały zespół. Jeszcze nie zaczęli, przez co miałam idealną okazję, by zmierzyć się z nim twarzą w twarz. Musiałam porozmawiać z Ethanem. 
Przepychałam się przez ludzi, nie przepraszając ich nawet wtedy, gdy przypadkiem szturchnęłam ich łokciem. W końcu byłam na tyle wyczerpana myśleniem, że po prostu szłam tam bez emocji. Wtedy nie czułam aż takiego bólu.
- Musimy porozmawiać. Teraz.
Nie marnowałam nawet czasu, by wdrapywać się po schodach na zaplecze dźwiękowe. Stanęłam przed podestem, na którym stał zespół i po prostu powiedziałam to do Ethana. On również nie ukrywał, że obserwował mnie od momentu, gdy przekroczyłam próg tego pokoju. Był szeroko uśmiechnięty, jakby naprawdę cieszył się z naszego spotkania.
- Brenda, jakbyś nie zauważyła, jestem w pracy - przekrzywiłam głowę na bok, jakbym naprawdę wydawała się go słuchać. 
- Dadzą sobie bez ciebie radę - spojrzałam na Duke'a, który wydawał się zaniepokojony, patrząc na naszą dwójkę. Zastanawiałam się, czy on również wiedział o tej sytuacji. Widocznie tak, ponieważ Kai siedział zdrętwiały za perkusją, przerywając swoją grę. - To jak? Schodzisz?
Rozejrzał się na boki, po czym zdjął gitarę i pokazał mi ruchem ręki, bym poszła za nim na zaplecze. Może to było bezpieczniejsze miejsce do takich rozmów. 
Już wyobrażałam sobie, co mu powiem, jednak nic nie przychodziło mi do głowy. Jakbym znalazła pustkę.
- To o czym chciałaś porozmawiać? - zaplótł ręce na klatce piersiowej, udając, że nie wiedział, o co chodziło. Po wyrazie jego twarzy można było jednak stwierdzić, że wiedział o wiele więcej ode mnie. Mały uśmiech w kąciku ust zdradzał go. Siedział w tym po uszy. - Może o twoim nowym chłopaku? Nie powiedział ci, że gramy razem w zespole? To znaczy graliśmy.
- Co ty mu zrobiłeś? - zapytałam, czując gniew rosnący w mojej klatce piersiowej. To, że włączał w tą rozmowę Harry'ego, rozjuszało mnie jeszcze mocniej. 

- Sam odszedł - odparł. To wydawało się najnormalniejsze zdanie, jakie powiedział przez ten cały czas. Zero ukrytego sensu. - Nie miałem w tym swojego udziału.
- Czy moja mama wie, że tu jesteś? - Samo słowo mama wywołało smak żółci na moim języku. Sama nawet nie wiedziałam, czy nadal mogłam ją tak nazywać. 
- Tak. Nie była tym jednak zaskoczona. Wiedziała, że gram w tym zespole - przełknęłam ślinę.
No tak. Kolejne sekrety, o których nie miałam pojęcia. 
- Jest coś jeszcze, o czym nie wiedziałam? - Ethan nagle jeszcze bardziej zaciekawił się rozmową. Przed chwilą wyglądał jeszcze, jakby chciał stąd uciec i nigdy nie wracać. Teraz wydawał się tym nawet przejmować. Uśmiechnął się do mnie, ukazując równy rząd swoich białych zębów. Oczywiście, że były perfekcyjne. Aparat ortodontyczny i milion wybielań zębów dały jakieś efekty. 
Teraz niestety nie widziałam w nim tego, co mnie pociągało.
- Twój kochaś ci nie powiedział?
- On ma imię - warknęłam, chociaż powoli zaczynałam nawet wątpić w czystość zeznań Harry'ego. W końcu ostatnio zachowywał się bardzo dziwnie. - Czemu odszedł?
- Nie chciał mieć ze mną nic wspólnego.
Wcale mu się nie dziwiłam.

- To wszystko? - zapytałam, przechodząc z nogi na nogę. Szpilki powoli zaczęły uwierać mnie w nogi. Chciałam gdzieś usiąść.
- Poza tym, że założył się ze mną, że cię przeleci, to nic - nagle ból nóg wcale nie wydawał się tak zły.

- Co ty powiedziałeś? - mój głos stał się bezwzględny. 
- Nie powiedział ci o tym? - przyłożył rękę do twarzy, jakby naprawdę chciał się nad czymś zastanowić. Nie wiedziałam, na kim zawiesić swoją nienawiść. - Harry założył się ze mną o pieniądze, że uwiedzie cię i przeleci. Kai mu to odradzał, ale chłopak strasznie potrzebował kasy, więc przyjął to wyzwanie. Poza tym mnie nie było na miejscu, więc wszystko stało dla niego otworem.
- Kłamiesz. - Obiecałam sobie, że nie rozpłaczę się kolejny raz. Może jednak nie dotrzymam tej obietnicy.
- Brenda, chyba ty naprawdę nie wiesz, jak ciężkie życie wiodą muzycy tacy jak Harry. Dałem mu propozycję nie do odrzucenia, a on ją przyjął. Takie jest życie. Powinnaś się z tym pogodzić.
- Jesteś potworem - spróbowałam go popchnąć, ale jedyne co zrobiłam, to uderzyłam się w rękę, próbując złapać go za koszulkę.

- To nie ja przyjąłem zakład - odsunął się do tyłu, poprawiając swoją koszulkę. - A teraz przepraszam. Zespół mnie wzywa.
Wbiegł na scenę, zostawiając mnie za sobą. 
Dopiero gdy odszedł zrozumiałam, co tak naprawdę stało się przed chwilą. Zrozumiałam, że wszystko, co działo się wokół mnie, było jedynie iluzją. Nic niewartą ekranizacją czegoś, co nie było prawdziwe. Moje życie nie było prawdziwe. 
Przeszłam wzdłuż korytarza, wychodząc przed główne wejście lokalu. Nie potrzebowałam być na tej imprezie. W zasadzie wcale nie chciałam na niej być.
Podeszłam do taksówki, wsiadając na tylne siedzenie.
- Gdzie panią zawieść? - zapytał się kierowca, wkładając kluczyki do stacyjki. Przez chwilę zastanowiłam się, podając mu adres.
W końcu chciałam zapić czymś smutki. A jedyne miejsce, jakie uważałam za odpowiednie, był bar.

Chłopak z metra | H.S. Where stories live. Discover now